Złoczyńca, Więźniarka, Królewna . Морган Райс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Złoczyńca, Więźniarka, Królewna - Морган Райс страница 5

Złoczyńca, Więźniarka, Królewna  - Морган Райс O Koronie I Chwale

Скачать книгу

plecy od tyłu. Pamiętał szok, który poczuł, gdy Tajfun go zdradził.

      Ciałem Thanosa zawładnął ból, promieniując jak rozwijający się pąk kwiatu od rany na jego plecach. Bolało go przy każdym oddechu. Próbował unieść głowę – lecz osunął się jedynie bez przytomności.

      Gdy ocknął się kolejny raz, leżał znów twarzą w piasku i spostrzegł upływ czasu jedynie po tym, że rozpoczął się przypływ i woda omywała jego pas, a nie tylko kostki. Zdołał wreszcie unieść głowę na tyle wysoko, by dostrzec inne ciała na plaży. Trupy zdawały się okrywać powierzchnię ziemi, rozciągając się na białym piasku daleko jak mógł sięgnąć okiem. Ujrzał mężczyzn w zbrojach Imperium, leżących w miejscach, w których polegli, pośród obrońców, którzy oddali życie za swój dom.

      Odór śmierci wypełnił jego nozdrza i Thanos ledwie powstrzymał się przed tym, by nie zwymiotować. Nikt nie rozdzielił jeszcze poległych na przyjaciół i wrogów. Takimi drobnostkami zajmą się, gdy bitwa się zakończy. Być może Imperium pozostawi ich przypływowi; obejrzawszy się za siebie Thanos spostrzegł krew w wodzie i wynurzające się spośród fal płetwy. Nie były to jeszcze wielkie rekiny, raczej padlinożercy niż drapieżcy – ale czy musiały być wielkie, by pożreć go, gdy nadejdzie przypływ?

      Thanos poczuł, że ogarnia go panika. Spróbował przesunąć się po plaży, przyciągając się rękoma, jakby czołgając się po piasku. Wykrzyknął z bólu, podciągając się przed siebie może o jakieś pół długości swego ciała.

      Znów pociemniało mu przed oczyma.

      Gdy odzyskał przytomność, leżał na boku i patrzył na postaci, które się nad nim pochylały. Były wystarczająco blisko, by mógł ich dotknąć, gdyby miał na to siłę. Nie wyglądali na żołnierzy Imperium – nie wyglądali wcale na żołnierzy – a Thanos spędził wystarczająco dużo czasu pośród wojowników, by poznać różnicę. Ci tutaj, młodszy mężczyzna i starszy, wyglądali bardziej na rolników, prostych ludzi, którzy pewnie uciekli z własnych chat, by uniknąć rzezi. To nie oznaczało jednak, że byli mniej niebezpieczni. Obaj trzymali w dłoniach noże i Thanos zaczął się zastanawiać, czy też zbierają to, co pozostało, jak rekiny. Wiedział, że po bitwach zawsze znajdą się tacy, którzy będą chcieli obrabować zmarłych.

      - Ten jeszcze oddycha – odezwał się jeden z mężczyzn.

      - Widzę. Poderżnij mu gardło i po sprawie.

      Thanos naprężył mięśnie, jego ciało szykowało się do walki, choć tak naprawdę nie byłby w stanie się poruszyć.

      - Spójrzże na niego – upierał się młodszy. – Ktoś dźgnął go w plecy.

      Thanos spostrzegł, że starszy mężczyzna nieznacznie zmarszczył brwi. Stanął za Thanosem, tak, że ten go nie widział. Młodzieniec zdołał powstrzymać się od krzyku, gdy mężczyzna dotknął miejsca, w którym krew wciąż wypływała z rany. Był księciem Imperium. Nie zamierzał okazać słabości.

      - Chyba masz rację. Pomóż mi przenieść go tam, gdzie nie pożrą go rekiny. Pokażemy go reszcie.

      Thanos ujrzał, jak młodszy mężczyzna kiwa głową. We dwóch zdołali go podnieść, wraz ze zbroją i całą resztą. Tym razem Thanos wykrzyknął, nie potrafiąc zapanować nad bólem, gdy nieśli go przez plażę.

      Rzucili go jak kłodę wyrzuconą przez morze na brzeg, poza linią porzuconych przez wodę wodorostów, i pozostawili na suchym piasku. Odeszli spiesznie, lecz Thanos był zbyt pogrążony w bólu, by patrzeć, jak odchodzą.

