W Trójkącie Beskidzkim. Hanna Greń

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń страница 25

W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń

Скачать книгу

o nim Pastor, bo przewodzi swoim ludziom jak ksiądz wiernym ze swojej parafii. Wskazuje drogę działania i zapewnia wsparcie.

      – Podobnie jak pan. – Szot po raz pierwszy zabrał głos.

      – Owszem, podobnie jak ja, lecz ja nie odwracam się od tych, którym się nie powiodło. A jego ludzie są jak saperzy. Mogą pomylić się tylko raz, drugiej szansy nie dostają. Niewygodne owieczki Pastor wysyła na rzeź.

      – W takim razie dziwię się, że są chętni do składania CV w jego dziale kadr – mruknął Forman pod nosem. – To mi wygląda na krótkoterminową umowę o pracę i raczej nie gwarantuje świadczeń emerytalnych.

      – Lista płac – objaśnił Podżorski. – Jego ludzie nie muszą się martwić, z czego będą żyć na emeryturze, ich problemem jest raczej, czy jej doczekają. A wracając do tego gościa sprzed pubu… Nosi ksywę Borek. Mówią, że to od jego zamiłowania do rozwiercania kolan opornym kontrahentom i niezdyscyplinowanym pracownikom, ale słyszałem też pogłoskę, że ksywa pochodzi od nazwiska.

      – To jak w końcu jest? – Benita domagała się konkretów.

      – A skąd mam wiedzieć? Nie interesuje mnie Pastor, jego ludzie i ich ksywy. On ma swoje sprawy, ja mam swoje. Nie wchodzimy sobie w drogę.

      – To ciekawe. Zawsze myślałam, że ludzie tacy jak pan dążą do rozszerzania swojej strefy wpływów.

      – Stereotyp – odparował z uśmiechem. – Wystarczało mi to, co miałem, a w chwili, gdy poznałem Pastora, właśnie zacząłem te wpływy zawężać. Zapomniała pani, że już nie działam w branży?

      – Powiedzmy, że to prawda. – Również się uśmiechnęła. – A Pastor? Nie próbował wejść na pański teren?

      – Próbował.

      – I co? Dopiął swego? – indagowała Herrera, wbrew sobie czując zaciekawienie, jak też Podżorski poradził sobie z ludźmi sięgającymi bez wahania po środki ostateczne.

      – Aneksja się nie udała – odparł lakonicznie. Nie miał ochoty rozwijać tematu, nie sądził jednak, by ktoś w tym pomieszczeniu zważał na jego życzenia, toteż dopowiedział: – Ludzie Pastora to zgraja tępych mięśniaków, dobrych do zastraszania kurewek i drobnych dilerów. Zero pomyślunku, zero finezji, bejsbol w łapę i do przodu. A ja zatrudniam wyszkolonych do walki żołnierzy, z których niejeden był na misji. To jak myślicie, kto wygrał?

      Benita w milczeniu wpatrywała się w jego twarz, usiłując ocenić, czy mówi prawdę. Jeżeli tak, oznaczało to, że swoją teorię może zapisać jako przykład wybujałej wyobraźni. A jeżeli nie? W takim przypadku koncepcja nadal jest aktualna. Istniała jeszcze trzecia możliwość – opowieść jest prawdziwa, lecz Podżorski i ten drugi uznali, że zaistniały w przeszłości konflikt nie stwarza przeszkód dla ubicia interesu.

      – No dobrze, odłóżmy na razie kwestię tożsamości Borka – oznajmiła, powracając do oficjalnego tonu. – Teraz proszę opowiedzieć mi o tym spotkaniu.

      Podżorski drgnął, wyraźnie zaskoczony, co z kolei zdumiało Herrerę. Czy on naprawdę sądził, że nie poruszą tego tematu?

      – Przecież już o tym rozmawialiśmy – przypomniał. – Nie nasuwa mi się nic nowego.

      – Nie pytam o spotkanie z Katarzyną Bielawą, tylko o spotkanie z tym Borkiem – sprecyzowała i już w następnej chwili wszystkie siły włożyła w to, żeby się nie roześmiać.

