Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin Liu страница 18

Автор:
Серия:
Издательство:
Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin  Liu s-f

Скачать книгу

powiedziała Cheng Xin, lekka jak piórko.

      – Jeśli zadowolimy się najbardziej podstawowymi czujnikami, to może wystarczy tysiąc kilogramów. Nie mogę zagwarantować, że to się uda, bo nie dajecie mi prawie nic, co mógłbym wykorzystać podczas pracy.

      – Będzie pan musiał zrobić ją tak, żeby działała – powiedział Wade. – Włącznie z żaglem masa całej sondy nie może przekroczyć jednej tony. Użyjemy siły całej ludzkości, by nadać tysiącowi kilogramów odpowiednią prędkość. Miejmy nadzieję, że będzie to dostatecznie mała masa.

      Przez następny tydzień Cheng Xin spała głównie w samolotach. Jako członkini grupy do zadań specjalnych kierowanej przez Wadimowa krążyła między agencjami kosmicznymi Stanów Zjednoczonych, Chin, Rosji i Europy, koordynując badania wykonalności programu Klatka Schodowa. Przez ten tydzień zwiedziła więcej miejscowości niż w całym swym dotychczasowym życiu, ale oglądała je tylko z okien samochodów i sal konferencyjnych.

      Początkowo myśleli, że uda się im skłonić wszystkie agencje do współpracy, ale okazało się to niemożliwe z przyczyn politycznych. W końcu każda agencja wykonała własną analizę. Takie podejście było korzystne, gdyż można było porównać te cztery studia i uzyskać bardziej dokładny wynik, ale oznaczało też dużo więcej pracy dla PAW. Cheng Xin pracowała nad tym projektem ciężej niż nad czymkolwiek innym w życiu zawodowym – w końcu było to jej dziecko.

      Autorzy tych czterech studiów wykonalności szybko doszli do wstępnych wniosków, które były bardzo podobne. Dobra wiadomość była taka, że powierzchnię żagla radiacyjnego można zmniejszyć do dwudziestu pięciu kilometrów kwadratowych, a jego masę, przy zastosowaniu jeszcze nowocześniejszych materiałów, do dwudziestu kilogramów.

      Potem była zła wiadomość: aby osiągnąć wymagany jeden procent prędkości światła, trzeba było zmniejszyć masę całej sondy o osiemdziesiąt procent, do zaledwie dwustu kilogramów. Po odjęciu masy zarezerwowanej dla żagla zostawało tylko sto osiemdziesiąt kilogramów na czujniki i urządzenie komunikacyjne.

      Wyraz twarzy Wade’a się nie zmienił.

      – Nie smućcie się. Mam jeszcze gorszą wiadomość. Na ostatnim zebraniu ROP zawetowano rezolucję o rozpoczęciu programu Klatka Schodowa.

      Czterech spośród siedmiu stałych członków ROP głosowało przeciw uchwale. Ich argumenty były zadziwiająco podobne. W przeciwieństwie do technicznego personelu PAW, który miał doświadczenie w przemyśle kosmicznym, nie interesował ich rodzaj napędu. Ich sprzeciw budziło to, że sonda miała zbyt ograniczoną wartość dla wywiadu – „praktycznie zerową”, jak ujął to przedstawiciel USA.

      A uważali tak dlatego, że zaproponowana przez PAW sonda nie miałaby żadnych możliwości wyhamowania. Nawet gdyby flota trisolariańska już zwalniała, sonda minęłaby się z nią przy względnej prędkości około pięciu procent prędkości światła (jeśli nie zostałaby przechwycona przez Trisolarian). Miałaby bardzo małą możliwość zbierania informacji. Ponieważ ze względu na jej małą masę aktywne czujniki, takie jak radar, byłyby niepraktyczne, musiałaby się ograniczyć do biernego odbierania sygnałów, głównie elektromagnetycznych. Tymczasem było niemal pewne, że dysponujący zaawansowaną technologią wróg nie będzie korzystał z promieniowania elektromagnetycznego, lecz raczej z takich środków jak neutrina czy fale grawitacyjne, co było poza zasięgiem obecnej ludzkiej technologii.

