Opcja niemiecka. Piotr Zychowicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Opcja niemiecka - Piotr Zychowicz страница 15
Tymczasem działania podjęli protektorzy Studnickiego z Auswärtiges Amt. Byli całkowicie zaskoczeni – i wściekli – z powodu aresztowania polskiego germanofila. Joachim von Ribbentrop, zirytowany tym, że ktoś ośmielił się mieszać do spraw jego resortu, domagał się od Gestapo i Ministerstwa Propagandy wyjaśnień, „na jakiej podstawie aresztowano profesora”.
Resort Goebbelsa odpowiedział, że Polak trafił za kraty z powodu „obawy, że mógłby rozpowszechniać dalej swój znany memoriał. A także dlatego, że Studnicki zażądał w niesłychanej formie przyjęcia go przez ministra Rzeszy”. Jak zapisał w swoim dzienniku Goebbels, Studnickiego należało „odpowiednio załatwić”. „Właśnie jako przyjaciel Niemiec jest dzisiaj zbyt niebezpieczny” – pisał w dzienniku.
Tymczasem sprawa wywoływała coraz ostrzejsze tarcia między Ministerstwem Propagandy a Ministerstwem Spraw Zagranicznych, które domagało się natychmiastowego zwolnienia Polaka. Wreszcie do sporu włączył się sam szef Policji Bezpieczeństwa i SD, owiany ponurą sławą Reinhard Heydrich. Co zaskakujące, jeden z największych zbrodniarzy III Rzeszy po zbadaniu sprawy przyznał rację Ribbentropowi i wstawił się za Studnickim.
Zachowanie się Studnickiego w stosunku do Ministra Rzeszy, dr. Goebbelsa i do Ministerstwa Propagandy wytłumaczyć się daje w pierwszej linii jego śmieszną idée fixe – pisał Heydrich. – Wierzy on, że będzie w przyszłości odgrywał jeszcze wielką rolę polityczną, i z tego powodu, bardzo często, również w stosunku do najwyższych osobistości, przyjmuje ton krańcowego „ważniactwa”. Trzeba do tego dodać, że Studnicki posiada bardzo niedokładną znajomość języka niemieckiego i z tego powodu używa często zwrotów, z których implikacji zupełnie nie zdaje sobie sprawy.
Goebbels nie miał wyboru i musiał ustąpić. 17 lutego zgodził się na zwolnienie Studnickiego i przeniesienie go z więzienia Gestapo do kliniki uniwersyteckiej Charité w Berlinie. Jednocześnie jednak szef niemieckiej propagandy nie dał za wygraną i postanowił zwrócić się ze skargą do ostatecznej instancji – czyli do Führera.
Do spotkania obu panów doszło 20 lutego. Hitler był już po lekturze listu i memoriału polskiego germanofila. Ponieważ on również opowiadał się przeciwko złagodzeniu kursu wobec Polaków, szefowi propagandy nie było trudno przekonać go do swojego punktu widzenia. „Zreferowałem Führerowi sprawę Studnickiego” – zapisał w dzienniku. – „Doszliśmy do wniosku, że przedstawię mu otwarcie moją opinię, po czym nakażę umieścić w sanatorium”.
Stało się zgodnie z wolą Hitlera. Goebbels dwa dni później zadzwonił do Studnickiego i zapytał, jak się czuje. Gdy usłyszał, że dobrze, zaprosił go na spotkanie. „22 lutego przyjechał do mnie oficer z Gestapo i zawiózł do Ministerstwa Propagandy” – wspominał polski germanofil. – „Wprowadzono mnie do reprezentacyjnej sali, niebawem przyszło tam trzech przedstawicieli ministerstwa. Jednym z nich był sam Goebbels. Posadzono mnie na kanapie. Przedstawiciele ministerstwa zajęli miejsca na fotelach”.
Goebbels długo rozwodził się na temat polskich zbrodni na Niemcach dokonanych w 1939 roku i innych „przewinach” Polaków wobec Rzeszy. Gdy skończył, Studnicki ostro zaprotestował, mówiąc zdumionemu Goebbelsowi wprost, że opowiada „bujdy”. Jeszcze raz powtórzył, że obowiązkiem Niemiec w obliczu nadchodzącego konfliktu ze Związkiem Sowieckim jest porozumienie z Polską.