      Kilka miesięcy temu, podczas aresztowania pewnego dilera, odniosła kontuzję lewego barku. Przez kilka dni odczuwała tak dotkliwy ból, że nie była w stanie powstrzymać jęku. Zapytana przez brata, co się stało, wyjaśniła zwięźle: „Bo mnie boli w tym barku”. „No to daleko cię boli” – odparł natychmiast. Śmiali się z tego potem za każdym razem, gdy znów zaczynała jęczeć. A teraz na swoje nieszczęście skojarzyła Borka z Tymbarkiem i musiała naprawdę dobrze się przyłożyć, żeby opanować rozbawienie.

      Zdumione spojrzenia trzech mężczyzn wyraźnie świadczyły o tym, że coś jej umknęło. Jasny szlag, nie dosłyszała odpowiedzi Podżorskiego!

      – Chyba pani gdzieś odpłynęła. Mam powtórzyć? – rzucił trochę kpiąco. – Nie było żadnego spotkania. Minęliśmy się na parkingu, w dodatku w pewnej odległości. Nie jestem pewien, czy on w ogóle mnie zauważył. Ja szedłem do pubu, a Borek w stronę samochodu, czarnej beemki oczywiście! – Wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu i dorzucił: – Gangster z bejsbolem w beemie. Banalne aż do bólu!

      – Więc twierdzi pan, że to nie było umówione spotkanie, a z tym mężczyzną – tu Benita położyła przed Podżorskim zdjęcie mięśniaka – widział się pan jedynie przelotnie, mijając go na parkingu.

      – Tak właśnie twierdzę.

      – Nie rozmawialiście wówczas i nie spotkaliście się ponownie po tym, jak pan pożegnał się z Bielawą? Nie ubijaliście żadnego interesu?

      – Trzy razy nie – odparł spokojnie Aleksander. – Nie rozmawiałem, nie spotkałem, nie ubijałem.

      – W takim razie dlaczego ten cały Borek chciał wiedzieć, o czym będzie pan rozmawiać z kuzynką?

      – Słucham?! Co pani powiedziała?

      – Dobrze pan słyszał! – zawołała z triumfem, zauważywszy, że wreszcie wytrąciła go z równowagi. – Borek tak bardzo chciał poznać treść waszej rozmowy, że opłacił kelnerkę, żeby podsłuchiwała. Po co mu to było?

      Aleksander wyglądał na oszołomionego. Przeniósł wzrok z Herrery na Szota, potem na Formana, lecz, widać, niewiele mu to pomogło, bo wyjął z kieszeni papierosy. Potem najwyraźniej przypomniał sobie o zakazie palenia, bo spojrzawszy tęsknie na paczkę dunhilli, włożył ją z powrotem do kieszeni.

      – Nie rozumiem, skąd wiedział, że tam będę. Jakoś trudno mi uwierzyć, że od Kasi, ale tego już nie da się sprawdzić. I naprawdę nie mam pojęcia, po co chciał podsłuchać naszą rozmowę. Nie prowadzimy żadnych wspólnych interesów.

      – A ja myślę, że jest inaczej. Niezależnie od tego, czy jest między wami konflikt czy też nie, postanowił pan zrobić biznes z Pastorem. Umówiwszy się z Bielawą w pubie, poinformował pan partnera od ciemnych interesów o miejscu i czasie spotkania.

      – Po co miałbym to robić? – spytał zdumiony Podżorski.

      Herrera nie zwróciła uwagi na jego słowa. Właśnie się rozkręcała i nic nie było w stanie jej powstrzymać.

      – Zlecił pan Pastorowi zabójstwo kuzynki, a ten wysłał wykonawcę. Wydawało się wam, że to świetny plan, prawda? Pan miał doskonałe alibi, a jednocześnie problem został rozwiązany. Tyle że ten wykonawca przekombinował, zbyt rzucał się w oczy, by go nie zapamiętano. Nie rozumiem jedynie, po co to wszystko było. Chyba nie dla pieniędzy, ma pan dosyć swoich, przy nich majątek Bielawy to nędzne grosze. Myślę, że chodziło o szantaż, a te trzydzieści tysięcy miało być zapłatą. Niestety szantaż nigdy nie kończy się na jednorazowej zapłacie; pan też o tym wie, dlatego należało wyeliminować Bielawę. Kasacja. Sam pan powiedział, że to jedna ze specjalności Pastora!

      Benita

Скачать книгу