Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin Liu страница 41

Автор:
Серия:
Издательство:
Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin  Liu s-f

Скачать книгу

należeli do ostatniego pokolenia na Ziemi, które zachowało męski wygląd, a Devon był wręcz wzorcem męskości. Czasami brano go nawet za człowieka z ery powszechnej. Często opowiadał się za przyjęciem twardej postawy wobec podejrzanych i przywróceniem kary śmierci.

      – Panie doktorze, wiem, że mogę panu zaufać – zaczął ostrożnie Devon, tonem zupełnie niepodobnym do jego zwykłej pewności siebie. – Wiem też, że to, co powiem, wyda się zabawne.

      – Panie komandorze, nie wyśmiałbym nikogo, kto przychodzi do mnie po specjalistyczną poradę.

      – Wczoraj około 436950 czasu gwiazdowego wyszedłem z czwartej sali konferencyjnej i wracałem korytarzem siedemnastym do mojej kabiny. Kiedy zbliżałem się do centrum wywiadu, zobaczyłem, że z przeciwnej strony idzie oficer, a przynajmniej mężczyzna w mundurze oficera sił kosmicznych. O tej porze wszyscy oprócz członków załogi na nocnej wachcie powinni już spać. Mimo to nie uważam, że spotkanie kogoś na korytarzu byłoby czymś dziwnym. Tylko że… – Devon potrząsnął głową, a w jego oczach pojawiło się roztargnienie, jakby starał się przypomnieć sobie sen.

      – Co było nie tak?

      – Minęliśmy się. On mi zasalutował, zerknąłem na niego…

      Devon znowu urwał, a lekarz zachęcił go kiwnięciem głowy, by kontynuował.

      – To był… to był dowódca piechoty morskiej z Błękitnej Przestrzeni, porucznik Park Ui-gun.

      – Mówi pan o statku, który ścigamy?

      Ton Westa był spokojny, bez najmniejszej nuty zdziwienia.

      – Doktorze, wie pan, że do moich obowiązków należało śledzenie obrazów przekazywanych w czasie rzeczywistym z wnętrza Błękitnej Przestrzeni przez sofony. Znam załogę tego statku lepiej niż naszą. Wiem, jak wygląda porucznik Park Ui-gun.

      – Może był to ktoś z naszej załogi, kto jest do niego podobny.

      – Nie, nie ma tu nikogo, kto by był do niego podobny. Znam wszystkich z naszego statku. Poza tym… po zasalutowaniu przeszedł obok mnie z miną bez wyrazu. Stanąłem osłupiały. Ale kiedy się odwróciłem, korytarz był pusty.

      – Kiedy obudził się pan z hibernacji?

      – Trzy lata temu. Musiałem śledzić, co się dzieje na pokładzie statku, który jest naszym celem. Przedtem też należałem do tych, którzy najdłużej powstrzymywali się przed hibernacją.

      – Wobec tego musiał pan zauważyć, kiedy wlecieliśmy w martwą strefę sofonów.

      – Oczywiście.

      – Przedtem spędził pan tyle czasu na obserwowaniu załogi Błękitnej Przestrzeni, że pewnie czuł się pan tak, jakby znajdował się raczej tam niż na Grawitacji.

      – Tak, panie doktorze. Często tak się czułem.

      – A potem ten podgląd się urwał. Nie mógł pan już niczego tam zobaczyć. I był pan zmęczony… Panie komandorze, to proste. Proszę mi wierzyć – to normalne. Radzę panu więcej wypoczywać. Mamy teraz mnóstwo ludzi, którzy robią to, co konieczne.

      – Panie doktorze, brałem udział w bitwie w dniu Sądu Ostatecznego. Mój statek eksplodował, a ja znalazłem się w embrionalnej pozycji w kapsule ratunkowej wielkości pańskiego biurka, która dryfowała w pobliżu orbity Neptuna. Gdy mnie znaleziono, byłem bliski śmierci, ale zachowałem trzeźwość umysłu, nie miałem żadnych halucynacji… Wierzę moim oczom. – Devon wstał i ruszył do wyjścia. Przed drzwiami się odwrócił. – Jeśli jeszcze raz spotkam tego sukinsyna – nieważne gdzie – zabiję go.

