Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin Liu страница 15

Автор:
Серия:
Издательство:
Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin  Liu s-f

Скачать книгу

jej zdolności, a większość głównych inżynierów w chińskim przemyśle kosmicznym zaczynała karierę od prac nad napędem. Ponieważ jednak uważała, że rakiety o napędzie chemicznym opierają się na przestarzałej technologii, nie sądziła, że zajdzie daleko. Kroczenie w złym kierunku było gorsze niż nicnierobienie, ale praca wymagała od niej ciągłego skupienia uwagi. Była bardzo sfrustrowana.

      Wtedy pojawiła się szansa na odejście od rakiet o napędzie chemicznym. Organizacja Narodów Zjednoczonych zaczęła tworzyć przeróżne agencje związane z obroną planety. W odróżnieniu od agencji oenzetowskich z przeszłości nowe podlegały bezpośrednio ROP, a ich personel składał się ze specjalistów z różnych krajów. Chiński sektor kosmiczny skierował do nich wiele osób. Urzędnik wysokiego szczebla zaproponował Cheng Xin nowe stanowisko: asystentki dyrektora Centrum Planowania Technologii przy Agencji Wywiadu Strategicznego ROP. Praca wywiadowcza ludzkości koncentrowała się dotąd na RZT, ale Agencja Wywiadu Strategicznego ROP, czyli Planetarna Agencja Wywiadowcza, w skrócie PAW, miała się skupić bezpośrednio na flocie trisolariańskiej i samej Trisolaris. Potrzebni jej byli ludzie dobrze obeznani z technicznymi aspektami technologii kosmicznej.

      Cheng Xin przyjęła tę propozycję bez wahania.

      Dowództwo PAW mieściło się w pięciopiętrowym budynku nieopodal siedziby ONZ. Pochodzący z końca osiemnastego wieku dom miał silną konstrukcję i był zwalisty jak bryła granitu. Gdy Cheng Xin weszła tam po raz pierwszy po podróży samolotem nad Pacyfikiem, poczuła dreszczyk, jakby wkraczała do zamku. Był zupełnie inny, niż się spodziewała – bardziej niż siedzibę światowej agencji wywiadowczej przypominał miejsce, gdzie szeptem snuto bizantyńskie intrygi.

      W środku było prawie pusto; Cheng Xin była jedną z pierwszych osób, które zameldowały się na stanowisku. W gabinecie pełnym nieustawionych mebli i dopiero rozpakowanych kartonowych pudeł spotkała się ze swym szefem, dyrektorem Centrum Planowania Technologii.

      Michaił Wadimow miał czterdzieści kilka lat, był wysoki, muskularny, i mówił po angielsku z silnym rosyjskim akcentem. Dopiero po paru minutach Cheng Xin zorientowała się, że to w ogóle jest angielski. Siedział na kartonowym pudle i narzekał, że skoro przepracował w przemyśle kosmicznym ponad dziesięć lat, nie potrzebuje żadnego asystenta do spraw technicznych. Jego zdaniem każde państwo chciało zapełnić PAW swoimi ludźmi, ale było dużo mniej chętne do dawania żywej gotówki. Potem uświadomił sobie chyba, że mówi to pełnej nadziei młodej kobiecie, która jest coraz bardziej rozczarowana jego utyskiwaniami, i by ją pocieszyć, powiedział:

      – Jeśli tej agencji uda się wejść do historii, co jest bardzo możliwe, nawet jeśli nie będzie to zbyt szczęśliwa historia, my dwoje zostaniemy zapamiętani jako pierwsi, którzy się tu pojawili!

      To, że jej szef też pracował w przemyśle kosmicznym, dodało Cheng Xin otuchy. Zapytała, czym się zajmował. Wspomniał beztrosko o jakimś stanowisku w programie budowy wahadłowca Buran, dodał, że był głównym projektantem pewnego towarowego statku kosmicznego, ale później jego wyjaśnienia stały się mętne. Twierdził, że służył przez kilka lat w dyplomacji, a następnie w „pewnym wydziale”, który zajmował się „tym samym, czym teraz zajmujemy się tutaj”.

      – Lepiej, żeby nie wnikała pani za bardzo w historię zatrudnienia swoich przyszłych kolegów. Rozumiemy się? – rzekł na koniec. – Naczelny też już tu jest. Ma gabinet na górze. Powinna pani tam wpaść i przywitać się z nim, ale niech mu pani nie zabierze za dużo czasu.

