Fjällbacka. Camilla Lackberg

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 23

Fjällbacka - Camilla Lackberg Saga o Fjallbace

Скачать книгу

że porozstawiał zdjęcia, chociaż to tylko pokój hotelowy. Ale nikt mu nie zwrócił uwagi. To jedna z zalet wynajmowania apartamentu. Ludzie zakładają, że ktoś tak bogaty musi być ekscentrykiem. Zresztą z takim wyglądem mógł robić, co chciał, bez oglądania się na innych.

      Zdjęcia były dla niego ważne. Zawsze je ze sobą woził. Była to jedna z niewielu rzeczy, co do których Ia nie miała nic do powiedzenia. Poza tym był całkowicie od niej zależny. Ale nie mogła mu odebrać tego, kim kiedyś był i co osiągnął.

      Podjechał wózkiem do komody, na której stały zdjęcia. Przymknął powieki i pomknął myślami do tamtych miejsc. Przypomniał sobie, jak pustynny wiatr palił mu policzki, jak palce rąk i nóg bolały od lodowatego zimna. Uwielbiał ten ból. No pain, no gain10, to była jego dewiza. Teraz, jak na ironię, żył z nieustannym bólem, i nic z tego nie miał.

      Uśmiechnięta twarz na zdjęciach była piękna, a może raczej urodziwa. Słowo „piękna” sugerowałoby zniewieściałość. Tymczasem z tej twarzy biła męskość i siła. Odwaga, brawura i tęsknota za adrenaliną.

      Lewą ręką, w odróżnieniu od prawej sprawną, sięgnął po ulubione zdjęcie. Zrobili mu je na szczycie Mount Everestu. Wspinaczka okazała się ciężka, wielu członków wyprawy odpadło na kolejnych etapach. Niektórzy wycofali się, zanim naprawdę się zaczęło. W jego oczach była to niewytłumaczalna słabość, rezygnowanie nie leżało w jego naturze. Wielu z niedowierzaniem kręciło głowami, gdy postanowił wejść na szczyt bez tlenu. Nie da się, mówili specjaliści. Nawet szef wyprawy apelował do niego, żeby jednak wziął tlen. Ale on wiedział, że da radę bez. Reinhold Messner i Peter Habeler dokonali tego w 1978 roku. Wtedy też uważano, że nie da się wejść na szczyt bez tlenu. Nie udało się to nawet miejscowym, nepalskim wspinaczom. Skoro oni potrafili, on również to zrobi. Wszedł na szczyt już przy pierwszej próbie – bez tlenu. Na zdjęciu stał szeroko uśmiechnięty, ze szwedzką flagą w ręku. Za nim, w tle, powiewało mnóstwo kolorowych chorągiewek modlitewnych. Stał najwyżej ze wszystkich ludzi na całym świecie. Wyglądał na człowieka silnego, szczęśliwego.

      Ostrożnie odstawił zdjęcie i sięgnął po kolejne. Rajd Paryż–Dakar. Oczywiście na motocyklu. Nadal nie przestawał się gryźć, że nie wygrał i musiał się zadowolić miejscem w pierwszej dziesiątce. Niby wiedział, że to fantastyczne osiągnięcie, ale dla niego liczyło się tylko pierwsze miejsce. Zawsze tak było. Żeby nie wiem co, musiał stanąć na najwyższym podium. Z czułością przesunął kciukiem po szkle, powstrzymał się od uśmiechu. Ciągnęło go wtedy z jednej strony, a tego nie znosił.

      Ia bardzo się bała. Jeden z zawodników zabił się od razu na początku rajdu. Zaczęła go błagać, żeby się wycofał. Ale ten wypadek zdopingował go jeszcze bardziej. Niebezpieczeństwo zawsze go podniecało, świadomość, że w każdej chwili może stracić życie. Lepiej wtedy smakował szampan, kobiety wydawały się piękniejsze, jedwabna pościel jeszcze bardziej miękka. Jego majątek był tym więcej wart, im bardziej ryzykował. Natomiast Ia bała się stracić wszystko. Nienawidziła, gdy śmiał się ze śmierci i grał o duże stawki w kasynach Monako, Saint-Tropez i Cannes. Nie rozumiała jego podniecenia, kiedy przegrywał ogromne sumy, żeby następnego wieczoru się odegrać. Nie mogła wtedy spać, przewracała się z boku na bok, podczas gdy on spokojnie rozkoszował się cygarem na balkonie.

