Fjällbacka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 5
– Proszę pani, naprawdę nie wiem. Przyjaźniłyśmy się z Alexandrą dwadzieścia pięć lat temu. Właściwie nawet nie wiem, jaka ona była. Często się zdarza, że nie znamy kogoś tak dobrze, jak nam się zdaje…
Erika zdawała sobie sprawę, że jej słowa brzmią nieprzekonująco, że nie trafiają i tylko odbijają się od ścian. Tym razem odezwał się ojciec Alex. Uwolnił się z kurczowego uścisku żony i pochylił do przodu, jakby chciał się upewnić, że Erika nie uroni ani słowa.
– Ja wiem, że to wygląda, jakbyśmy nie chcieli przyjąć do wiadomości tego, co się stało. Pewnie sprawiamy wrażenie niepozbieranych, ale gdyby nawet Alex z jakiegoś powodu zamierzała odebrać sobie życie, nigdy, powtarzam, nigdy nie zrobiłaby tego w ten sposób! Na pewno pamiętasz, jak się bała krwi – wręcz panicznie. Wystarczyło drobne skaleczenie, a histeryzowała, dopóki nie przykleiliśmy plastra. Zdarzało jej się nawet mdleć na widok krwi. Dlatego jestem absolutnie pewien, że raczej wybrałaby na przykład środek nasenny. Nie ma takiej możliwości, żeby mogła wziąć żyletkę i podciąć sobie żyły, najpierw na jednym przedramieniu, potem na drugim. I jeszcze jedno, żona już o tym wspomniała: Alex była osobą bardzo delikatną, brakowało jej odwagi. Decyzja o odebraniu sobie życia wymaga siły. Ona nie miała w sobie takiej siły.
Mówił tak, jakby nalegał, żeby się z nim zgodziła, i choć była wciąż przekonana, że jest to przede wszystkim wyraz rozpaczy dwojga ludzi, zrodził się w niej cień wątpliwości. Przypomniała sobie, że kiedy poprzedniego ranka weszła do łazienki Alex, miała uczucie, że coś jest nie tak. Znajdowanie zwłok nie jest oczywiście rzeczą normalną, ale było w tym jeszcze coś dziwnego. Czyjaś obecność, jakiś cień. Tylko tak mogłaby to ująć. Nadal wierzyła, że coś popchnęło Alexandrę Wijkner do popełnienia samobójstwa, ale uparcie powtarzane stwierdzenia Carlgrenów poruszyły w niej inną strunę.
Uderzyło ją podobieństwo dorosłej Alex do matki. Birgit Carlgren była drobnej, szczupłej budowy, miała takie same, jasne włosy jak córka, chociaż w odróżnieniu od bujnej grzywy Alex włosy Birgit były szykownie i krótko obcięte na pazia. Była ubrana całkiem na czarno, ale mimo żałoby wydawała się świadoma wrażenia, jakie wywiera dzięki kontrastowi między jasnym a ciemnym. Wykonywała drobne gesty świadczące o próżności. Ręka gładząca ostrożnie włosy, poprawienie nieskazitelnego kołnierzyka. Erika przypomniała sobie, jakim skarbem dla ośmioletnich dziewczynek bawiących się w przebieranki była jej szafa. A kasetka na biżuterię była istnym rajem albo czymś bardzo bliskim raju.
Mąż prezentował się bardzo zwyczajnie. Nie był bynajmniej brzydkim mężczyzną, chociaż nie przyciągał uwagi. Miał podłużną, wyżłobioną przez zmarszczki twarz, a nasada włosów przesunęła się prawie na czubek głowy. Karl-Erik również był ubrany na czarno, ale w odróżnieniu od żony wydawał się przez to jeszcze mniej zauważalny. Erika pomyślała, że pora się pożegnać. Zaczęła się zastanawiać, po co właściwie przyszła.
Podniosła się, Carlgrenowie również. Birgit spojrzała na męża wyczekująco, nakłaniając go wzrokiem, aby coś powiedział. Prawdopodobnie umówili się jeszcze przed przyjściem Eriki.
– Bardzo byśmy chcieli, abyś napisała wspomnienie o Alex. I dała do naszej lokalnej gazety, „Bohusläningen”. O jej życiu, marzeniach… – i o jej śmierci. Taki snop światła na jej osobę i dokonania. Bardzo nam na tym zależy.
