Millennium. David Lagercrantz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Millennium - David Lagercrantz страница 8
– Mam tu parę starych list z nazwiskami – odparła – i coś mi się nie zgadza. Jest tam na przykład niejaki Leo Mannheimer.
– Leo Mannheimer – powtórzył Mikael.
– Tak. Ma trzydzieści sześć lat. Szybko go znajdziesz w sieci.
– Dobrze, przynajmniej na początek. Czego mam szukać?
Lisbeth popatrzyła po sali widzeń, jakby to, czego Mikael powinien szukać, kryło się właśnie tutaj. Potem znów się odwróciła i spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem.
– Szczerze mówiąc, nie wiem.
– Mam w to uwierzyć?
– Zasadniczo.
– Zasadniczo? – Poczuł ukłucie irytacji. Podjął temat: – Okej, nie wiesz. Ale chcesz, żeby go sprawdzić. Zrobił coś szczególnego czy po prostu jest ogólnie podejrzany?
– Z pewnością znasz firmę brokerską, w której pracuje. Uważam, że małe niezobowiązujące śledztwo nie zaszkodzi.
– Daj spokój – odparł. – Musisz mi dać coś więcej. Co to za listy, o których mówiłaś?
– Listy z nazwiskami.
Zabrzmiało to tak tajemniczo i głupio, że przez chwilę myślał, że tylko się z niego nabija i lada chwila zaczną rozmawiać jak w ubiegły piątek, o wszystkim. Ale Lisbeth wstała, przywołała strażnika i oznajmiła, że natychmiast chce wrócić na swój oddział.
– Chyba żartujesz – powiedział.
– Nie żartuję – odparła, a on poczuł, że ma ochotę kląć, protestować i tłumaczyć, ile godzin zajmuje mu jazda w obie strony i że naprawdę mógłby znaleźć ciekawsze rzecz do roboty w piątkowy wieczór.
Wiedział jednak, że to nic nie da. Dlatego również wstał, objął ją i z nieco ojcowskim autorytetem powiedział, żeby na siebie uważała. Odpowiedziała: „Może czasem”. Miał nadzieję, że to ironia, nawet jeśli już wydawała się nieobecna myślami.
Patrzył, jak szef strażników ją odprowadza. Nie podobała mu się cicha determinacja w jej krokach. Niechętnie dał się odeskortować w drugą stronę, z powrotem do bramek. Otworzył swoją szafkę i wyjął telefon i klucze. Wykosztował się na taksówkę na dworzec główny w Örebro. W pociągu czytał kryminał niejakiego Petera Maya. W ramach swoistego protestu czekał z telefonem do Leo Mannheimera.
ALVAR OLSEN CZUŁ ULGĘ, że wizyta Mikaela Blomkvista była taka krótka. Bał się, że Lisbeth opowie dziennikarzowi o Benito i o pawilonie bezpieczeństwa, ale na szczęście nie zdążyła. Poza tym nie było już zbyt wielu powodów do radości. Ciężko pracował nad tym, żeby przenieść Benito. Nic się jednak nie działo, a na domiar złego koleżanki Benito broniły jej przed kierownictwem zakładu i zapewniały, że żadne kolejne kroki nie są konieczne.
Szaleństwo trwało więc dalej, choć Lisbeth Salander jak dotąd była bierna. Wciąż nie robiła nic poza obserwowaniem. Choć miał wrażenie, że odlicza. Dała mu pięć dni. Pięć dni na to, żeby sam załatwił tę sprawę i ochronił Farię Kazi. Zagroziła, że jeśli to się nie uda, wkroczy osobiście. Pięć dni już prawie minęło, a on nie zdziałał kompletnie nic. Wręcz przeciwnie, atmosfera na oddziale była coraz bardziej napięta i nieprzyjemna. Kroiło się coś paskudnego.
Jakby Benito przygotowywała się do walki. Zawierała nowe alianse i miała więcej odwiedzin niż zwykle. A więcej odwiedzin to więcej zdobytych informacji. Przede wszystkim zaś widocznie wzmogła prześladowania i brutalność wobec Farii Kazi. Lisbeth Salander rzeczywiście nigdy nie była daleko. I dobrze, mogła służyć pomocą. Ale to drażniło Benito. Prześladowała Lisbeth i jej groziła. Pewnego razu Alvar usłyszał, co do niej mówiła w sali gimnastycznej.
