Zaginiona . Блейк Пирс
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaginiona - Блейк Пирс страница 13
Wydawało mu się, że ona szuka punktu zaczepienia. Na terenie, który przeczesywali, znajdowały się tuziny sklepów z zabawkami. Lepiej by było, stwierdził, gdyby technicy kryminalni nadal skupiali się na producentach lalek. Choć jak do tej pory bez efektu.
– Zapytałabym, co to za sprawa – zagadnęła Ruth. – Ale raczej nie powinnam.
– Nie – odparł Bill. – Raczej nie powinnaś.
Nie żeby sprawa była tajemnicą. Nie po tym, jak ludzie senatora Newbrougha wydali na ten temat oświadczenie prasowe. Media pękały już w szwach od tych wiadomości. W FBI jak zwykle urywały się telefony z błędnymi wskazówkami, a internet aż huczał od dziwacznych teorii. Wszystko to zaczynało być nieznośne.
Tylko po co o tym mówić tej kobiecie? Wydawała się miła, a jej sklep tak czysty i niewinny, że Bill nie chciał denerwować jej czymś tak mrocznym i szokującym jak seryjny morderca z obsesją na punkcie lalek.
Była jednak rzecz, o którą musiał zapytać.
– Powiedz mi… – zaczął. – Ilu z twoich klientów to osoby dorosłe? Mam na myśli dorosłych bez dzieci.
– Och, to zdecydowanie większość moich klientów. Kolekcjonerzy.
Bill był zaintrygowany. Nigdy by na to nie wpadł.
– Jak sądzisz, dlaczego oni zbierają lalki?
Kobieta obdarzyła go dziwnie chłodnym uśmiechem.
– Bo ludzie umierają, Billu Jeffreysie – odparła łagodnie.
Teraz Bill zdumiał się naprawdę.
– Słucham?
– Kiedy się starzejemy, tracimy ludzi. Przyjaciele i bliscy umierają. Czujemy żal. A lalki zatrzymują dla nas czas. Pomagają zapomnieć o stracie. Dają ukojenie i pocieszenie. Rozejrzyj się tylko. Są tu lalki, które mają ponad sto lat, i takie prawie nowe. W niektórych przypadkach nie da się ich rozróżnić. Są wiecznie młode.
Bill rozejrzał się wokół i poczuł nieswojo pod spojrzeniem tych wszystkich wpatrzonych w niego stuletnich zabawek. Zastanawiał się, ilu ludzi przeżyły. Czego były świadkami? Miłości, złości, nienawiści, przemocy? A jednak wciąż gapiły się tym samym pustym wzrokiem.
Nie rozumiał ich.
Ludzie powinni się starzeć, pomyślał. Wziąwszy pod uwagę całe to panujące na świecie zło i strach, powinni robić się starzy, pomarszczeni i siwi. Jak on. Jeśli pomyśleć o wszystkim, co widziałem, byłoby grzechem wciąż wyglądać tak samo, stwierdził. Miejsca zbrodni zapuściły w nim korzenie i sprawiły, że nie chciał już pozostawać młody.
– One także nie są żywe – powiedział w końcu.
Uśmiech kobiety zmienił się w słodko-gorzki, niemal współczujący.
– Czy aby na pewno, Billu? Większość moich klientów by się z tobą nie zgodziła. Ja chyba też nie.
Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał chichot właścicielki. Ruth podała Billowi kolorową broszurę pełną zdjęć.
– Tak się składa, że wybieram się wkrótce na targi do Waszyngtonu. Może też chcesz pojechać? Kto wie, czy nie znajdziesz tam jakiejś wskazówki dotyczącej tego, czego szukasz.
Bill podziękował i wyszedł ze sklepu, wdzięczny za informację o targach. Liczył, że Riley będzie mu towarzyszyć. Pamiętał, że tego popołudnia miała przesłuchać senatora Newbrougha i jego żonę. Było to ważne spotkanie, nie tylko dlatego, że senator mógł dostarczyć cennych informacji, ale również ze względów prestiżowych. Przez tego człowieka całe FBI siedziało jak na szpilkach. Riley była idealnym agentem do przekonania go, że biuro robi wszystko, co w jego mocy.
Tylko czy rzeczywiście tam pojedzie?, zastanawiał się Bill.
Dziwaczny był ten brak pewności. Jeszcze sześć miesięcy temu Riley była jedyną pewna rzeczą w jego życiu. Ufał jej bezgranicznie. Jednak jej stan psychiczny, wyraźnie nie najlepszy, go martwił.
Co więcej, Bill tęsknił za Riley. Jej zdumiewająco bystry umysł był potrzebny przy takiej sprawie, jak ta. A ostatnie sześć tygodni uświadomiło mu również, że potrzebuje jej przyjaźni.
A może, w głębi duszy, czegoś więcej?
ROZDZIAŁ 8
Riley podążała dwupasmową autostradą, popijając napój energetyczny. Był słoneczny ciepły poranek. Przez opuszczone szyby wpadał świeży zapach siana. W dolinie między dwoma pasmami wzgórz widziała upstrzone bydłem niewielkie pastwiska.
Podobało jej się tutaj.
Nie przyjechałam tu, żeby czuć się dobrze, napomniała się w duchu. Miała zadanie do wykonania.
Skręciła w wyjeżdżoną żwirową drogę i po minucie czy dwóch dotarła do skrzyżowania. Odbiła do parku narodowego, ujechała kawałek i zatrzymała auto na spadzistym poboczu.
Wysiadła i przeszła przez otwartą przestrzeń, aż do wysokiego rozłożystego dębu w północno-wschodnim rogu łąki.
To było to miejsce. To tutaj znaleziono dość niezdarnie wsparte o drzewo ciało Eileen Rogers. Byli tutaj z Billem sześć miesięcy temu. Riley zaczęła odtwarzać wszystko w pamięci.
Największą różnicą była pogoda. Wtedy był środek grudnia i bardzo zimno. Ziemię pokrywała cienka pierzynka śniegu.
Wróć!, nakazała sobie Riley. Wróć i to poczuj.
Wzięła kilka głębokich wdechów, aż wyobraziła sobie, że czuje tamto przeszywające powietrze wpadające do jej tchawicy. Niemal zobaczyła gęsty opar tworzący się na mrozie przy każdym wydechu.
Nagie ciało było zmarznięte na kamień. Trudno było określić, które z wielu ran na nim są śladami po nożu, a które pęknięciami i szczelinami wywołanymi lodowatym zimnem.
Riley odtworzyła ten obraz w głowie co do najmniejszego szczegółu. Peruka. Namalowany uśmiech. Przyszyte powieki. Sztuczna róża w śniegu między rozłożonymi nogami trupa.
Wizja była wystarczająco żywa. Teraz Riley musiała zrobić to samo, co wczoraj: wyobrazić sobie, co czuł morderca.
Po raz kolejny zamknęła oczy, rozluźniła się i osunęła w czeluść. Gdy wkraczała w umysł zabójcy, poczuła znajomy zawrót głowy. Chwilę później już była przy nim, w nim, i widziała dokładnie to, co widział on. I czuła to, co on czuł.
Jechał tutaj w nocy, bardzo niepewny. Obserwował nerwowo drogę, przejęty lodem pod kołami. Co jeśli straciłby kontrolę i wpadł do rowu? Miał w aucie trupa. Na pewno by go złapano. Musiał jechać ostrożnie. Liczył, że kolejne morderstwo pójdzie już łatwiej, tymczasem był roztrzęsiony.
Zatrzymał