Fjällbacka. Camilla Lackberg
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg страница 8
Długo myślał nad odpowiedzią.
– Napięte. Miało się wrażenie, jakby wszyscy chodzili wokół siebie na palcach. Jedyną osobą, która mówiła, co myśli, była młodsza siostra Julia, ale ona w ogóle jest inna. Zawsze miałem uczucie, jakby pod tym, o czym mówiło się głośno, skrywała się całkiem inna rozmowa. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Jakby mówili szyfrem i zapomnieli podać mi klucz.
– Co pan ma na myśli, mówiąc, że Julia jest inna?
– Jak pani wie, Birgit urodziła ją późno. Była dobrze po czterdziestce i nie była to planowana ciąża. Julia była takim kukułczym jajem. Poza tym chyba niełatwo było jej mieć taką siostrę jak Alex. Julia nie była ładnym dzieckiem, jako dorosła też nie jest specjalnie urodziwa. A wie pani, jak wyglądała Alex. Birgit i Karl-Erik byli skupieni na Alex, o Julii jakby nie chcieli pamiętać. Zamknęła się w sobie. Ale ja ją lubię. Skrywa coś pod tą naburmuszoną powierzchnią. Mam nadzieję, że komuś będzie się chciało do niej dotrzeć.
– A jak zareagowała na śmierć Alex? Jak wyglądały ich wzajemne stosunki?
– O to musi pani zapytać Birgit albo Karla-Erika. Nie widziałem Julii od pół roku. Studiuje pedagogikę w Umeå i niechętnie stamtąd wyjeżdża. W tym roku nie przyjechała nawet na Boże Narodzenie. Jeśli chodzi o jej stosunek do Alex, to Julia uwielbiała siostrę. Alex już chodziła do szkoły z internatem, kiedy Julia się urodziła, i nie bywała w domu zbyt często, ale gdy przyjeżdżaliśmy, Julia chodziła za nią krok w krok jak mały piesek. Alex pozwalała na to, ale nie zwracała na nią większej uwagi. Czasem się złościła i burczała, ale zazwyczaj po prostu ją ignorowała.
Erika czuła, że rozmowa zmierza ku końcowi. Kiedy milczeli, uderzała ją cisza panująca w domu, który mimo przepychu musiał się teraz Henrikowi wydawać pusty.
Erika wstała i wyciągnęła rękę. Chwycił ją oburącz, przytrzymał przez chwilę, potem wypuścił i poszedł przodem do drzwi.
– Pomyślałam, że pojadę do galerii rozejrzeć się trochę – powiedziała Erika.
– Dobry pomysł. Alex była z niej bardzo dumna. Zbudowała ten interes od podstaw, razem z koleżanką ze studiów w Paryżu, Francine Bijoux. Teraz nosi nazwisko Sandberg. Kiedyś spotykaliśmy się prywatnie, potem rzadziej, odkąd urodziły im się dzieci. Francine na pewno jest w galerii. Zadzwonię i uprzedzę ją, z pewnością zgodzi się opowiedzieć pani o Alex.
Henrik przytrzymał drzwi, Erika podziękowała jeszcze raz, odwróciła się i poszła do samochodu.
Erika wysiadła z auta i w tym samym momencie niebo otworzyło się nad jej głową. Galeria znajdowała się przy Chalmersgatan, równoległej do Avenyn, głównego deptaka, ale po półgodzinnym krążeniu po okolicy Erika dała za wygraną i zaparkowała w dzielnicy Heden. Nie było stamtąd specjalnie daleko, ale przy takiej ulewie wydawało się, że to co najmniej dziesięć kilometrów. W dodatku parkowanie kosztowało dwanaście koron za godzinę, co zdecydowanie popsuło jej humor. Oczywiście nie wzięła ze sobą parasolki i wiedziała, że zaraz będzie miała na głowie szopę poskręcanych włosów.
Szybko przeszła przez Avenyn, w ostatniej chwili uskoczyła przed czwórką, która przejechała z hukiem po szynach w kierunku Mölndal. Minęła klub studencki Valand, gdzie spędziła niejeden pamiętny wieczór, po czym skręciła w lewo na Chalmersgatan.
