Sebastian Bergman. Michael Hjorth

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sebastian Bergman - Michael Hjorth страница 13

Sebastian Bergman - Michael Hjorth Czarna Seria

Скачать книгу

śledztwach przyspieszyła tę decyzję. Anne-Lie popatrzyła jej w oczy i się nachyliła.

      – Rozumiem, Vanju. Nie słyszałam wielu pochlebnych opinii na jego temat, to prawda. – Wstała i podeszła do okna, popatrzyła na samochody na rondzie osiem pięter niżej. – Ale to tylko kwestia czasu, zanim prasa podchwyci temat. To będzie wielka sprawa. Dlatego zrobiłabym wszystko, co się da. Zaangażowanie najlepszego profilera w Szwecji to krok we właściwym kierunku.

      Vanja zorientowała się, że kiwa głową – z czysto policyjnego punktu widzenia argumentacja Anne-Lie bez wątpienia była sensowna.

      – Gdybyś odłożyła na bok kwestie osobiste – ciągnęła Anne-Lie i odwróciła się do Vanji – nie powiedziałabyś, że jest dobry w swoim fachu?

      Vanja nie zamierzała w żaden sposób przykładać ręki do obecności Sebastiana w Uppsali, blisko niej, więc nic nie mówiła. To wystarczyło za odpowiedź.

      – Dopóki tu jest, będzie trzymał ptaka w spodniach i traktował ludzi z szacunkiem.

      – Powodzenia – odparła Vanja i prychnęła.

      – Pytanie brzmi jednak – kontynuowała Anne-Lie, jakby nie słyszała tego wtrącenia – czy możesz z nim pracować.

      – Wolałabym nie – odparła szczerze Vanja.

      – Przykro mi, to było pytanie z gatunku „tak lub nie”.

      Starali się, aby poranek był tak zwyczajny, jak to możliwe. Dla dobra Victora. Wstali razem, przygotowali śniadanie, spakowali mu worek gimnastyczny.

      Trochę potrwało, zanim zasnęli. Ona i Zach długo leżeli rozbudzeni, ze śpiącym synkiem pomiędzy sobą. Zach zasnął około wpół do drugiej, a Klarze, co zaskakujące, udało się na kilka godzin zmrużyć oko i rankiem czuła się lepiej. Może chodziło o rutynę, codzienność i zwyczajność. Victor zmuszał ją do bycia zwykłą mamą. Zach rozważał, co zrobić – czy powinien nie pójść do pracy i zostać w domu? Odwieźć Victora do szkoły i wrócić? Postanowił, że pojadą wszyscy. Kiedy odprowadzili Victora, Zach po raz kolejny zapytał, co teraz. Na co ma ochotę.

      Klara chciała odwiedzić Idę.

      Niecały miesiąc wcześniej, kiedy pocztą pantoflową dotarła do niej wieść o zdarzeniach na cmentarzu, przez krótki czas rozważała, czy powinna się odezwać, ale tego nie zrobiła. Teraz zamierzała ją odwiedzić.

      Nie za bardzo wiedziała dlaczego.

      Po prostu wydawało jej się to właściwe.

      Zach ją zawiózł i ustalili, że za godzinę wróci. Gdyby chciała zostać dłużej lub krócej, miała mu wysłać wiadomość.

      Klara doznała szoku, kiedy zobaczyła dawną koleżankę. Ida wyglądała na zmęczoną, miała cienie pod oczami, jej skóra była bladoszara, a włosy zwisały w pozbawionych życia tłustych strąkach, jakby od dawna nie brała prysznica. Poza tym schudła. Może jeszcze przed napaścią – Klara nie widziała jej od kilku lat. Miała jednak wrażenie, że chodzi o coś innego. Ida nie wykazywała szczególnej radości ani zadowolenia z jej wizyty, powiedziała tylko: „Cześć, jesteś”, przelotnie ją przytuliła i wprowadziła do mieszkania.

      Klara siedziała więc w kuchni, w której była tyle razy wcześniej.

      Kiedy wciąż się spotykały.

