Opcja niemiecka. Piotr Zychowicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Opcja niemiecka - Piotr Zychowicz страница 17
Proponowany przez Kowalewskiego i jego politycznych przyjaciół kompromis między Polakami a Niemcami miałby oczywiście podłoże antysowieckie. Autorzy memoriału nie ukrywali, że w zamian za ustępstwa terytorialne na rzecz Niemiec na Zachodzie oczekiwaliby, aby Rzesza powiększyła granice przyszłej Polski na wschodzie. Tak kilka miesięcy później o całej sprawie pisał Kowalewski:
Powiew zwrotu [w kwestii Polski] dał się odczuć po zwycięstwie nad Francją, kiedy Niemcy i Włochy liczyły na szybkie zakończenie działań na Zachodzie przez rozbicie Anglii. Toteż w tym okresie stale słyszeliśmy ze strony włoskiej, że po doprowadzeniu do pokoju z Anglią państwa Osi automatycznie odwracają front na wschód i idą na zlikwidowanie ZSSR, bez którego żaden pokój w Europie nie będzie utrwalony. Na tym tle Włosi widzieli możliwość postawienia jako ewentualnej sprawy odbudowy nowego Państwa Polskiego, którego tereny byłyby uzupełnione na Wschodzie, przesuwając w ten sposób Polskę o kilka stopni geograficznych na wschód.
Bernard Wiaderny nie miał wątpliwości, że pod określeniem „biuro studiów” kryła się propozycja stworzenia „kolaboracyjnego rządu”. A biorąc pod uwagę pozycję osób, które zaangażowały się w tę inicjatywę, była to według niego „najważniejsza próba kolaboracji z III Rzeszą”. Z tym ostatnim – jak przekonają się państwo, czytając dalej tę książkę – Wiaderny nieco przesadził. Ale sprawa rzeczywiście miała spory ciężar gatunkowy.
Obecne robienie z tych ludzi jakichś renegatów czy hitlerofili to oczywiście objaw skrajnej głupoty. Do podjęcia akcji nie skłoniła ich sympatia do Niemiec ani też – broń Boże – panującego w tym kraju systemu. Skłonił ich do tego polski patriotyzm i troska o życie rodaków. Jan Szembek w rozmowie na temat memorandum, którą odbył z włoskim posłem w Lizbonie, Renato Bovą Scoppą, mówił otwarcie, że w całej sprawie chodzi o powstrzymanie bezwzględnej polityki wyniszczenia przedstawicieli polskich elit.
Byłoby dobrą rzeczą dla Polski – przekonywał Szembek – gdyby udało się w tej sytuacji znaleźć jakieś modus vivendi z Niemcami. Pewna forma państwa polskiego, nawet w ograniczonych ramach terytorialnych i prawnych (protektorat), mogłaby z pewnością powstać. Ponieważ jednak polski rząd emigracyjny nigdy nie zgodziłby się na wszczęcie negocjacji pokojowych z rządem niemieckim, Berlin mógłby dojść do porozumienia z niektórymi przedstawicielami polskimi, którzy znajdują się jeszcze w Polsce, na przykład z księciem Januszem Radziwiłłem, lub z innymi przebywającymi zagranicą, aby nawet wynegocjować układ pokojowy. Wielu znanych Polaków myśli podobnie jak ja.
Memorandum, noszące datę 24 lipca 1940 roku, zostało przekazane Niemcom właśnie za pośrednictwem Scoppy. To on wręczył je swojemu niemieckiemu odpowiednikowi, baronowi Oswaldowi von Hoyningen-Huene. Ten zaś niezwłocznie o całej sprawie poinformował Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Berlinie. Piłka była teraz po stronie III Rzeszy. I niestety, wbrew własnemu interesowi, III Rzesza sprawę ucięła.
Zachłyśnięci wielkim sukcesem, jakim było rozbicie Francji, Niemcy o porozumieniu z grupą polskich polityków nie chcieli słyszeć. W niemieckim resorcie dyplomacji stwierdzono jedynie, że ludzie ci „chcą opuścić obóz Sikorskiego i związać się z nami”, i poproszono o wydanie opinii Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy. Był to pomysł groteskowy. Odpowiedź skrajnie nieprzychylnej Polsce instytucji była bowiem oczywiście negatywna.
Sprawę przeciął ostatecznie Ribbentrop, wydając dyplomatom polecenie, aby wszelkie „polskie próby zbliżenia” pozostawić bez odpowiedzi. A w samym Generalnym Gubernatorstwie po upadku Francji zamiast spodziewanej liberalizacji polityki okupacyjnej doszło do jej drastycznego zaostrzenia. Niemcy poczuli się panami Europy, co utwierdziło ich tylko w przekonaniu, że Polacy nie są im do niczego potrzebni.
