Opcja niemiecka. Piotr Zychowicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Opcja niemiecka - Piotr Zychowicz страница 16
Akurat tego dnia do dymisji podał się gabinet premiera Paula Reynauda i władzę we Francji przejął marszałek Philippe Pétain. Jego celem było jak najszybsze zawarcie pokoju z Niemcami. Cat-Mackiewicz w dramatycznej rozmowie w Libourne próbował namówić prezydenta, aby zamiast uciekać do Wielkiej Brytanii, pozostał na kontynencie, razem z Francuzami zasiadł do stołu rozmów i razem z nimi kapitulował.
Co ciekawe, nie był to wcale – jak by się dziś mogło wydawać – pomysł oderwany od realiów. Francuski rząd przekazał bowiem Polakom sugestię, że może ułatwić im takie rozwiązanie, pośrednicząc w rozmowach z Niemcami. Polska zostałaby po prostu włączona przez nich do negocjacji kapitulacyjnych. Traktat pokojowy zawarty zostałby nie tylko przez Niemcy i Francję, ale i przez Polskę.
Co kierowało Catem, gdy złożył tę propozycję prezydentowi? Oczywiście polityczny realizm. Po upadku Francji jasne było, że wojna nie skończy się tak szybko, jak to sobie wyobrażano w polskich kręgach władzy. Że Niemcy nie zostaną prędko przepędzeni z Polski, że światowy konflikt będzie trwał jeszcze wiele lat. Każdy kolejny dzień wojny między Polską a III Rzeszą oznaczał zaś kolejne setki zamęczonych przez okupanta Polaków.
Zawarcie pokoju z Niemcami – dowodził Cat-Mackiewicz – automatycznie położyłoby kres niemieckiej polityce prześladowań Polaków. Niestety prezydent Raczkiewicz, znajdujący się pod silnym wpływem generała Sikorskiego, odrzucił tę możliwość. Wybrał „drogę honorową”, czyli pospieszną ucieczkę do Wielkiej Brytanii. Jakie były tego konsekwencje dla Polaków pozostawionych w kraju – dobrze wiemy.
Oczywiście powstaje pytanie, czy Niemcy chcieliby obok kapitulacji Francji przyjąć również kapitulację Polski. Odpowiedzi rzecz jasna nie znamy, ponieważ taka próba nie została podjęta. Wydaje się jednak, że gdyby w sprawę zaangażował się cieszący się olbrzymim autorytetem prezydent Raczkiewicz i uzyskał do tego wsparcie marszałka Pétaina, akcja ta miałaby wszelkie widoki na powodzenie.
Należy przy tym podkreślić, że Cat-Mackiewicz w czerwcu 1940 roku ze swoimi poglądami nie był wcale osamotniony. Wiele wskazuje na to, że do poparcia takiego rozwiązania skłaniał się także Tadeusz Bielecki, przewodniczący Stronnictwa Narodowego. Polityk ten – znany z trzeźwego, chłodnego myślenia politycznego – także starał się skłonić prezydenta Raczkiewicza do rozważenia wariantu kapitulacji.
Tymczasem wieść o inicjatywie Cata rozeszła się szerokim echem wśród polskich kół rządowych. Co więksi „bohaterowie” i „niezłomni”, którzy już przebierali nogami, żeby jak najszybciej dać dyla do Londynu, ciskali na wileńskiego konserwatystę gromy. Oskarżano go, a jakże, o tchórzostwo i defetyzm. A nawet o brak patriotyzmu. Kto był wówczas większym patriotą – pozostawiam ocenie czytelników. Chcący ratować rodaków przed rzezią Cat czy nasi „gabinetowi bohaterowie” wojujący z Niemcami zza bezpiecznego kanału La Manche.
Tak czy inaczej, dwa dni później na wniosek ministra Stanisława Kota Rada Narodowa oficjalnie potępiła podobne koncepcje i zapowiedziała „prowadzenie wojny do zwycięskiego końca”.
Stanisław Cat-Mackiewicz zresztą zupełnie nie krył się ze swoimi poglądami. Planowaną ucieczkę premiera i prezydenta do Londynu otwarcie nazywał ponownym wejściem na szosę zaleszczycką. „Mam prawo do przemawiania w imieniu interesu publicznego” – mówił ministrom Sikorskiego – „bo gdyby w przeszłości słuchano moich rad, siedzielibyśmy nie w Libourne, ale we Władywostoku”. Była to jasna aluzja do zaprzepaszczonej przez Becka szansy na wspólny z Niemcami podbój Związku Sowieckiego.
