Millennium. David Lagercrantz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Millennium - David Lagercrantz страница 18

Millennium - David Lagercrantz Millennium

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Doszło do tego, że traktowano go jak natręta, kiedy chciał być po prostu miły. Uważał, że starość to poniżenie, gwałt na człowieku. Niedawno, kiedy musiał zmienić pieluchę, przypomniał mu się wiersz Gunnara Ekelöfa Powinni się wstydzić.

      Po raz ostatni czytał go w młodości, jednak pamiętał w miarę dobrze, może nie co do słowa, ale mniej więcej. Opowiadał o mężczyźnie – prawdopodobnie alter ego poety – piszącym swoistą przedmowę do swojej śmierci, w której życzył sobie, żeby na samym końcu ludzie zobaczyli jego zaciśniętą pięść wśród lilii wodnych i bańki od słów wypowiadanych na dnie.

      Czuł się tak źle, że ten wiersz dawał mu jedyną nadzieję, jaka pozostała – przekorę! Nie miał wątpliwości, że będzie coraz gorzej i wkrótce będzie tylko leżał w łóżku jak tobołek, prawdopodobnie pogrążony w demencji. Naprawdę mógł się spodziewać tylko śmierci. Ale nie musiał tego akceptować – takie właśnie było przesłanie wiersza i płynąca z niego pociecha. Mógł zacisnąć pięść w niemym proteście. Mógł opaść na dno, dumny i zbuntowany. Przeciwko bólowi, pieluchom, bezruchowi i całemu temu poniżeniu.

      Choć oczywiście życie nie było tylko czarne jak noc. Nadal miał przyjaciół, przede wszystkim Lisbeth, no i Lulu, która wkrótce przyjdzie i pomoże mu się dostać do dokumentów. Lulu pochodziła z Somalii, była postawna, piękna i miała długie włosy zaplecione w warkocz. Jej spojrzenie było tak głębokie, że zwracało mu odrobinę szacunku dla samego siebie. To Lulu się nim opiekowała przed snem, przyklejała plastry z morfiną, wkładała nocną koszulę i kładła go do łóżka. Nawet jeśli nadal nie mówiła bezbłędnie po szwedzku, jej słowa zawsze były szczere. Nie zadawała żadnych głupich pytań w liczbie mnogiej, typu: „Dobrze się czujemy, prawda?”. Chciała wiedzieć, co powinna studiować i czego się uczyć, była ciekawa, co Holger robił w życiu i co myślał. Patrzyła na niego jak na człowieka, nie jak na pozbawionego historii starucha.

      Lulu była obecnie jedynym jasnym punktem w jego życiu i jedyną osobą, z którą rozmawiał o Lisbeth i o swojej wizycie w więzieniu Flodberga. A wizyta była koszmarem. Sam widok wysokich murów sprawił, że zaczął się trząść. Jak mogli umieścić Lisbeth w takim miejscu? Przecież dokonała czegoś wielkiego. Uratowała dziecko. A mimo to przebywała w towarzystwie najgorszych przestępczyń w kraju. To był skandal. Kiedy ją zobaczył w sali odwiedzin, był tak wzburzony, że nie panował nad językiem, choć miał to w zwyczaju.

      Zapytał o tatuaż smoka. Zawsze się nad nim zastanawiał, a poza tym należał przecież do pokolenia nierozumiejącego tej formy sztuki. Po co się ozdabiać czymś, co nigdy nie zniknie, skoro my jako ludzie wciąż się zmieniamy i rozwijamy?

      Lisbeth odpowiedziała krótko i zwięźle, a mimo to jej słowa były bardziej niż wystarczające. Bardzo go to ujęło, zaczął ględzić nerwowo i nieskładnie, z całą pewnością napychał jej głowę bzdurami. To było tak idiotyczne, zwłaszcza że sam nie wiedział, o czym mówi. Co go napadło? Co on wyprawiał? To prawda, znał przyczynę. Nie chodziło tylko o jego wiek i ogólny brak wyczucia. Po prostu dwa tygodnie wcześniej odwiedziła go Maj-Britt Torell, siwowłosa dama o nieco ptasim wyglądzie, dawna sekretarka Johannesa Caldina, dyrektora Dziecięcej Kliniki Psychiatrycznej Świętego Stefana w Uppsali, gdzie przebywała Lisbeth.

