Fjällbacka. Camilla Lackberg

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 4

Fjällbacka - Camilla Lackberg Saga o Fjallbace

Скачать книгу

stąd sporo fajnych wspomnień – powiedział Patrik. – W szkole prawie co roku przyjeżdżaliśmy tu na wycieczki, a któregoś lata byłem tu na obozie żeglarskim. Na tamtym trawniku graliśmy w nogę. I w palanta.

      – Kto tu nie był! Wszyscy. Dziwne, że na to miejsce zawsze mówiło się ośrodek kolonijny.

      Patrik wzruszył ramionami.

      – Już tak zostało. Internat był tutaj dość krótko, a ten von Schlesinger, który tu mieszkał, nie przyjął się. Nie chcieli nazywać tego miejsca od jego nazwiska.

      – Słyszałem co nieco o tym zwariowanym staruchu – powiedział Martin i zaklął, gdy dostał w twarz gałązką. – A kto teraz jest właścicielem?

      – Przypuszczam, że małżeństwo, które tam mieszka. Od 1974 roku, o ile wiem, zarządzała tym gmina. Szkoda, że dom popadł w ruinę, ale wygląda na to, że właśnie zabrali się do remontu.

      Martin spojrzał na dom. Cały front pokrywały rusztowania.

      – Może być naprawdę ładny. Miejmy nadzieję, że ogień nie zdążył za dużo zniszczyć.

      Podeszli do kamiennych schodków prowadzących do wejścia. Było spokojnie, strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej we Fjällbace zbierali sprzęt. Muszą pod tymi kombinezonami spływać potem, pomyślał Patrik. Mimo wczesnej pory upał już dawał się we znaki.

      – Cześć! – Dowódca strażaków, Östen Ronander, skinął im głową na powitanie. Dłonie miał czarne od sadzy.

      – Cześć, Östen. Co tu się stało? Annika powiedziała, że podejrzewacie podpalenie.

      – Rzeczywiście, na to wygląda, chociaż nie mam kwalifikacji, żeby to stwierdzić jednoznacznie. Mam nadzieję, że Torbjörn już tu jedzie.

      – Dzwoniłem do niego z drogi, powiedział, że będą za… – Patrik spojrzał na zegarek – jakieś pół godziny.

      – Dobrze. Może tymczasem zajrzymy do środka? Staraliśmy się nie zatrzeć śladów. Kiedy przyjechaliśmy, ogień już ugaszono. Właściciel użył gaśnicy, więc tylko sprawdziliśmy, czy nie tlą się jakieś resztki. Nic więcej nie było do zrobienia. O, spójrzcie na to. – Östen pokazał palcem w głąb przedpokoju. Ślady ognia na podłodze za progiem układały się w dziwny, nieregularny wzór.

      – Jakby ktoś rozlał coś łatwopalnego? – Martin spojrzał pytającym wzrokiem na Östena.

      Östen przytaknął.

      – Wydaje mi się, że ktoś nalał czegoś pod drzwi i podpalił. Po zapachu zgaduję, że to była benzyna, ale Torbjörn i jego ludzie na pewno powiedzą więcej.

      – Gdzie właściciele?

      – Siedzą za domem, czekają na pogotowie. Spóźniają się, bo pojechali do wypadku. Nadal są w szoku. Pomyślałem, że przede wszystkim potrzebują spokoju. Poza tym uważałem, że lepiej za dużo tu nie chodzić, zanim nie zabezpieczycie śladów.

      – Na tobie zawsze można polegać! – Patrik klepnął Östena w ramię. Odwrócił się do Martina i spytał: – Może spróbujemy z nimi porozmawiać?