Gdy Goebbels oświadczył, że Studnicki zostanie internowany i może sobie wybrać dowolne niemieckie sanatorium, zirytowany germanofil uciął rozmowę: „Powtarzam, chcę powrotu do kraju, nie znam niemieckich sanatoriów i nie mam panu nic więcej do powiedzenia”.
Tydzień później Studnicki wylądował w poczdamskim sanatorium Neubabelsberg, w którym przed wojną kurowały się wybitne osobistości niemieckiej sceny politycznej i nauki oraz generałowie Wehrmachtu. W 1939 roku zamieniono je jednak w miejsce internowania honorowych więźniów Gestapo. Przebywał tam między innymi były premier Francji Édouard Herriot.
W ten sposób berlińska misja polskiego germanofila, mimo poparcia prącego do kompromisu z Polską stronnictwa w Auswärtiges Amt, zakończyła się niepowodzeniem.
Wyjazd Władysława Studnickiego do Berlina odbił się szerokim echem w Niemczech, okupowanej Polsce, a nawet na Zachodzie. Dzienniki całej Europy przedrukowały poświęcone Studnickiemu artykuły prasy berlińskiej. Spore zainteresowanie jego misją wykazywało również polskie podziemie. W stolicy Rzeszy śledzili go polscy agenci i o wszystkim na bieżąco informowany był polski rząd we Francji.
Co ważne, w znanych podziemnych materiałach nie ma śladu, aby ktokolwiek miał do Studnickiego pretensję za jego wyjazd do Berlina. Przeciwnie, podkreślano, że jego memoriał w sprawie terroru okupacyjnego „zawierał wszystkie oskarżenia przeciw rządom Franka” oraz „dużo ciekawego materiału”. Doceniano patriotyzm i osobistą odwagę, którymi wykazał się polski germanofil, udając się do jaskini lwa, aby bronić swojego narodu.
„Spodziewamy się, że profesor Studnicki za swój akt odwagi zostanie rozstrzelany” – napisano w opracowaniu dla brytyjskiej prasy przygotowanym przez polskie władze na wychodźstwie. W efekcie cała wyprawa przyniosła nawet germanofilowi pewien rozgłos. Na temat jego misji długo jeszcze krążyły rozmaite plotki i pogłoski. Mówiono, że za karę za „niezapowiedzianą wizytę” w stolicy Rzeszy Niemcy wysłali go do obozu.
Według innej pogłoski niewiele zabrakło, aby Studnicki powrócił triumfalnie do Warszawy, namaszczony przez Berlin na szefa proniemieckiego rządu Polski. Samemu Studnickiemu najbardziej podobała się jednak plotka, że jakoby został przyjęty przez Führera i – jak relacjonował – „tak ostro napadłem na jego politykę, że Hitler dostał ataku serca, a jego adiutant zastrzelił mnie na miejscu”.
Miał rację Stanisław Cat-Mackiewicz, gdy nazwał Władysława Studnickiego polskim świeckim świętym. I że ludzie, którzy na niego pluli, niegodni byli rozwiązać rzemyka u jego sandałów. Gdy ktoś pyta mnie: Dmowski czy Piłsudski?, odpowiadam – Studnicki. Wielki zapomniany polskiej historii.
Rozdział 10
Rozmowa w Libourne
Francuska armia cofa się na całej długości frontu, jej plutony, kompanie, bataliony, pułki, brygady, dywizje i armie rozłażą się po winiarniach i przydrożnych bistrach, nie podejmując walki z nacierającymi Niemcami. Wehrmacht od dwóch dni okupuje Paryż. Jest 16 czerwca 1940 roku i dla wszystkich – oczywiście z wyjątkiem polskiego premiera Władysława Sikorskiego – jest jasne, że to koniec Francji.
Najpotężniejsza armia lądowa Europy, armia, która wygrała I wojnę światową, w kilka tygodni zostaje rozbita w pył. Niemcy triumfują, a patriotycznie nastawieni Francuzi pogrążają się w rozpaczy. Rozpaczają również Polacy, wszystkie swoje nadzieje opierający dotąd na „potędze” ukochanej francuskiej sojuszniczki, która w szybkim marszu miała zdobyć Berlin, a następnie wyzwolić Polskę.
Teraz stało się jasne, że ten hurraoptymistyczny scenariusz nie ma najmniejszych szans na realizację. W efekcie