Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin Liu страница 17

Автор:
Серия:
Издательство:
Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin  Liu s-f

Скачать книгу

starań, by ubierać się niezbyt wyzywająco, ale mimo to stale musiała sobie radzić z tego rodzaju nagabywaniem.

      – Mam pomysł… – zaczęła.

      – Pomysł, jak nagiąć prawa fizyki? – zapytała starsza Francuzka imieniem Camille, bardzo poważana i doświadczona konsultantka Europejskiej Agencji Kosmicznej. Spojrzała pogardliwie na Cheng Xin, jakby ten pokój nie był odpowiednim miejscem dla niej.

      – Raczej na to, jak je obejść. – Cheng Xin uśmiechnęła się do niej uprzejmie. – Najbardziej obiecującymi z zasobów, które mamy do dyspozycji, są zapasy broni jądrowej na świecie. Jeśli nie nastąpi jakiś przełom techniczny, będzie to największe źródło energii, którą możemy wystrzelić w kosmos. Wyobraźcie sobie statek czy sondę kosmiczną wyposażony w żagiel radiacyjny, podobny do żagla słonecznego: cienką folię popychaną przez promieniowanie. Gdybyśmy od czasu do czasu detonowali bombę jądrową za tym żaglem…

      Rozległo się kilka chichotów. Najgłośniej śmiała się Camille.

      – Moja droga, nakreśliłaś nam scenę z komiksu. Twój statek kosmiczny wypełniony jest bombami jądrowymi i ma ogromny żagiel. Na statku znajduje się bohater łudząco podobny do Arnolda Schwarzeneggera. Rzuca te bomby za statek, gdzie wybuchają i go popychają. Och, ależ to świetne! – Gdy reszta zebranych dołączyła do tej wesołości, kontynuowała: – Może zechciałabyś przejrzeć swoją pracę domową z pierwszego roku studiów i powiedzieć mi, po pierwsze, ile bomb jądrowych będzie musiał zabrać ten statek, i po drugie, jakie przyspieszenie zdoła uzyskać przy takim stosunku ciągu do wagi?

      – Nie udało się jej nagiąć praw fizyki, ale spełniła drugie życzenie szefa – powiedział inny ekspert. – Przykro mi patrzeć, jak taka piękna dziewczyna pada pod naciskiem brutalnej siły.

      Fala śmiechu osiągnęła crescendo.

      – Bomby nie będą na statku – odparła spokojnie Cheng Xin. Śmiech ustał jak nożem uciął. – Sama sonda będzie małym jądrem wyposażonym w sensory przymocowane do dużego żagla, ale musi być lekka jak piórko. Będzie ją wtedy łatwo popychać promieniowaniem pochodzącym z wybuchów jądrowych poza nią.

      W sali konferencyjnej zrobiło się bardzo cicho. Wszyscy zastanawiali się, gdzie miałyby się znaleźć te bomby. Kiedy inni przez chwilę drwili z Cheng Xin, Wade zachował chłodną i niewzruszoną minę. Teraz jednak na jego twarzy powoli pojawił się ponownie ten uśmiech niczym woda sącząca się ze szczeliny w lodzie.

      Cheng Xin wyjęła z dystrybutora wody stos papierowych kubeczków i ustawiła je w linii na stole konferencyjnym.

      – Możemy wcześniej wystrzelić w przestrzeń bomby jądrowe za pomocą rakiet o napędzie chemicznym i rozmieścić je wzdłuż pierwszego etapu toru lotu sondy. – Wzięła ołówek i przesunęła jego końcem po linii od jednego kubeczka do następnego. – Kiedy sonda będzie przelatywać obok każdej z tych bomb, będziemy je detonować tuż za żaglem, nadając jej coraz większe przyspieszenie.

      Mężczyźni oderwali spojrzenia od ciała Cheng Xin. W końcu chcieli potraktować jej propozycję poważnie. Tylko Camille patrzyła na nią jak na intruza.

      – Możemy nazwać tę technikę „napędem po drodze”. Ten pierwszy odcinek jest etapem przyspieszania i stanowi zaledwie drobny ułamek całego kursu lotu sondy. Według bardzo pobieżnych obliczeń, jeśli użyjemy tysiąca bomb jądrowych, można je rozmieścić wzdłuż drogi o długości około pięciu jednostek astronomicznych, prowadzącej od Ziemi do orbity Jowisza. Możemy nawet rozmieścić je gęściej w granicach orbity Marsa. To jest absolutnie wykonalne przy naszej obecnej technologii.