Galeria Abstrakt z wielkimi oknami wystawowymi znajdowała się po lewej stronie. Erika weszła, zadzwonił dzwonek. Lokal był znacznie większy, niż się wydawało z zewnątrz. Białe ściany, podłogi i sufity sprawiały, że całą uwagę przyciągały rozwieszone obrazy.
W drugim końcu lokalu zobaczyła kobietę, która bez wątpienia była Francuzką, bo wprost promieniowała elegancją. Rozmawiała właśnie z klientem o jakimś obrazie, żywo gestykulując.
– Zaraz przyjdę, tymczasem proszę się rozejrzeć.
Mówiła z czarującym akcentem.
Erika poszła za jej radą i z rękoma splecionymi na plecach zaczęła się przechadzać po galerii, przyglądając się wystawionym dziełom sztuki. Zgodnie z sugestią zawartą w nazwie galerii były to obrazy abstrakcyjne, przedstawiające sześciany, kwadraty, koła i inne kształty. Erika przekrzywiła głowę i zmrużyła oczy, próbując zobaczyć, co w nich widzą znawcy, a co jej zdecydowanie umykało. Nic z tego, nadal same sześciany i kwadraty, które równie dobrze mógłby namalować pięciolatek. Było to poza jej zasięgiem, trzeba się z tym pogodzić.
Stała właśnie przed olbrzymim płótnem z nieregularnymi plamami żółci na czerwonym tle, gdy od tyłu, stukając obcasami, podeszła Francine.
– Cudowny, prawda?
– Tak, rzeczywiście, ładny. Ale szczerze mówiąc, świat sztuki jest mi dosyć obcy. Podobają mi się słoneczniki van Gogha i na tym mniej więcej kończy się moja wiedza o malarstwie.
Francine uśmiechnęła się.
– Erika, prawda? Właśnie dzwonił Henri. Powiedział, że jest pani w drodze.
Wyciągnęła szczupłą dłoń. Erika szybko wytarła rękę, nadal mokrą od deszczu, zanim chwyciła dłoń Francine.
Stojąca przed nią kobieta była niewysoka, szczupła i tak elegancka, jak potrafią tylko Francuzki. Mierząca metr siedemdziesiąt pięć Erika czuła się przy niej jak olbrzymka.
Francine miała kruczoczarne włosy, gładko zaczesane z czoła i zebrane w kok na karku. Ubrana była w obcisły czarny kostium. Zapewne włożyła czerń ze względu na śmierć koleżanki, bo wyglądała raczej na kobietę, która nosi zdecydowane, jaskrawe kolory – czerwień, może żółć. Miała lekki, perfekcyjny makijaż, który jednak nie zdołał ukryć zaczerwienienia wokół oczu. Erika miała nadzieję, zapewne daremną, że tusz nie spłynął jej z rzęs wraz z deszczem.
– Może sobie przysiądziemy przy kawie. Dziś jest tu bardzo spokojnie. Przejdźmy na tył galerii.
Francine poszła przodem, prowadząc Erikę do pokoiku wyposażonego w lodówkę, mikrofalówkę i ekspres do kawy. Przy malutkim stoliku mieściły się tylko dwa krzesła. Erika usiadła, a Francine podała jej filiżankę gorącej kawy. Żołądek Eriki zaczynał się buntować przeciw kolejnej porcji kawy – u Henrika wypiła parę filiżanek. Wiedziała jednak z doświadczenia, po niezliczonych wywiadach przeprowadzanych podczas zbierania materiałów do książek, że z jakiegoś powodu ludziom lepiej rozmawia się przy filiżance kawy.
– Z tego, co powiedział Henri, wywnioskowałam, że rodzice Alex prosili panią o napisanie o niej wspomnieniowego artykułu.
– Tak, ale zważywszy na to, że w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat widywałam Alex tylko przelotnie, chciałabym dowiedzieć się od pani, jaka była.
– Jest pani dziennikarką?
– Nie, pisarką. Autorką biografii. Ten artykuł piszę tylko na prośbę rodziców Alex. W dodatku znalazłam jej ciało,