      Wszystko było jak dawniej. Półkolisty stół przy ścianie, białe kuchenne krzesła, komoda z cynową miską przy drugiej ścianie, wyżej tablica z przypiętymi obrazkami Jezusa i Maryi, kremowe drzwiczki szafek, mikrofalówka na blacie z jasnego drewna. Klara nie dostrzegła żadnej zmiany od czasu poprzedniej wizyty.

      – Dlaczego? Nie potrafię myśleć o niczym innym – powiedziała Ida i nalała kawy do stojących na stole filiżanek. Klara odniosła wrażenie, że dochodzi od niej lekki odór śmieci. – Dlaczego to się wydarzyło? Dlaczego akurat ja?

      – Rozmawiasz z kimś o tym? – zapytała Klara i sięgnęła po karton mleka.

      – Właściwie to nie – odparła Ida i podeszła do blatu, aby odstawić dzbanek od ekspresu. – Mama powiedziała, że może przyjechać do mnie na jakiś czas, ale ja nie chcę.

      – Dlaczego? Nie będziesz musiała mieszkać sama.

      Dlaczego? Ida sama zadawała sobie to pytanie. Bez wątpienia byłoby świetnie mieć u siebie kogoś przez te pierwsze tygodnie, kiedy podskakiwała na każdy dźwięk w domu, przy każdym kroku na schodach. Ale nie chciała. Najlepiej by było, gdyby nikt nie wiedział, co się stało.

      – Nie dałaby sobie rady, byłaby jeszcze bardziej zdenerwowana niż ja. – Ida usiadła naprzeciwko Klary i spróbowała się uśmiechnąć. – Poza tym nie chcę, żeby traktowała mnie inaczej.

      Mimo że wszystko się zmieniło.

      Jej ciało w zasadzie wróciło już do zwykłego rytmu. Przestała niekontrolowanie drżeć i nie budziła się tak często w nocy. Nadal musiała się zmuszać do jedzenia, ale i tak to robiła. Jeśli chodzi o psychikę, było zupełnie inaczej. Miała trudności z koncentracją, przechodziła z jednego ekstremalnego stanu w drugi, była na przemian zła i smutna. Myślami wciąż wracała do tego samego.

      Dlaczego?

      Dlaczego akurat ja?

      Modliła się. Częściej niż kiedykolwiek, bo potrzebowała pomocy w zrozumieniu, zaleczeniu ran. Ale nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Próbowała znaleźć pocieszenie w Biblii. Nie chciała chodzić do kościoła. Nie chciała, żeby ludzie przekrzywiali głowy i patrzyli na nią ze współczuciem.

      Albo jeszcze gorzej: myśleli, że na to zasłużyła.

      Że spotkała ją sprawiedliwa kara za coś, co zrobiła.

      Wiedziała, iż Bóg nie karze w ten sposób. Jezus przyjął na siebie grzechy ludzi. Wystarczy się modlić o przebaczenie, żeby je otrzymać. Ale nie wszyscy w parafii patrzyli na to w ten sam sposób. Niektórzy wierzyli w sprawiedliwie karzącego Boga. O tym nie mogła porozmawiać z Klarą. Poznały się w kościele kilka lat wcześniej, ale Klara wstąpiła na inną ścieżkę.

      – Nikt z kościoła ci nie pomaga? – zabrzmiało pytanie dawnej przyjaciółki, jakby czytała w jej myślach.

      – Raz w tygodniu ktoś idzie ze mną do kościoła. Nie mam odwagi wychodzić sama.

      Klara to rozumiała. Sama zrobiła się nerwowa. Jak tylko Zach zostawił ją pod furtką, czuła przyczajony strach na krótkiej drodze po schodach do drzwi Idy. To, co przechodziła ona, musiało być sto razy gorsze.

      – Czasami nie mogę nawet wyjść wyrzucić śmieci. – Ida potwierdziła jej przypuszczenia. Prawie wszystko za drzwiami mieszkania przywoływało wspomnienie napaści. Dźwięki, zapachy, ludzie. Rozwiązaniem okazało się pozostanie w domu. Jej świat skurczył się do dwóch pokojów z kuchnią. Wstała, żeby dolać im kawy. – Mogłabyś je wziąć, kiedy będziesz wychodziła?

Скачать книгу