      Maj-Britt Torell czytała o Lisbeth Salander w gazetach, a potem przekopała się przez stosy notatek, które przejęła po śmierci Caldina. Należało dodać – co też podkreśliła – że nigdy nie złamała tajemnicy lekarskiej. Tutaj jednak zachodziły szczególne okoliczności, „jak sam pan wie. Tę dziewczynę potraktowano strasznie”. Dlatego Maj-Britt chciała przekazać papiery, żeby wszystko wyszło na światło dzienne.

      Holger podziękował, pożegnał się i przystąpił do lektury. Ta jednak napełniła go przygnębieniem. Ta sama smutna śpiewka. Po raz kolejny czytał o tym, jak psychiatra Peter Teleborian przypinał Lisbeth pasami i stosował wobec niej brutalną przemoc. Dokumenty nie zawierały nic nowego, a przynajmniej nic takiego wówczas nie dostrzegł, ale może się mylił. Wystarczyło kilka nieostrożnych słów w więzieniu, a Lisbeth się nakręciła i teraz najwyraźniej zdała sobie sprawę, że była przedmiotem ogólnokrajowego śledztwa. Mówiła, że zna inne dzieci, które były w nie zamieszane, zarówno z pokolenia przed nią, jak i po niej. Nigdy jednak nie znalazła nazwisk ludzi, którzy za to odpowiadali. Wyraźnie się zatroszczyli, by nie figurować w sieci i w żadnych archiwach.

      – Mógłbyś tam zajrzeć i sprawdzić, czy uda ci się coś znaleźć? – zapytała przez telefon, a on jak najbardziej zamierzał to zrobić.

      Kiedy tylko Lulu przyjdzie mu pomóc.

      Z PODŁOGI ZACZĘŁO DOBIEGAĆ syczenie, rozległ się odgłos splunięcia i jeszcze zanim można było rozróżnić jakieś słowa, Faria Kazi wyczuła, że to przekleństwa i pogróżki. Opuściła wzrok na Benito. Ta leżała na brzuchu z rozrzuconymi rękoma. Żadna część jej ciała się nie poruszała, nawet jeden palec. Wyjątek stanowiła głowa, która się uniosła centymetr nad ziemią, i oczy, zerkające z ukosa na Lisbeth Salander.

      – Wymierzyłam w ciebie mojego Kerisa!

      Jej głos był niewyraźny i tak schrypnięty, że prawie nie przypominał ludzkiego. W myślach Farii jej słowa zlały się w jedno z krwią płynącą z ust.

      – Sztylet wskazuje ciebie. Jesteś martwa.

      Nie było to nic innego jak wyrok śmierci. Przez chwilę się wydawało, że Benito odzyskała część swojej przewagi. A jednak Lisbeth Salander nie wyglądała na przejętą.

      – To przecież ty się wydajesz martwa, prawda? – odparła, jakby w ogóle jej nie słuchała. Jakby Benito przestała dla niej istnieć.

      Zamiast tego nasłuchiwała odgłosów z korytarza. Nagle Faria zrozumiała, z jakiego powodu. Było słychać zbliżające się kroki, szybkie i ciężkie. Ktoś pędził w kierunki jej celi, a chwilę później za drzwiami rozległy się głosy, przekleństwa, a potem słowa:

      – Przesunąć się, do kurwy nędzy!

      Drzwi zostały otwarte, a na progu stanął szef strażników, Alvar Olsen. Miał na sobie niebieską koszulę służbową i ciężko dyszał, jak po biegu.

      – Mój Boże, co tu się stało? – zapytał.

      Jego spojrzenie wędrowało tam i z powrotem, od leżącej na podłodze Benito do stojącej nad nią Lisbeth i Farii, która siedziała na łóżku.

      – Co tu się stało? – powtórzył.

      – Widzisz, co tam leży? – odparła Lisbeth Salander.

      Alvar opuścił wzrok i zobaczył sztylet w krwawej strudze przed jej prawą dłonią.

      – Co, do diabła? – zawołał.

      – No właśnie. Ktoś wniósł nóż mimo waszych wykrywaczy metalu. Oto co się stało: pracownicy dużego więzienia stracili panowanie nad sytuacją i kompletnie nie udało im się ochronić zagrożonej więźniarki.

      – Ale to… to… – mamrotał oszołomiony Alvar, wskazując

Скачать книгу