      Po wejściu do przestronnego gabinetu szefa PAW Cheng Xin powitał silny zapach dymu z cygara. Na ścianie wisiał duży obraz. Jego większą część zajmowało ołowiane niebo i zamglona, pokryta śniegiem ziemia; w oddali, gdzie chmury stykały się ze śniegiem, majaczyły ciemne kształty. Po bliższym przyjrzeniu się okazało się, że to brudne budynki, z których większość stanowiły drewniane parterowe chaty. Między nimi znajdowało się kilka jedno- i dwupiętrowych domów w europejskim stylu. Jak można było sądzić z kształtu rzeki na pierwszym planie i paru innych wskazówek, był to pejzaż Nowego Jorku z początku osiemnastego wieku. Od obrazu wiało chłodem, który – jak pomyślała Cheng Xin – dość dobrze pasował do siedzącej pod nim osoby.

      Obok dużego wisiał mniejszy obraz. Głównym przedmiotem na nim był starożytny miecz ze złotą rękojeścią i lśniącym ostrzem, który trzymała ręka w brązowej rękawicy – widoczne było tylko przedramię. Ręka ta sięgała mieczem po unoszący się na wodzie wieniec spleciony z czerwonych, białych i żółtych kwiatów. W przeciwieństwie do dużego obrazu ten był utrzymany w żywych kolorach, ale mimo to sprawiał upiorne wrażenie. Cheng Xin zauważyła na białych kwiatach plamki krwi.

      Szef PAW, Thomas Wade, Amerykanin, był dużo młodszy, niż się spodziewała – wyglądał na młodszego od Wadimowa. Był też bardziej przystojny, miał bardzo klasyczne rysy. Później doszła do wniosku, że ten klasyczny wygląd brał się głównie stąd, iż jego twarz była pozbawiona wyrazu, jakby należała do posągu przeniesionego z zimnego obrazu za nim. Nie wydawał się zajęty, biurko przed nim było zupełnie puste, bez śladu komputera czy papierowych dokumentów. Zerknął na nią, gdy weszła, ale zaraz powrócił do kontemplacji cygara, które trzymał w prawym ręku.

      Cheng Xin przedstawiła się, oznajmiła, że jest jej miło, iż będzie mogła się od niego uczyć, i kontynuowała przemowę, dopóki nie podniósł wzroku i nie spojrzał na nią.

      Zobaczyła w jego oczach wyczerpanie i rozleniwienie, ale było w nich też coś głębszego, coś ostrego, co sprawiło, że poczuła się nieswojo. Na twarzy Wade’a pojawił się uśmiech niczym woda sącząca się ze szczeliny w lodzie pokrywającym rzekę. Nie było w nim ciepła i nie rozluźniła się na jego widok.

      Starała się również uśmiechnąć, ale pierwsze słowa, które popłynęły z jego ust, zmroziły ją.

      – Czy sprzedałabyś swoją matkę do burdelu?

      Cheng Xin potrząsnęła głową, ale nawet nie próbowała odpowiedzieć na to pytanie – bała się, że nie zrozumiała tego, co powiedział. Ale Wade machnął cygarem.

      – Dzięki. Idź robić to, co trzeba.

      Kiedy powiedziała o tym Wadimowowi, roześmiał się.

      – To tylko takie powiedzenie, które było kiedyś popularne w naszej… robocie. Słyszałem, że narodziło się podczas drugiej wojny światowej. Weterani żartowali sobie w ten sposób z nowicjuszy. Jego sens jest taki: nasz zawód jest jedynym na Ziemi, w którym sednem są kłamstwa i zdrada. Jeśli chodzi o powszechnie przyjęte zasady etyczne, musimy być… elastyczni. PAW składa się z dwóch grup ludzi: niektórzy są, tak jak pani, ekspertami technicznymi, inni to weterani z różnych agencji wywiadowczych na całym świecie. Każda z tych grup ma odmienny sposób myślenia i działania. Dobrze, że znam obie, bo mogę pomóc pani przystosować się do tej drugiej.

      – Ale przecież naszym wrogiem jest Trisolaris. To nie ma nic wspólnego z tradycyjnym wywiadem.

      – Niektóre rzeczy są stałe.

      W ciągu następnych kilku dni zgłosili się do pracy inni nowi członkowie personelu PAW. Większość z nich pochodziła z krajów, które były stałymi członkami ROP.

      Wszyscy byli dla siebie nawzajem mili, ale nie było wśród nich wzajemnego zaufania.

Скачать книгу