– A nie woleliby państwo „Göteborgs Posten”? Przecież mieszkała w Göteborgu, prawda? Zresztą tak samo jak państwo.
– Fjällbacka zawsze była i będzie naszym domem. Tak samo czuła Alex. Może zacznij od rozmowy z jej mężem, Henrikiem. Już go pytaliśmy i zgodził się. Oczywiście pokryjemy wszelkie wydatki.
Tym samym uznali widać, że to koniec dyskusji. Erika, która nawet nie zdążyła powiedzieć, czy przyjmuje zlecenie, znalazła się na schodkach przed domem, trzymając w ręku kartkę z numerem telefonu Henrika Wijknera. Za jej plecami zatrzasnęły się drzwi. Właściwie nie miała ochoty podejmować się tego zadania, ale zakiełkowała w niej pewna myśl. Zaraz ją odrzuciła, poczuła nawet wyrzuty sumienia, że mogła ją powziąć, ale myśl była uparta i nie chciała jej opuścić. Był to pomysł na książkę, którego tak długo szukała. A teraz się właśnie pojawił. Opowieść o drodze człowieka ku przeznaczeniu. O tym, co doprowadziło do samobójstwa młodą, piękną kobietę, która pozornie osiągnęła w życiu wszystko. Nie wymieniłaby rzecz jasna imienia Alex, ale byłaby to opowieść o tym, czego zdoła się dowiedzieć o jej drodze ku śmierci. Napisała do tej pory cztery książki. Wszystkie były biografiami wybitnych szwedzkich pisarek. Nie odważyła się dotąd tworzyć własnych opowieści, chociaż wiedziała, że nosi je w sobie, że tylko czekają, by je przelała na papier. Może teraz odnajdzie w sobie rytm i inspirację, na które tak czekała. Dawna znajomość z Alex tylko jej w tym pomoże.
Sam pomysł budził niesmak, co było prawdziwie ludzkim odruchem, ale także entuzjazm, co było odruchem pisarki.
Malował na płótnie grube czerwone pasy. Pracował od świtu i po raz pierwszy od kilku godzin cofnął się, by popatrzyć na swoje dzieło. Dla nienawykłego oka przedstawiało po prostu duże plamy – czerwone, pomarańczowe i żółte – rozrzucone nieregularnie po dużym płótnie. Dla niego były to upokorzenie i rezygnacja przedstawione w barwach symbolizujących namiętność.
Zawsze używał tych samych kolorów. Przeszłość krzyczała do niego z obrazu, szydziła, a on malował dalej z coraz większym zapamiętaniem.
Po kolejnej godzinie doszedł do wniosku, że zasłużył na pierwsze piwo. Chwycił stojącą najbliżej puszkę, nie zważając na to, że poprzedniego wieczoru kilkakrotnie strząsnął do niej popiół z papierosa. Popiół przylepił mu się do warg, ale nadal pił chciwie zwietrzały napój. Wylizał ostatnie krople i rzucił puszkę na podłogę.
Miał na sobie tylko kalesony, z przodu pożółkłe od piwa albo moczu. Trudno powiedzieć. Prawdopodobnie od jednego i drugiego. Tłuste kosmyki włosów sięgały ramion, pierś miał bladą i zapadniętą. Anders Nilsson był ruiną człowieka, ale stojący na sztalugach obraz świadczył o talencie, który pozostawał w ostrym kontraście ze stanem upadku autora.
Nilsson opadł na podłogę i oparł się o ścianę naprzeciw obrazu. Obok stało nieotworzone piwo. Pociągnął za uchwyt, rozkoszując się dźwiękiem otwieranej puszki. Obraz przypominał mu to, co przez większą część życia starał się zapomnieć. Po jaką cholerę chciała teraz wszystko zniszczyć? Nie mogła tego zostawić, ot tak? Samolubna kurwa, myślała tylko o sobie. Chłodna, niewinna, księżniczka pieprzona. Już on dobrze wie, co w niej naprawdę siedzi. Przecież są z tej samej gliny. Ukształtowały ich i przyspawały do siebie lata wzajemnej udręki. A ona myśli, że sama może to zmienić.
– Psiakrew!