Tajemniczy pamiętnik. Zygmunt Zeydler-Zborowski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tajemniczy pamiętnik - Zygmunt Zeydler-Zborowski страница 4

Tajemniczy pamiętnik - Zygmunt Zeydler-Zborowski Kryminał

Скачать книгу

zapraszał ich do Bristolu i do Grand Hotelu. Przywiózł sobie pięknego packarda, ale go sprzedał i kupił moskwicza. Któż mógł przypuszczać, że Gerner i Agnieszka… Był na pewno o dwadzieścia lat od niej starszy. Trzymał się znakomicie, to prawda, ale jednak… Wysoki, postawny, widać było, że jest silny i wysportowany. Gęstą, szpakowatą czuprynę zaczesywał do góry, co jeszcze go podwyższało. I ta twarz, ta niesłychanie sugestywna twarz, w której było coś z drapieżnego ptaka… Cienki, lekko zgięty nos i blisko osadzone, czarne oczy.

      – Ten człowiek ma w sobie coś z sępa – powiedział, kiedy wrócili z Bristolu do domu.

      Agnieszka roześmiała się. Nie podtrzymała tego tematu. Czy śmiech jej nie zabrzmiał wtedy jakoś sztucznie? Kto mógł przypuszczać, że ta znajomość skończy się małżeństwem? Przez myśl mu nie przeszło, że Agnieszka do tego stopnia może się zainteresować Gernerem. Miłość od pierwszego wejrzenia? Trudno było sobie to wyobrazić. Typ człowieka zimnego, wyrachowanego, bezwzględnego, nieliczącego się z nikim i z niczym. I młoda, pełna życia dziewczyna, szczera, bezpośrednia, której przede wszystkim potrzebna jest czułość, serdeczność, miłość. Jak to się mogło stać? Czyżby rzeczywiście pieniądze wchodziły tu w grę? Zupełnie nieprawdopodobne, a jednak… Niełatwo jest poznać drugiego człowieka! Można z kimś przeżyć całe lata, a właściwie nie bardzo się wie, jakim ten ktoś jest naprawdę.

      Zadźwięczał dzwonek. Czyżby Felicja zapomniała kluczy?

      Wroński wstał z tapczanu i poszedł otworzyć.

      Była bardzo ładna. Blondynka z dużymi, ciemnymi oczami. Miała na sobie popielaty, doskonale skrojony kostium, uwydatniający kształtne piersi i biodra. Torebka z krokodyla i jasne, zamszowe rękawiczki. Uśmiechnęła się z pewnym zakłopotaniem.

      Wroński poprawił krawat i przygładził włosy.

      Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.

      Weszła do hallu.

      – Czy mam przyjemność z panem doktorem Kulickim?

      – Żałuję, ale nie.

      – Jaka szkoda.

      Jej strapiona mina rozśmieszyła Wrońskiego.

      – Niech się pani tak nie martwi. Szwagier lada chwila powinien wrócić. Może pani zechce zaczekać.

      – Sama nie wiem. Powiedziano mi, że o tej porze mogę zawsze zastać pana doktora.

      – Tak. Właśnie w tych godzinach bywa w domu. Dzisiaj wyjątkowo coś go dłużej zatrzymało w szpitalu. Proszę, niech pani siądzie i zaczeka.

      Przyjrzała mu się uważnie i powiedziała cicho:

      – Jaka szkoda, że nie jest pan doktorem Kulickim.

      Roześmiał się.

      – Nie rozumiem. Dlaczego panią to martwi, że nie jestem lekarzem?

      – Bo panu można zaufać.

      – Czy nie uważa pani, że może troszkę za wcześnie na formułowanie tego rodzaju sądów? Znamy się raczej od niedawna. A właściwie to nawet niezupełnie się znamy, bo nie zdążyłem się pani przedstawić. Nazywam się Wroński.

      Z roztargnieniem wyciągnęła do niego rękę i mruknęła jakieś nazwisko, którego nie zrozumiał.

      – To właściwie jest głupie, co mówię, ale rzeczywiście wzbudza pan we mnie zaufanie. Sama nie wiem dlaczego. Chyba jakaś intuicja?

      Wroński ze wzrastającym zainteresowaniem obserwował nieznajomą. Bardzo mu się podobała i nie miał nic przeciwko temu, aby obdarzała go swym zaufaniem.

      Usiedli w hallu koło małego stoliczka i Wroński wyjął papierośnicę.

      Przez chwilę obracała w palcach papierosa.

      – Więc pan jest szwagrem doktora Kulickiego?

      – Tak.

      – Ale pan nie jest lekarzem?

      – Na szczęście nie.

      – Widzę, że nie zachwyca pana medycyna.

      – Obawiam się, że zbyt dużo ofiar miałbym na sumieniu i dlatego…

      Zaśmiała się, ale natychmiast twarz jej spoważniała. Spojrzała na zegarek.

      – Która u pana godzina? Nie jestem pewna, czy mój zegarek dobrze idzie.

      – Za piętnaście piąta – powiedział Wroński. Był trochę zdziwiony zachowaniem się nieznajomej.

      Zgasiła papierosa i wstała.

      – Niestety, nie mogę dłużej czekać. Zadzwonię do pana doktora. Więc jest za piętnaście piąta, tak?

      – Tak.

      – Do widzenia panu. Miło mi było pana poznać. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.

      Wroński skłonił się.

      – To tylko zależy od pani.

      Na pożegnanie obdarzyła go czarującym uśmiechem.

      – Jest pan mężczyzną w moim typie – powiedziała i wyszła.

      Przez chwilę Wroński stał nieruchomo i patrzył na drzwi, za którymi zniknęła piękna blondynka. Wzruszył ramionami, zapalił nowego papierosa i wrócił na tapczan. „Powinien ją Antoni skierować do psychiatry. – pomyślał. – Babka ma szmergla, i to nielichego.”

      Nie było mu danym spokojnie odpocząć tego popołudnia. Po paru minutach zadzwonił telefon. Niechętnie powlókł się do gabinetu Antoniego. Podniósł słuchawkę.

      – Halo?

      I nagle gorąca fala krwi uderzyła mu do głowy. Usłyszał głos Agnieszki. Mówiła szybko. Była zdenerwowana.

      – Bardzo przepraszam, że cię niepokoję, ale mam do ciebie pilną sprawę. Jeżeli możesz, przyjedź zaraz. Czekam na ciebie Pod Kurantem.

      – Dobrze, przyjadę – powiedział Wroński.

      Był zupełnie oszołomiony. Agnieszka dzwoni do niego? Chce się z nim spotkać? Potrzebuje jego pomocy? Musiało się stać coś bardzo ważnego, inaczej nie zdecydowałaby się na to. W tej chwili uświadomił sobie, że ciągle jeszcze kocha tę dziewczynę i że pobiegnie na każde jej wezwanie, aby jej pomóc, aby ją ratować w jakiejś trudnej sytuacji.

      Pospiesznie umył się w łazience, przyczesał włosy, włożył białą koszulę i zawiązał nowy krawat. Agnieszka nie lubiła kolorowych koszul.

      W drzwiach spotkał Felicję. Przyjrzała mu się podejrzliwie.

      Na rogu Belgijskiej wskoczył do osiemnastki. Był tak zaaferowany, że zapomniał zapłacić za bilet. Musiał się wracać z przedniej platformy.

      Konduktor

Скачать книгу