      Tak naprawdę jej niepokój sprawiał mu przyjemność. Wiedział, że Ia uwielbia życie, które jej ofiarował. Nie tylko uwielbia: potrzebuje go, wręcz domaga się. Jej mina, gdy kulka wpadała nie tam, gdzie trzeba, zagryzanie warg, żeby nie krzyczeć, gdy postawił wszystko na czerwone, a wygrana padła na czarne – dodawały jeszcze życiu pieprzu.

      Usłyszał zgrzyt klucza w zamku. Odstawił zdjęcie na miejsce. Mężczyzna na motocyklu uśmiechał się do niego szeroko.

      Fjällbacka 1919

      Cudowny poranek, przyjemnie się obudzić. Dagmar przeciągnęła się jak kotka. Teraz wszystko się zmieni. Wreszcie ma kogoś, dzięki komu skończy się obgadywanie, śmiech uwięźnie plotkarom w gardłach. Córka fabrykantki aniołków i bohaterski lotnik – będą miały nowy temat, ale jej już to nie dotknie, bo wyjadą razem. Dokąd? Nie wiedziała, ale to bez znaczenia.

      W nocy pieścił ją tak jak jeszcze nikt. Szeptał słowa, których nie rozumiała, ale sercem wyczytała w nich obietnicę wspólnej przyszłości. Jego gorący oddech obudził jej pożądanie. Ogarnęło najdalsze zakamarki jej ciała. Dała mu z siebie wszystko.

      Powoli usiadła na brzegu łóżka. Nago podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Ćwierkały ptaki, słońce właśnie wzeszło. Ciekawe, gdzie jest Hermann. Może poszedł po śniadanie?

      Poszła do łazienki i zrobiła staranną toaletę. Właściwie nie chciała zmywać z siebie jego zapachu, ale też chciała pachnieć jak róża, gdy do niej wróci. Zresztą zaraz znów poczuje jego zapach. Będzie na to miała całe życie.

      Położyła się na łóżku. Czekała, ale wyraźnie zwlekał. Zaczęła się niecierpliwić. Słońce stało coraz wyżej, ptaki świergotały coraz głośniej. Gdzie on się podział? Nie rozumie, że na niego czeka?

      W końcu wstała, ubrała się i z wysoko uniesioną głową wyszła z pokoju. Dlaczego miałaby się przejmować, że ją zobaczą? Wkrótce się dowiedzą, jakie Hermann ma wobec niej zamiary.

      W domu było cicho. Wszyscy spali. Wytrzeźwieją dopiero za kilka godzin. Goście zazwyczaj budzą się dopiero około jedenastej. Ale z kuchni już dochodziły jakieś odgłosy. Służba przygotowywała śniadanie. Rano goście zwykle mają wilczy apetyt. Trzeba było w porę ugotować jajka i zaparzyć kawę. Ostrożnie zajrzała do kuchni. Nie, Hermanna nie było. Jedna z podkuchennych na jej widok zmarszczyła brwi. Dagmar dumnie zadarła podbródek i zamknęła drzwi.

      Obeszła cały dom, poszła na pomost. Może chciał się rano wykąpać? Był tak atletycznie zbudowany, na pewno zszedł na pomost, żeby popływać, odświeżyć się.

      Przyśpieszyła, pobiegła na brzeg. Prawie frunęła w powietrzu. Na brzegu zaczęła się rozglądać z uśmiechem, ale szybko spoważniała. Nie było go. Rozejrzała się jeszcze raz, ale Hermanna nie było w wodzie, na pomoście nie było jego ubrania. Chłopak służący u doktorostwa szedł powoli w jej stronę.

      – Może panience pomóc? – spytał, mrużąc oczy od słońca. Podszedł bliżej, dopiero wtedy ją poznał i roześmiał się. – No proszę, kogo ja widzę. Dagmar, co tu robisz o tej porze? Słyszałem, że nie spałaś razem ze służbą, tylko zabawiałaś się gdzie indziej.

      – Daj spokój, Edvinie – powiedziała. – Szukam niemieckiego lotnika. Może go widziałeś?

      Edvin włożył ręce do kieszeni.

      – Lotnika? U niego byłaś? – Zaśmiał się szyderczo. – Wie, że poszedł do łóżka z córką morderczyni? A może cudzoziemców to rajcuje?

      – Przestań! Odpowiadaj, widziałeś go dzisiaj?

      Edvin patrzył na nią dłuższą chwilę.

      – Powinniśmy

Скачать книгу


<p>10</p>

No pain, no gain – ang.: bez cierpienia, wyrzeczeń niczego się nie osiągnie.