      Poza tym dzięki obecności sofonów wróg poznałby plan wysłania sondy na wylot, co sprawiłoby, że w ogóle nie byłoby szans na to, iż uzyska się jakieś wartościowe informacje o nim. Realizacja planu budowy sondy wymagałaby ogromnych inwestycji, a korzyści byłyby minimalne. Plan miał raczej czysto symboliczne znaczenie i wielkie mocarstwa po prostu nie były nim zainteresowane. Pozostali trzej stali członkowie ROP głosowali za jego przyjęciem tylko dlatego, że przydałaby się im nowa technologia napędu.

      – No i ROP ma rację – stwierdził Wade.

      Wszyscy żałowali w milczeniu, że program Klatka Schodowa wylądował w koszu. Najbardziej zawiedziona była Cheng Xin, ale pocieszała się myślą, że chociaż jest młoda i nie może się pochwalić żadnymi osiągnięciami, udało się jej doprowadzić swój pomysł do takiego etapu. Nie było tak źle, a już z pewnością przeszło to jej oczekiwania.

      – Pani Cheng, ma pani smutną minę – powiedział Wade. – Widocznie myśli pani, że zarzucamy program Klatka Schodowa.

      Oczy wszystkich zwróciły się na niego.

      – Otóż nie. – Wade wstał i zaczął się przechadzać po sali konferencyjnej. – Od tej pory, czy jest to plan Klatka Schodowa, czy jakikolwiek inny, nie przestajecie nad nim pracować, dopóki nie powiem wam, że kończymy. Zrozumiano? – Porzucił zwykły obojętny ton i zawył jak rozwścieczony dziki zwierz: – Będziemy iść naprzód! Naprzód! Nic nas nie powstrzyma!

      Szedł akurat za Cheng Xin. Czuła się tak, jakby za jej plecami doszło do erupcji wulkanu. Skuliła się i o mało sama nie krzyknęła.

      – Jaki jest nasz następny krok? – zapytał Wadimow.

      – Wyślemy kogoś. – Wade wrócił do swojego normalnego, spokojnego, wypranego z emocji tonu.

      Dopiero po chwili reszta osób zebranych w sali, nadal pod wrażeniem jego wybuchu, zrozumiała, co powiedział. Nie mówił o wysłaniu kogoś do ROP, ale z Układu Słonecznego. Proponował wysłanie zwiadowcy do odległego o rok świetlny ponurego, lodowatego Obłoku Oorta, by szpiegował flotę trisolariańską.

      Wade zasiadł na swoim miejscu, odepchnął się od nogi stołu i przesunął krzesło do tyłu, by znaleźć się za plecami podwładnych. Ale nikt nie kwapił się, by zabrać głos. Była to powtórka zebrania sprzed tygodnia, kiedy przedstawił pomysł wysłania sondy w stronę floty trisolariańskiej. Wszyscy trawili jego słowa i starali się rozwiązać tę zagadkę. Niebawem doszli do wniosku, że jego pomysł nie jest tak absurdalny, jak początkowo się wydawało.

      Hibernacja była już względnie dojrzałą technologią. Można było odbyć podróż w stanie zawieszenia funkcji życiowych. Przy założeniu, że pasażer ważyłby siedemdziesiąt kilogramów, zostawało sto dziesięć kilogramów na sprzęt do hibernacji i kadłub, który przypominałby trumnę. Ale co potem? Jak obudziliby tę osobę po dwustu latach, gdy sonda spotkałaby się z flotą trisolariańską, i co miałaby ona wtedy robić?

      Zastanawiali się nad tym wszyscy zebrani, ale nikt się nie odezwał. Mimo to Wade zdawał się czytać w ich myślach.

      – Musimy posłać przedstawiciela ludzkości w samo serce wroga – powiedział.

      – Żeby tak się stało, Trisolarianie musieliby przechwycić sondę – zauważył Wadimow. – I zatrzymać naszego szpiega.

      – To bardzo prawdopodobne. – Wade podniósł wzrok. – Nie?

      Zebrani w sali konferencyjnej zrozumieli, że mówi do sofonów krążących wokół nich niczym duchy. W tym zebraniu „uczestniczyły” też inne niewidzialne istoty, znajdujące się na świecie odległym o cztery lata świetlne. Ludzie tak przywykli do obecności sofonów, że zapominali o nich. Gdy sobie o tym przypominali, oprócz strachu ogarniało ich też coś w rodzaju poczucia nieistotności, jakby

Скачать книгу