      Jakiś czas potem zdarzył się wypadek w obszarze ekologicznym nr 3 – pękła rura, którą dostarczano roślinom substancje odżywcze. Wykonana była z włókna węglowego, a ponieważ ciśnienie w niej nie było wysokie, prawdopodobieństwo awarii było znikome. Zanim inżynier ekolog Iwancow przedarł się przez gęstą jak las deszczowy aeroponiczną plantację, inni odcięli już zawór prowadzący do pękniętej rury i zbierali żółty płyn odżywczy.

      Stanął jak wryty, gdy zobaczył pęknięcie.

      – To… spowodował mikrometeoroid!

      Ktoś się roześmiał. Iwancow był doświadczonym i rozsądnym inżynierem, co sprawiło, że jego wybuch był tym zabawniejszy. Wszystkie obszary ekologiczne znajdowały się w środku statku. Obszar ekologiczny numer 3 oddalony był o kilkadziesiąt metrów od najbliższej części pokrywy kadłuba.

      – Pracowałem ponad dziesięć lat w dziale konserwacji i wiem, jak wygląda skutek uderzenia mikrometeoroidu! Przecież na brzegach pęknięcia widać typowe ślady ablacji powstałej pod wpływem wysokiej temperatury.

      Iwancow dokładnie zbadał wnętrze rury, a potem poprosił technika, by odciął fragment materiału wokół pęknięcia i powiększył go. Wszyscy ucichli, gdy przyjrzeli się obrazowi w tysiąckrotnym powiększeniu. W ściance rury tkwiły drobne czarne cząstki o średnicy zaledwie kilku mikronów. Skrzyły się jak nieprzyjaźnie patrzące oczy. Wszyscy wiedzieli, co widzą. Meteoroid musiał mierzyć nie więcej niż sto mikronów. Przechodząc przez rurę, roztrzaskał się, a jego szczątki wbiły się w jej ściankę naprzeciw otworu wlotowego.

      Jak na komendę podnieśli głowy.

      Sufit nad rurą był gładki, bez żadnych uszkodzeń. Poza tym znajdowały się nad nim dziesiątki, a może nawet setki grodzi o różnej grubości, które oddzielały to miejsce od kosmosu. Uderzenie w którąkolwiek z nich uruchomiłoby alarm.

      Ale mimo że alarmu nie było, meteoroid musiał pochodzić z zewnątrz. Jak można było sądzić na podstawie wyglądu pęknięcia, uderzył w rurę z prędkością względną trzydziestu tysięcy metrów na sekundę. Nie można było nadać takiego przyspieszenia pociskowi wystrzelonemu we wnętrzu statku, a już na pewno nie w strefie ekologicznej.

      – Zupełnie jakby był to duch – mruknął podporucznik o imieniu Ike i wyszedł. Celowo użył tego słowa; mniej więcej dziesięć godzin wcześniej widział innego, większego ducha.

      Ike starał się zasnąć, kiedy zobaczył, że w ścianie naprzeciw łóżka pojawia się otwór. Miał około metra średnicy i znajdował się tam, gdzie przedtem wisiał hawajski pejzaż. Wprawdzie wiele spośród grodzi na statku mogło się tak przesuwać i zmieniać, że w każdym miejscu mogły się pojawić drzwi, ale powstanie takiego okrągłego otworu było niemożliwe. Poza tym ściany kabin młodszych oficerów wykonane były z metalu i nie mogły się odkształcać. Przyjrzawszy się uważniej, Ike odkrył, że skraj otworu jest idealnie gładki i że odbija się w nim światło jak w lustrze.

      Chociaż dziura była dziwna, Ike był zadowolony, że się pojawiła. W kabinie obok mieszkała podporucznik Wiera Wierienska, inżynier systemu sztucznej inteligencji na Grawitacji.

      Ike kilka razy starał się namówić piękną Rosjankę, by się z nim spotkała na osobności, ale ona nie wykazywała zainteresowania jego propozycją. Nadal rozpamiętywał niepowodzenie, jakim skończyła się ostatnia próba, którą podjął

Скачать книгу