Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin Liu страница 12

Автор:
Серия:
Издательство:
Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin  Liu s-f

Скачать книгу

przecież ja nawet nie znam pańskiego nazwiska! – Wstał i podszedł do okna. – Mogę teraz pokazać pańską gwiazdę… przepraszam, gwiazdę, którą pan jej kupił.

      – Możemy ją zobaczyć z dachu tego budynku?

      – Nie. W mieście jest zbyt duże zanieczyszczenie świetlne. Będziemy musieli pojechać na dalekie przedmieście. Jeśli nie czuje się pan dobrze, możemy się tam wybrać innego dnia.

      – Jedźmy teraz. Naprawdę chcę ją zobaczyć.

      Jechali ponad dwie godziny, aż łuna, która otaczała Pekin, została daleko za nimi. By uniknąć świateł przejeżdżających samochodów, doktor He zjechał na pole. Potem wyłączył reflektory i wysiedli. Na późnojesiennym niebie gwiazdy były wyjątkowo jasne.

      – Widzi pan Wielką Niedźwiedzicę? Niech pan sobie wyobrazi przekątną przeprowadzoną przez ten czworobok utworzony z gwiazd i przedłuży ją. Widzi pan te trzy gwiazdy, które tworzą trójkąt? Niech pan przeciągnie linię z wierzchołka prostopadle do podstawy. Widzi pan? Właśnie tam. Oto pańska gwiazda – ta, którą pan jej podarował.

      Tianming wskazał dwie gwiazdy po kolei, ale doktor He powiedział, że to żadna z nich.

      – Znajduje się między tymi dwiema, ale trochę na południe od nich. Jej pozorna wielkość wynosi pięć i pięć dziesiątych. Normalnie potrzeba wyćwiczonego oka, żeby ją znaleźć, ale dziś wieczorem pogoda jest idealna, więc powinien pan móc ją dostrzec. Niech pan zrobi tak: proszę nie szukać jej wprost przed sobą, ale przesunąć wzrok trochę w bok. Widzenie peryferyjne jest bardziej wrażliwe na słabe światło. Kiedy ją pan znajdzie, będzie pan mógł spojrzeć prosto na nią…

      Z pomocą doktora He Tianming w końcu znalazł DX3906. Bardzo słabo świeciła, więc za każdym razem gdy osłabła jego uwaga, musiał jej szukać od nowa. Chociaż ludzie powszechnie uważają, że gwiazdy są srebrzyste, dokładna ich obserwacja wykazała, że każda ma inny kolor. DX3906 była ciemnoczerwona.

      Doktor He obiecał dać Tianmingowi materiały, które miały mu pomóc znaleźć gwiazdę o każdej porze roku.

      – Ma pan szczęście, tak jak dziewczyna, która dostała od pana ten prezent – powiedział.

      – Nie sądzę. Jestem bliski śmierci.

      Wydawało się, że to wyznanie nie zaskoczyło doktora He. Zapalił papierosa i zaciągał się w milczeniu. Po chwili powiedział:

      – Mimo to uważam, że jest pan szczęściarzem. Większość ludzi aż do śmierci nie zaszczyci Wszechświata poza Ziemią nawet jednym spojrzeniem.

      Tianming przez chwilę patrzył na doktora He, po czym spojrzał ponownie na niebo i łatwo odnalazł DX3906. Przed jego oczami unosił się dym z papierosa doktora He i przez tę zasłonę mrugało słabe światło gwiazdy. „Kiedy ona je zobaczy, mnie już nie będzie na tym świecie” – pomyślał.

      Oczywiście gwiazda, którą widział, i gwiazda, którą miała zobaczyć Cheng Xin, były tylko jej obrazem sprzed dwustu osiemdziesięciu sześciu lat. Jej słabe światło musiało podróżować przez trzy wieki, by dotrzeć do ich siatkówek. Żeby światło rzucane w tej chwili dotarło do Ziemi, musiało minąć kolejnych dwieście osiemdziesiąt sześć lat. Do tej pory Cheng Xin obróci się dawno w proch.

      „Jakie będzie jej życie? Może będzie pamiętała, że w morzu gwiazd jest jedna, która należy do niej?”

      Miał to być ostatni dzień jego życia.

