Millennium. David Lagercrantz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Millennium - David Lagercrantz страница 16
Nie było jasne, czy Benito się spotykała z Baszirem i Razanem, czy choćby miała z nimi kontakt. Tak czy inaczej, pozdrowienia brzmiały jak groźba i zawsze kończył je rytuał, w czasie którego Benito ją policzkowała, głaskała, macała po piersiach i między nogami, nazywała dziwką i kurwą. Ale to nie sam dotyk czy słowa były najgorsze. Najgorsze było uczucie, że od samego początku stanowi to jedynie przygotowanie do czegoś znacznie gorszego. Czasami się spodziewała, że w dłoni Benito dostrzeże stalowy błysk. Myśl o stalowych ostrzach często jej towarzyszyła w tym miejscu.
Zła sława Benito była oparta na indonezyjskich sztyletach, ponoć własnoręcznie przez nią wykutych wśród litanii klątw. Mówiono, że wystarczy je skierować na drugiego człowieka, żeby skazać go na śmierć. Mity o tych sztyletach ciągnęły się za Benito więziennymi korytarzami niczym zła aura, zmieszana z zapachem jej perfum. Faria wiele razy wyobrażała sobie, jak Benito ją nimi atakuje. Zdarzały się dni, kiedy właściwie było jej wszystko jedno.
Nadstawiła uszu, nadzieja na chwilę znów się w niej zatliła. Człapanie ustało. Chyba nikt jej nie zatrzymał? Nie, po chwili kroki znów się rozległy i tym razem Benito miała towarzystwo. Dało się to wyczuć nie tylko w krokach. Także w zapachu. Perfumy zmieszały się z ostrzejszą wonią potu i miętowych pastylek. To była Tine Grönlund – sługuska i gorylica Benito. Faria zrozumiała, że ta chwila na oddech była raczej wejściem o stopień wyżej, eskalacją.
Będzie źle, pomyślała.
W drzwiach ukazały się umalowane paznokcie u nóg i blade stopy wystające z plastikowych klapków. Benito miała podwinięte rękawy, na jej rękach widniały wytatuowane węże. Była spocona, wymalowana i miała zimne spojrzenie. A jednak się uśmiechała. Nikt nie miał tak nieprzyjemnego uśmiechu jak ona. Tine weszła za nią i zamknęła drzwi – mimo że nikomu oprócz strażników nie wolno było tego robić.
– Na zewnątrz stoją Greta i Lauren. Nie musimy się martwić, że ktoś nam przeszkodzi – oznajmiła Tine.
Gmerając w kieszeni, Benito zrobiła krok w stronę Farii. Jej grymas był już tylko cieniem uśmiechu, wąską kreską. Na bladym czole pojawiły się nowe zmarszczki. Na usta wystąpiła kropla potu.
– Trochę nam się śpieszy. Klawisze chcą mnie odesłać, słyszałaś o tym? Dlatego musimy podjąć decyzję, raz na zawsze. Lubimy cię, Faria. Dobrze wyglądasz, a my lubimy ładne dziewczyny. Ale lubimy też twoich braci. Złożyli nam bardzo hojną ofertę, więc chciałybyśmy się dowiedzieć…
– Nie mam pieniędzy – przerwała Faria.
– Dziewczyna może płacić na inne sposoby, a my mamy swoje preferencje, swoją walutę. Prawda, Tine? Mam dla ciebie jedną rzecz, coś, co ci pomoże być bardziej skłonną do współpracy.
Benito znów zaczęła gmerać w kieszeni, tym razem z szerokim uśmiechem – była w nim lodowata radość zwycięzcy.
– Jak myślisz, co ja tutaj mam? – kontynuowała. – Co to może być? To nie jest mój Keris, więc możesz być spokojna, jeśli o to chodzi. Ale i tak to coś ma dla mnie wartość.
Wyciągnęła z kieszeni czarny przedmiot i rozległo się metaliczne kliknięcie. Zaraz potem Faria poczuła, że nie może oddychać. To był sztylet. Strach tak ją sparaliżował, że nie zdążyła zareagować, kiedy Benito złapała ją za włosy i odgięła jej kark.
Ostrze powoli, bardzo powoli zbliżało się do jej szyi. Wskazywało tętnicę, jakby Benito chciała zaprezentować punkt śmiercionośnego cięcia. Po chwili wycedziła coś o zmywaniu grzechów krwią i przywracaniu szczęścia rodzinie. Faria nie słyszała dokładnie. Czuła tylko w nozdrzach słodki zapach perfum i oddech, nieprzyjemny od tytoniu, cuchnący jakąś chorobą. Nie była w stanie już dłużej myśleć i dlatego nie dotarło do niej, dlaczego w pomieszczeniu zapanował nagle niepokój innego rodzaju. Dopiero po chwili spostrzegła, że drzwi zostały z powrotem otwarte, a potem znów zamknięte.
W środku była jeszcze jedna osoba. Kto? Faria dopiero po chwili rozpoznała Lisbeth Salander. Lisbeth wyglądała dziwnie, jak wyblakła albo pogrążona we śnie, jakby nie do końca wiedziała, gdzie jest. Zdawała się nawet nie reagować, kiedy Benito do niej podeszła.
– Przeszkadzam? – zapytała.
– Jak cholera. Kto cię tu, kurwa, wpuścił?
– Tamte dziewczyny. Nawet się zbytnio nie awanturowały.
– Idiotki! Nie widzisz, co mam w dłoni? – syknęła Benito i machnęła sztyletem.
Lisbeth zauważyła ostrze, ale na nie też nie zareagowała. Patrzyła tylko nieobecnym wzrokiem na Benito.
– Spierdalaj, szmato. Bo cię potnę jak świnię.
– Nie zrobisz tego – odparła Lisbeth. – Nie będziesz miała czasu.
– Co? Nie będę miała czasu?
Przez celę przetoczyła się fala nienawiści. Benito ruszyła na Salander ze sztyletem w dłoni. Nie doszła jednak daleko. Faria nie zdążyła nawet dostrzec, co się stało. Jeden cios, zamach łokciem i Benito jakby wpadła na ścianę. Znieruchomiała jak sparaliżowana. Zaraz potem runęła na podłogę, nawet nie wystawiwszy przed siebie rąk. Zapadła cisza, słychać było tylko dudnienie pociągu.
Rozdział 6
18 czerwca
MALIN I MIKAEL siedzieli blisko siebie, oparci o wezgłowie łóżka. Mikael pogładził ją po ramieniu i zapytał:
– Co się wtedy stało?
– Leo odbiło. Nie masz przypadkiem w domu jakiegoś dobrego czerwonego wina? Przydałoby mi się.
– Chyba mam barolo. – Mikael się podniósł i poszedł po butelkę.
Kiedy