      Nie czekając na odpowiedź, ruszył za dom. Za węgłem, kawałek dalej, zobaczyli meble ogrodowe. Po wielu latach wystawiania na niepogodę były mocno sfatygowane. Przy stole siedzieli kobieta i mężczyzna, mniej więcej trzydziestopięcioletni. Oboje wydawali się zagubieni. Mężczyzna wstał, kiedy ich zobaczył, i ruszył im naprzeciw. Podał im obu rękę, szorstką, z odciskami od narzędzi. Musiał ich używać od dłuższego czasu.

      – Mårten Stark.

      Patrik i Martin również się przedstawili.

      – Nic z tego nie rozumiemy. Strażacy wspomnieli coś o podpaleniu? – Żona Mårtena podeszła za nim. Drobna, niska, sięgała Patrikowi do ramienia, chociaż był zaledwie średniego wzrostu. Wydawała się bardzo krucha i mimo upału dygotała.

      – Nie musiało tak być. Na razie nic nie wiadomo na pewno – odparł Patrik uspokajająco.

      – Moja żona, Ebba – wyjaśnił Mårten. Przesunął ręką po twarzy. Widać było, że jest zmęczony.

      – Może byśmy usiedli? – zaproponował Martin. – Chcielibyśmy usłyszeć coś więcej o tym, co się stało.

      – Oczywiście, chodźmy tam – powiedział Mårten, wskazując na ogrodowe fotele.

      – Kto z państwa pierwszy zauważył, że się pali? – Patrik spojrzał na Mårtena. Miał ciemną plamę na czole i, podobnie jak Östen, ręce czarne od sadzy.

      Widząc jego spojrzenie, Mårten popatrzył na swoje ręce, jakby właśnie teraz zauważył, że są brudne. Powoli wytarł je o dżinsy i dopiero wtedy odpowiedział:

      – Ja. Obudziłem się i poczułem dziwny zapach. Zorientowałem się, że pali się na parterze, i zacząłem budzić żonę. Trochę to trwało, bo spała bardzo twardo, ale w końcu mi się udało wygonić ją z łóżka. Pobiegłem po gaśnicę. Myślałem tylko o tym, że muszę ugasić pożar. – Mówił tak szybko, że się zasapał i musiał przerwać, żeby złapać oddech.

      – Myślałam, że umrę. Byłam przekonana, że tak będzie – powiedziała Ebba, skubiąc skórki przy paznokciach.

      Patrik spojrzał na nią ze współczuciem.

      – Złapałem gaśnicę pianową i zacząłem polewać ogień w przedpokoju – ciągnął Mårten. – Z początku wydawało mi się, że bez efektu, ale polewałem dalej, i nagle ogień zgasł. Został za to dym, wszędzie bardzo dużo dymu. – Znów się zasapał.

      – Dlaczego ktoś miałby… zupełnie nie rozumiem… – powiedziała Ebba nieobecnym głosem.

      Patrik uznał, że naprawdę musi być w szoku, jak mówił Östen. Pewnie stąd te dreszcze. Pomyślał, że gdy karetka wreszcie przyjedzie, powinni ją dokładnie zbadać i upewnić się, czy ona i jej mąż nie zatruli się dymem. Ludzie często nie wiedzą, że dym jest jeszcze groźniejszy od ognia, a skutki jego oddziaływania na płuca mogą się objawić dopiero po dłuższym czasie.

      – Dlaczego myślicie, że to było podpalenie? – spytał Mårten, pocierając twarz.

      Pewnie niewiele w nocy spał, pomyślał Patrik.

      – Na razie niczego nie wiemy na pewno – odparł z wahaniem. – Pewne rzeczy na to wskazują, ale nie chciałbym mówić za dużo, zanim nie uzyskam potwierdzenia od ekipy kryminalistycznej. Słyszeliście coś w nocy?

      – Nie. Kiedy się obudziłem, już się paliło.

      Patrik wskazał głową na sąsiedni dom.

      – Sąsiedzi są w domu? Może zauważyli kogoś obcego?

      – Wyjechali na urlop, po tej stronie wyspy jesteśmy

Скачать книгу