      Tianming chciał zauważyć w nim coś szczególnego, ale niczego takiego nie dostrzegł. Obudził się jak zwykle o siódmej, promyk słońca padł na to samo co zawsze miejsce na ścianie, pogoda nie była wspaniała, ale również nie taka zła, niebo było tego samego szaroniebieskiego koloru, dąb pod oknem miał nagie gałęzie (zamiast, powiedzmy, choćby jednego symbolicznego liścia). Nawet śniadanie było takie samo.

      Był to dzień jak każdy inny w jego życiu od dwudziestu ośmiu lat, jedenastu miesięcy i sześciu dni.

      Podobnie jak Lao Li, Tianming nie poinformował rodziny o swojej decyzji. Nawet próbował napisać list, który można by było dać jego ojcu po zakończeniu procedury, ale zrezygnował z tego, bo nie wiedział, co powiedzieć.

      O dziesiątej wszedł o własnych siłach do pokoju eutanazji, tak spokojnie, jakby udawał się na codzienne badanie. Był czwartą osobą w mieście, która postanowiła skończyć z sobą w ten sposób, więc nie wzbudziło to wielkiego zainteresowania środków przekazu. W pokoju było tylko pięć osób: dwóch notariuszy, dyrektor, pielęgniarka i członek dyrekcji szpitala. Nie było doktora Zhanga.

      Mógł odejść w spokoju.

      Zgodnie z jego życzeniem nie umieszczono żadnych ozdób. Otaczały go tylko białe ściany normalnej sali szpitalnej. Czuł się nieskrępowany.

      Powiedział dyrektorowi, że zna procedurę, a więc jego obecność nie jest konieczna. Dyrektor kiwnął głową i przeszedł za szklaną ścianę. Notariusze szybko skończyli sprawy i zostawili go samego z pielęgniarką. Ta nie okazywała niepokoju i strachu, który musiała pokonać za pierwszym razem. Wbiła mu igłę w żyłę delikatnie i bez wahania. Tianming poczuł z nią dziwną więź – w końcu była ostatnią osobą, która będzie z nim na tym świecie. Żałował, że nie wie, kto przyjmował go przed blisko dwudziestoma dziewięcioma laty, gdy się narodził. Tamta położna i ta pielęgniarka należały do małej grupy osób, które szczerze starały się mu pomóc w życiu. Chciał im podziękować.

      – Dziękuję – powiedział.

      Pielęgniarka uśmiechnęła się i wyszła cicho jak kot.

      Czy chcesz zakończyć swoje życie? Jeśli tak, wybierz 5. Jeśli nie, wybierz 0.

      Urodził się w rodzinie inteligenckiej, ale jego rodzicom brakowało sprytu politycznego i umiejętności zawierania korzystnych znajomości, nie zrobili więc kariery. Chociaż nie należeli do elity, uparli się, by dać mu wykształcenie, które w ich mniemaniu przystało jej członkom. Pozwalali mu czytać tylko klasykę i słuchać muzyki klasycznej, a przyjaciele, których starał się zdobyć, musieli pochodzić z kulturalnych i – ich zdaniem – dystyngowanych rodzin. Mówili mu, że ludzie z ich otoczenia są nieokrzesani i mają prymitywne zainteresowania. Oni mieli bardzo wyrafinowane gusta.

      W szkole podstawowej Tianmingowi udało się zaprzyjaźnić z kilkoma kolegami, ale nigdy nie zaprosił ich do domu na zabawę. Wiedział, że rodzice nie pozwoliliby mu przyjaźnić się z takimi „nieokrzesanymi” dziećmi. Gdy znalazł się w szkole średniej, wskutek wzmożonego nacisku rodziców na uzyskanie przez niego elitarnego wykształcenia stał się kompletnym samotnikiem. Wtedy też rodzice się rozwiedli, bo ojciec poznał młodą kobietę, która sprzedawała ubezpieczenia. Potem jego matka wyszła powtórnie za mąż za bogatego przedsiębiorcę.

      Tak oto jego oboje rodzice skończyli w związkach z tego rodzaju „nieokrzesanymi” ludźmi, od jakich kazali mu się trzymać z daleka, i wreszcie uświadomili sobie, że nie mieli moralnego prawa narzucać mu wyboru edukacji. Ale co się stało, to się nie odstanie. Tianming nie mógł się wyzwolić z więzów wychowania, które były jak kajdanki zaciskowe

Скачать книгу