To właśnie wówczas z oficjalnej nazwy Generalgouvernement für die besetzten polnischen Gebiete (Generalne Gubernatorstwo dla okupowanych ziem polskich) usunięto określenie „dla okupowanych ziem polskich”. Polska stała się teraz „krajem peryferyjnym Rzeszy” (Nebenland), czyli rezerwuarem siły roboczej dla Niemiec. Zamknięte zostały ostatnie działające na terenie Gubernatorstwa przedstawicielstwa dyplomatyczne i handlowe państw neutralnych.
Późną wiosną i latem 1940 roku niemieckie władze bezpieczeństwa przeprowadziły zakrojoną na szeroką skalę akcję pacyfikacyjną o kryptonimie AB. W jej ramach w masowych egzekucjach – między innymi w podwarszawskich Palmirach – zamordowano około 6,5 tysiąca przedstawicieli polskich elit. W czerwcu pierwszy transport polskich więźniów wyruszył zaś do nowo utworzonego obozu w Auschwitz. Rozpoczęła się eksterminacja. Niemcy spalili za sobą w Polsce wszystkie mosty. Po tych wszystkich bestialstwach możliwość dokonania przez Polaków proniemieckiego zwrotu zmalała niemal do zera.
Niewątpliwie w czasie wojny między Polską a Niemcami istniały pewne styczności interesów politycznych – pisał historyk Jan Stanisław Ciechanowski. – Mogły one być jednak realizowane wyłącznie przy wczesnym i diametralnym przeorientowaniu zbrodniczej niemieckiej polityki wobec Polski i jej obywateli. Bez spełnienia tych dwóch warunków porozumienie było niemożliwe. Bardzo szybko było na nie za późno.
Jak całą sprawę odbierano w polskim Londynie? Rząd Sikorskiego potraktował inicjatywę Kowalewskiego jako poważne zagrożenie i konkurencję. Jak wynika z dokumentów, wywoływała ona nerwowość Sikorskiego i jego współpracowników.
We Francji pozostali samowolnie niektórzy starsi wojskowi oraz pewne osobistości polityczne – napisano w jednej z depesz do kierującego Związkiem Walki Zbrojnej generała Grota-Roweckiego – które jakoby zamierzają w oparciu o Włochy szukać nowej orientacji politycznej. Zasadnicza wytyczna rządu w tej sprawie może być tylko jedna: o żadnym porozumieniu z Niemcami nie może być mowy. Wszelkie próby tworzenia rządów czy oddziałów wojskowych polskich pod egidą Niemiec, chociażby pod hasłem walki z innym okupantem, są przez rząd bezwzględnie potępiane. Gdyby powstały – zwalczajcie je wszelkimi dostępnymi środkami.
Kraj zareagował błyskawicznie. Już pod koniec lipca 1940 roku konspiracyjna Delegatura Rządu wydała odezwę „Nakazy chwili”, w której stwierdzono, że „jakiekolwiek kombinacje polityczne mające za punkt wyjścia współpracę z okupantami, a w pierwszym rzędzie zgoda na zorganizowanie fikcji «państwa polskiego» pod protektoratem Niemiec, byłyby sprzeczne z honorem narodu, a z punktu widzenia niepodległościowego niecelowe i szkodliwe”.
Ocena ta była błędna. Powołanie takiego państwa byłoby dla Polaków jak najbardziej celowe i pożyteczne. Trudno doprawdy zrozumieć, co Polska zyskała na tym, że jej obywatele byli przez kolejne pięć lat masowo wyrzynani przez Niemców. Dziś, patrząc z perspektywy blisko siedemdziesięciu pięciu lat, oczywiste jest, że źle się stało, iż Polakom w 1940 roku nie udało się osiągnąć kompromisu z Niemcami.
Rachuby, którymi kierowali się nasi przywódcy, okazały się błędne. Mimo że Polacy nie poszli na ugodę z okupantem, dochowali wierności Londynowi i walczyli dzielnie „na wszystkich frontach” od pierwszego do ostatniego dnia wojny, nie dało to nam zupełnie nic. Nasi sojusznicy i tak nas zdradzili i wydali na pastwę Stalina. Zamiast rzucać się na stos, należało więc robić to, co w polityce robić należy przede wszystkim – myśleć o sobie.
Rozdział