      W ciszy, która potem zapadła, słychać było kilka szeptów. Stopniowo stawały się coraz głośniejsze i coraz bardziej podekscytowane, jak skąpy deszcz przechodzący w ulewę.

      – Nie wpadła pani sama na ten pomysł, prawda? – zapytał Wade. Uważnie przysłuchiwał się dyskusji.

      Cheng Xin uśmiechnęła się do niego.

      – Mój pomysł opiera się na starej koncepcji znanej w kręgach zajmujących się przemysłem kosmicznym. Coś takiego zaproponował pierwszy już w 1946 roku Stanisław Ulam. To jądrowy napęd pulsacyjny.

      – Doktor Cheng – powiedziała Camille – wszyscy wiemy o jądrowym napędzie pulsacyjnym, ale poprzednie propozycje wymagały przewożenia paliwa na statkach. Pomysł rozmieszczenia go wzdłuż trasy statku kosmicznego jest rzeczywiście pani wkładem. Ja przynajmniej nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałam.

      Dyskusja stała się zażarta. Grono ekspertów rzuciło się na pomysł Cheng jak wataha głodnych wilków na świeże mięso.

      Wade znowu walnął w stół.

      – Dość! Nie grzęźnijcie teraz w szczegółach. Nie oceniamy, czy pomysł jest wykonalny – raczej staramy się zorientować, czy warto jest przeprowadzić ocenę jego wykonalności. Skupcie się na przeszkodach w całościowym obrazie rzeczy.

      – Najlepsze w tej propozycji jest to, że łatwo jest zacząć ją realizować – rzekł po krótkiej ciszy Wadimow.

      Wszyscy od razu zrozumieli sens jego wypowiedzi. Pierwszy etap planu Cheng Xin wymagał wystrzelenia dużej liczby bomb jądrowych na orbitę okołoziemską. Ludzkość nie tylko dysponowała taką technologią, ale ładunki były już na rakietach – można było łatwo użyć w tym celu przeprogramowanych międzykontynentalnych pocisków balistycznych. Amerykańskie peacekeepery, rosyjskie topole i chińskie dongfengi mogły umieścić ładunki na orbitach wokół Ziemi. Ba, zadanie to mogłyby wykonać nawet pociski balistyczne średniego zasięgu, gdyby wyposażono je w rakiety nośne. Ten plan byłby dużo tańszy niż plany pokryzysowego rozbrojenia jądrowego, które wymagały zniszczenia tych pocisków.

      – Świetnie. Na razie przerwijmy dyskusję nad pomysłem Cheng Xin. Są jakieś inne propozycje? – Wade rozejrzał się po sali.

      Kilka osób chyba chciało coś powiedzieć, ale ostatecznie zdecydowało się zachować milczenie. Widocznie każda z nich uznała, że jej pomysł nie może konkurować z propozycją Cheng Xin. W końcu spojrzenia wszystkich znowu skupiły się na niej, ale tym razem z zupełnie innym nastawieniem.

      – Jeszcze dwukrotnie zorganizujemy burzę mózgów i zobaczymy, czy uda się nam coś wymyślić. Ale możemy też zacząć badania wykonalności napędu po drodze. Będziemy potrzebowali jakiegoś kryptonimu.

      – Skoro prędkość sondy będzie wzrastać o jeden poziom po każdym wybuchu bomby, to będzie to trochę jak wchodzenie po schodach – powiedział Wadimow. – Proponuję, żebyśmy nazwali ten program Klatką Schodową. Poza potrzebą uzyskania przez sondę prędkości finalnej przekraczającej jeden procent prędkości światła musimy pamiętać o innym wymogu, mianowicie jej masie.

      – Żagiel radiacyjny może być bardzo cienki i lekki. Przy obecnym stanie materiałoznawstwa możemy wyprodukować żagiel o powierzchni około pięćdziesięciu kilometrów kwadratowych i ograniczyć jego masę do około pięćdziesięciu kilogramów. To powinno wystarczyć – stwierdził rosyjski ekspert, który kiedyś kierował nieudanym eksperymentem z żaglem słonecznym.

      – Wobec tego kluczowym

Скачать книгу