Sebastian Bergman. Michael Hjorth
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sebastian Bergman - Michael Hjorth страница 11
– Nie jadam śniadań – odpowiedział. Nie była to prawda, ale nie chciał przedłużać pobytu w Sali ani poznawać odpowiedzi na pytanie, dlaczego odnalazła go policjantka z Uppsali.
– A ja tak – odparła Anne-Lie, posłała mu uśmiech, rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym stali, i chwyciła go za ramię. – Ale nie tutaj.
– Nie.
Odpowiedź była krótka i zwięzła. Nie zostawiała miejsca na interpretację lub nieporozumienia, ale widział wyraźnie, że Anne-Lie tak łatwo nie odpuści.
– Dlaczego? – zapytała i sprawiała wrażenie bardziej zaciekawionej niż rozczarowanej. Ugryzła kęs kanapki z awokado, którą sobie kupiła.
– Bo nie chcę.
Prosta prawda.
Sebastian postawił na stoliku filiżankę kawy – jedyne, co zamówił w kawiarni, do której zabrała go Anne-Lie. Oprócz nich znajdowało się tam jeszcze tylko czterech klientów. Pora nadal była wczesna.
– Mogę coś zrobić, żebyś zmienił zdanie? – spytała Anne-Lie i spojrzała mu w oczy nad krawędzią szklanki soku marchwiowego. W pytaniu nie było najmniejszych śladów podtekstu seksualnego ani zaproszenia, Sebastian postanowił więc udawać, że niczego takiego nie odczytał.
– Jak mnie znalazłaś?
– Zadzwoniłam do Torkela Höglunda. Powiedział, że już z nim nie pracujesz, tylko piszesz książkę. To prawda?
Zdziwił się, że Torkel o tym wiedział. Ursula musiała mu wygadać. Zastanawiał się, czy zapytał ją z ciekawości, czy też powiedziała mu nieproszona. Nie żeby miało to jakieś znaczenie. Torkel nie zaliczał się do kolegów, za którymi tęsknił.
– Więc zadzwoniłam do twojego wydawnictwa i powiedzieli, że jesteś tutaj – kontynuowała Anne-Lie, kiedy nie doczekała się odpowiedzi.
– Dlaczego po prostu nie zadzwoniłaś do mnie?
– Odebrałbyś?
– Nie.
– Oddzwoniłbyś?
– Nie.
Anne-Lie znów się uśmiechnęła do Sebastiana, jakby była rozbawiona jego wyraźnie niechętnym nastawieniem.
– Dojazd tutaj zajmuje tylko czterdzieści pięć minut – powiedziała i wzruszyła ramionami. – Pomyślałam, że będzie ci trudniej odmówić, jeśli się spotkamy osobiście – kontynuowała, omiatając wzrokiem stolik naprzeciwko. – Zwłaszcza jeśli zaproszę cię na śniadanie.
– Nie, nie jest mi trudniej – wtrącił Sebastian. – Właśnie to zrobiłem.
Uśmiech zniknął jej z twarzy. Wzięła do ręki serwetkę i wytarła usta, a potem się ku niemu nachyliła. Tym razem z powagą.
– Mamy tu dwa brutalne gwałty i jedną próbę w ciągu niecałego miesiąca. On nie przestanie. Ucierpią kolejne kobiety. To drapieżnik.
– Jakich wielu – skwitował Sebastian i wzruszył ramionami.
– I nie masz poczucia, że powinieneś w miarę możliwości spróbować to ukrócić? – spytała Anne-Lie. Ponownie ze szczerą ciekawością w głosie.
Sebastian popatrzył jej w oczy. Szczera odpowiedź brzmiała: nie, nie miał. Nie był odpowiedzialny za cały świat. Nie kierowało nim pragnienie, by uczynić go lepszym. Odpowiadał za siebie i za to, co sam robił. Nigdy nie rozumiał ludzi, którzy po czyimś głupim występku „wstydzą się, że są Szwedami”, „wstydzą się, że są ludźmi” albo w ogóle odczuwają wstyd za innych. Nie wierzył w winę zbiorową. Ani w zbiorową odpowiedzialność. Miał świadomość, że jeśli zacznie to tłumaczyć, wyjdzie na dokładnie tak egoistycznego i nieczułego, jakim był. Tymczasem przyłapał się na myśli, że z jakiegoś powodu nie chce, by Anne-Lie miała o nim złe zdanie.
– Nie pracuję już w policji – oznajmił więc, spuścił wzrok i wypił łyk kawy.
– Z wyboru?
Sebastian spojrzał na nią pytająco. Było wyraźnie widać, że nie zamierza odpowiedzieć, więc mówiła dalej:
– Zrezygnować z Krajowej Policji Kryminalnej, żeby jeździć do księgarzy w małych mieścinach i rozmawiać o książkach sprzed dwudziestu lat?
Sebastian nadal milczał. Anne-Lie odsunęła talerz, splotła ręce pod brodą i przygwoździła go wzrokiem.
– Czytałam twoje książki. Są okej, jesteś przyzwoitym pisarzem, ale cholernie dobrym psychologiem kryminalnym.
– Najlepszym – usłyszał własną rutynową odpowiedź.
– Dlaczego w takim razie nie robisz tego, w czym jesteś najlepszy, tylko coś, w czym jesteś taki sobie?
– Bo nie chcę.
– Okej, spoko, przynajmniej próbowałam – powiedziała i opadła na oparcie. – Muszę spróbować z tym drugim: Perssonem Riddarstolpem.
– To idiota – odparł Sebastian. Nie potrafił powstrzymać małego uśmieszku. – Rozumiem, co próbujesz zrobić.
– Co próbuję zrobić? – odparła Anne-Lie, a czarujący uśmiech wrócił na swoje miejsce.
– Wykorzystujesz moją udokumentowaną niechęć do Riddarstolpego, żebym się zgodził z tobą pracować. To nie zadziała.
– No to dokończymy śniadanie w miłej atmosferze i każde odjedzie w swoją stronę. – Anne-Lie uniosła filiżankę kawy i z powrotem się odchyliła. – Oglądałeś ostatnio jakiś dobry film?
Sebastian lustrował ją wzrokiem. Była inna niż policjantki, z którymi wcześniej pracował. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego nie chce, żeby źle o nim myślała. Polubił ją. Nie zamierzał jednak dla niej pracować, a ona nigdy by się z nim nie przespała, więc musiało się zakończyć tak, jak powiedziała: zjedzą śniadanie w miłej atmosferze i każde odjedzie w swoją stronę.
Jej telefon zaczął dzwonić. Wyjęła go z kieszeni, spojrzała na wyświetlacz i bez żadnych przeprosin odebrała.
– Cześć Vanja, o co chodzi?
Odwróciła się od Sebastiana i słuchała odpowiedzi, ale praktycznie nie zwracał na to uwagi. Czyżby się przesłyszał?
To była Vanja? Jego Vanja?
Pracowała teraz w Uppsali?
Wiedział, że zrobiła sobie przerwę od wydziału, ale nie rozmawiał z Ursulą o jej aktualnym miejscu pobytu.