      Nie mógł odmierzyć upływu czasu. W oddali wciąż słyszał bitewny zgiełk, krzyki pełne okrucieństwa i złości, okrzyki bojowe i sygnały alarmowe. Bój mógł jednakże toczyć się kilka minut lub wiele godzin. Mógł zakończyć się po pierwszej szarży albo trwać tak długo, aż każda ze stron będzie się już zataczać z braku sił. Thanos nie wiedział, jak było w tym przypadku.

      Wreszcie podeszło do niego kilku mężczyzn. Ci wyglądali na żołnierzy. Thanos dostrzegł w nich hardość, którą zyskuje się po stoczeniu walki o swe życie. Łatwo było poznać, który z nich jest przywódcą. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna idący na przedzie nie miał na sobie bogato zdobionej zbroi, jaką mógłby nosić imperialny generał, lecz pozostali zbliżając się do Thanosa wyraźnie oczekiwali na jego rozkazy.

      Przybysz przekroczył już pewnie trzydziesty rok życia. Jego broda była równie ciemna, jak włosy, a sylwetka – choć smukła – kryła w sobie siłę. Po obu bokach do pasa przytroczone miał dwa krótkie miecze i Thanos przypuszczał, że nie znajdują się tam wyłącznie na pokaz, zważywszy na to, że jego dłonie odruchowo krążyły nad ich rękojeściami. Spostrzegł, że mężczyzna w milczeniu obserwuje bacznie każdy zakątek plaży, wypatrując zasadzki, wybiegając myślami naprzód. Spojrzał Thanosowi w oczy i na jego ustach pojawił się uśmiech, za którym kryła się osobliwa żartobliwość, jak gdyby mężczyzna ujrzał coś, czego nikt inny na całym świecie nie widział.

      - To po toście mnie tu sprowadzili? – zapytał dwóch mężczyzn, którzy znaleźli Thanosa, a którzy teraz wyszli naprzód. – Żebym zobaczył konającego imperialnego żołnierza w zbroi zbyt wypolerowanej, by mogło mu to wyjść na dobre?

      - Ale to arystokrata – odezwał się starszy z mężczyzn. – Widać po zbroi.

      - I został dźgnięty w plecy – dodał młodszy. – Chyba przez swoich.

      - Nie jest zatem wystarczająco dobry nawet dla szumowin, które usiłują przejąć naszą wyspę? – odrzekł przywódca.

      Thanos patrzył, jak mężczyzna przysuwa się i klęka obok niego. Być może zamierzał doprowadzić do końca to, co zaczął Tajfun. Żaden żołnierz Haylonu nie okaże serca tym po przeciwnej stronie konfliktu.

      - Cóż takiego uczyniłeś, że twoi ludzie próbowali cię ukatrupić? – zapytał przybysz tak cicho, że usłyszał go jedynie Thanos.

      Młodzieniec zdołał potrząsnąć głową.

      - Nie wiem – wypowiedział te słowa niepewnym, łamiącym się głosem. Nawet gdyby nie był ranny, długi czas przeleżał na piasku. – ale nie chciałem tego. Nie chciałem tu walczyć.

      Te słowa wywołały kolejny z dziwnych uśmiechów, jakby – jak zdawało się Thanosowi – mężczyzna śmiał się ze świata, choć nie było z czego się śmiać.

      - A mimo tego jesteś tutaj – rzekł przybysz. – Nie chciałeś brać udziału w najeździe, ale jesteś na naszej plaży zamiast żyć bezpiecznie w swej ojczyźnie. Nie chciałeś wykazywać się okrucieństwem, ale imperialna armia w tej właśnie chwili puszcza z dymem nasze chaty. Czy wiesz, co się dzieje za tą plażą?

      Thanos pokręcił głową. Nawet to sprawiło mu ból.

      - Przegrywamy – mówił dalej mężczyzna. – Owszem, walczymy wystarczająco zaciekle, lecz to nie ma znaczenia. Nie kiedy przeciwnik jest tak liczny. Bitwa wciąż trwa, ale jedynie dlatego, że połowa naszych jest zbyt uparta, by uznać prawdę. Nie możemy trwonić czasu na takie błahostki.

      Thanos patrzył, jak przybysz dobywa jednego ze swych mieczy. Wyglądał

Скачать книгу