– Kazi jest moją dziwką – wysyczała. – Tylko ja, nikt inny, mogę zmuszać tę szmatę do wygięcia się w mostek!
Lisbeth Salander zacisnęła zęby i patrzyła w podłogę. Alvar nie wiedział, czy z powodu czasu, który mu dała, czy może z bezsilności. Skłaniał się ku temu drugiemu. Choć była twardą dziewczyną, nie mogła jej niczym zagrozić. Benito była kompletnie bezwzględna, a jako skazana na dożywocie nie miała nic do stracenia. Poza tym zawsze stały za nią jej gorylice: Tine, Greta i Josefin. Ostatnimi czasy Alvar odczuwał śmiertelny lęk, że zobaczy w jej rękach błysk stali.
Wciąż sprawdzał personel wykrywaczami metalu i raz za razem kazał przeszukiwać jej celę. Jednak nadal się niepokoił, że to nie wystarczy. Cały czas miał wrażenie, że Benito i jej obstawa coś przed nim ukrywają. Mogły to być narkotyki, błyszczące przedmioty albo tylko jego przywidzenia. Chodził jak po rozżarzonych węglach, a to, że Lisbeth już od początku była zagrożona, wcale nie poprawiało sytuacji. Za każdym razem, kiedy rozbrzmiewał alarm albo ktoś się z nim łączył przez radio, czuł strach, że Lisbeth coś się stało. Próbował ją przekonać, by siedziała w izolatce. Odmawiała, a on nie był wystarczająco silny, żeby jej się przeciwstawić. Na nic nie był wystarczająco silny.
Prześladowały go niepokój i poczucie winy, cały czas oglądał się za siebie. Poza tym jak maniak pracował po godzinach, robiąc przykrość Vildze i przerzucając ich relację na ciotkę i sąsiadów. Był przesiąknięty potem. Na oddziale panował nieznośny upał i zaduch. System wentylacyjny był do niczego, a on czuł się psychicznie wykończony, wciąż zerkał na zegarek i czekał, aż zadzwoni dyrektor Rikard Fager i powie, że Benito ma zostać przeniesiona. Ale żadnego telefonu nie było, choć po raz pierwszy przedstawił sytuację bez jakiejkolwiek cenzury. Albo Rikard Fager był większym kretynem, niż mu się wydawało, albo był skorumpowany. Nie sposób było stwierdzić. Telefon wciąż milczał.
Kiedy w piątkowy wieczór drzwi cel się zamknęły, wszedł do swojego gabinetu i próbował zebrać myśli. Jego spokój nie trwał długo. Lisbeth Salander użyła wewnętrznego alarmu i znów chciała skorzystać z jego komputera. Poszedł po nią i po raz kolejny próbował zrozumieć, co kombinuje. Ale nie wydusił z niej zbyt wielu słów. Jej spojrzenie było mroczne. Tej nocy wrócił do domu dopiero późną nocą i mocniej niż kiedykolwiek czuł nadchodzącą katastrofę.
W SOBOTNI WIECZÓR przy Bellmansgatan Mikael jak zwykle czytał „Dagens Nyheter” w wydaniu papierowym, a „New York Timesa”, „Washington Post” i „New Yorkera” na iPadzie. Pił cappuccino i espresso, jadł jogurt z musli i kanapki z serem oraz pasztetem z wątróbek i po prostu zabijał czas, jak zawsze, kiedy on i Erika wysłali korektę „Millennium”.
Dopiero po godzinie czy dwóch usiadł przy komputerze i zaczął szukać Leo Mannheimera. To nazwisko czasami, choć nie za często pojawiało się na stronach biznesowych. Leo był doktorem ekonomii Wyższej Szkoły Handlowej w Sztokholmie, obecnie udziałowcem i szefem zespołu analityków w firmie brokerskiej, którą – zgodnie z przewidywaniami Lisbeth – Mikael znał bardzo dobrze.
To była firma dla zamożnych, nawet jeśli mocny, hałaśliwy styl bycia dyrektora