Mimo fali krytyki i świętego oburzenia, które wówczas wywołał, Stanisław Mackiewicz do końca życia uważał, że w Libourne to on miał rację. „Gdyby czas się zawrócił do tej chwili i tego dnia” – pisał w wydanych w 1958 roku Zielonych oczach – „tak samo poszedłbym do Raczkiewicza i powiedziałbym to samo. Rozmowa w Libourne [odbyła się], kiedy można jeszcze było coś zrobić”.
Podobno były redaktor wileńskiego „Słowa” próbował jeszcze na przełomie lipca i sierpnia 1940 roku za pośrednictwem rządu Pétaina dostarczyć pojednawczy memoriał niemieckiemu ambasadorowi we Francji Ottonowi Abetzowi. Choć biograf Cata Jerzy Jaruzelski uznał tę informację za plotkę, znając Mackiewicza – nigdy nie wiadomo. Szczególnie że niedługo po tym sympatyczny „wileński Żubr” wziął udział w kolejnej, tym razem znacznie poważniejszej, proniemieckiej rozgrywce.
Rozdział 11
Memoriał lizboński
W 2003 roku w paryskich „Zeszytach Historycznych” badacz dziejów najnowszych Bernard Wiaderny opublikował artykuł Niechciana kolaboracja. Polscy politycy i nazistowskie Niemcy w lipcu 1940 r. Opisał w nim próbę porozumienia z III Rzeszą, jaką podjęła grupa znanych Polaków. Tekst ten wywołał burzę. Wściekłe napaści na autora przeplatały się z zapewnieniami rodzin zamieszanych w sprawę polityków, że ich szacowni przodkowie na pewno nie mieli z takim paskudztwem nic wspólnego.
Historię tę starano się bagatelizować, oczywiście w imię dogmatu o Polsce jako jedynym państwie Europy bez Quislinga. Muszę przyznać, że „debacie” tej przyglądałem się z dość sporym zdziwieniem. Opisanej przez Wiadernego inicjatywy nie ma się bowiem co wstydzić. Wprost przeciwnie, możemy być z niej – i z zaangażowanych w nią ludzi – dumni. Jest bowiem dowodem na to, że podczas wojny nie wszystkich Polaków opuścił zdrowy rozsądek.
W tym momencie na pierwszy plan wysuwa się z cienia jeden z najbardziej niedocenionych Polaków działających podczas II wojny światowej. To podpułkownik Jan Kowalewski, as polskiego wywiadu, szef siatki Oddziału II w Lizbonie.
Już jesienią 1939 roku nawiązał on kontakty z Niemcami, a konkretnie z ambasadorem Rzeszy w Bukareszcie, Wilhelmem Fabriciusem. Te wstępne rozmowy miały na celu wzajemne wysondowanie stanowisk. Rok później, podobnie jak Mackiewicz, podpułkownik doszedł do wniosku, że po upadku najsilniejszego sojusznika Rzeczypospolitej, jakim była Francja, kontynuowanie wojny z Niemcami jest dla narodu polskiego zbyt kosztowne.
Kowalewski skupił wokół siebie grupę innych, myślących w podobny sposób Polaków, czego efektem było sensacyjne, napisane po francusku memorandum skierowane w lipcu 1940 roku do rządu w Berlinie. Znalazła się w nim propozycja zawarcia kompromisu między Polską a Niemcami i powołania centre d’études (biura studiów) w oparciu o polskich polityków, którzy nie zgadzali się z probrytyjską polityką rządu na wychodźstwie.
O kogo chodziło? Pod dokumentem tym znalazły się nazwiska szeregu znanych przeciwników Sikorskiego. A więc znanych nam już z poprzedniego rozdziału Stanisława Mackiewicza i Tadeusza Bieleckiego. A także wybitnego piłsudczyka Ignacego Matuszewskiego, przedstawiciela ziemiaństwa Emeryka Hutten-Czapskiego czy ekonomisty, narodowca i byłego ministra Jerzego Zdziechowskiego. Poparcie dla inicjatywy wyraził również Jan Szembek, przed wojną zastępca Józefa Becka, który akurat znalazł się w Portugalii.
W memoriale napisano, że po klęsce Francji musi nastąpić „odbudowa Europy” zgodnie z wymogami nowej sytuacji geopolitycznej.