Sebastian Bergman. Michael Hjorth
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sebastian Bergman - Michael Hjorth страница 16
Torkelowi przychodził do głowy tylko jeden człowiek, który mógłby skłonić Vanję do zrezygnowania z pracy nad skomplikowanym śledztwem. W końcu była jedną z najlepszych policjantek w kraju.
– Nie – powiedział.
– Tak. – Vanja pokiwała głową.
– Sebastian? – Torkel czuł, że musi zyskać potwierdzenie, iż mówią o tym samym człowieku.
– We własnej wysoce irytującej osobie. Anne-Lie zapytała, czy mogę z nim pracować, kazała odpowiedzieć tak lub nie i oto jestem – zakończyła Vanja i lekko wzruszyła ramionami.
– Przypomnij mi, żebym wysłał jej kwiaty – zażartował Torkel, choć doskonale rozumiał, o co chodzi. Sebastian był obciążeniem dla całej grupy, odkąd Torkel przyjął go z powrotem w Västerås. Największym jednak dla Vanji.
Przewrócił do góry nogami całe jej życie.
– Ale mogę wrócić? – spytała Vanja. – Nie przyjąłeś nikogo innego?
– Nie miałem powodu, pracowaliśmy przy kilku umorzonych sprawach, ale nie było nic dużego. Naszego.
Vanja odetchnęła. Po wyjeździe z Uppsali pojechała prosto do wydziału, bo musiała wiedzieć, czy nadal ma pracę i wszystko, co z nią związane.
– Jak tam wszyscy? – spytała, gotowa do bycia bardziej towarzyską i bezpośrednią, kiedy najważniejszą część miała już z głowy.
– Myślę, że dobrze – odparł Torkel i wyjrzawszy przez szybę, zobaczył, jak Billy właśnie wszedł do gabinetu, zrzucił plecak na biurko i zaczął ściągać kurtkę.
– Dostaliśmy dziś dzień na odespanie? Czyżbym coś przegapiła? – zapytała Ursula, rzuciwszy okiem na Billy’ego, który wieszał kurtkę na oparciu swojego biurowego fotela.
– Byłem w domu z My, musieliśmy się zająć kilkoma rzeczami – skłamał Billy i wyłowił laptop z plecaka. Prawda była taka, że zasnął dopiero o wpół do szóstej, obudził się dwie godziny później. My była już wtedy na siłowni, bo chciała zdążyć poćwiczyć przed wizytą pierwszego klienta. Niepokój i strach, z którymi się zmagał w nocy, nadal w nim tkwiły. Rankiem poświęcił jeszcze dwie lub trzy godziny, żeby po raz drugi i trzeci posprawdzać cyfrowe ślady, które zostawiła po sobie Jennifer przed „zniknięciem”.
Ursula powstrzymała westchnienie. Oczywiście, że Billy był w domu z My. Jeszcze niedawno jako jedyna z grupy żyła w stałym związku. Z Mickem. Wprawdzie związek był niestabilny i dysfunkcyjny – ona notorycznie go zdradzała, a on był wyraźnie nieszczęśliwy – ale jednak.
Torkel rozwiódł się z Yvonne.
Vanja i Billy byli singlami.
Tak było kiedyś.
Teraz Torkel przychodził każdego ranka i opowiadał o poprzednim wieczorze, jakby to był ósmy cud świata, nawet jeśli on i jego dziewczyna tylko zjedli kolację i oglądali telewizję. Billy miał My. Ursula nigdy jej nie poznała, ale My najwyraźniej owinęła sobie jej kolegę wokół palca tak mocno, że chyba tylko cudem nie dzwonił do niej za każdym razem, gdy musiał wyrazić jakiś pogląd.
Do tego wszystkiego wróciła Vanja.
Kiedy niecałą godzinę wcześniej się pojawiła, Ursula poszła po filiżankę kawy i zaczęła z nią rozmawiać. Wkrótce odkryła, że także ona jest irytująco zadowolona z życia. Vanja nie należała do ludzi przesadnie dzielących się życiem prywatnym, ale Ursula i tak usłyszała więcej, niżby chciała, o wakacjach w Europie i Jonathanie, do którego teraz Vanja musiała się wprowadzić, bo jej mieszkanie było wynajęte jeszcze na pół roku.
Zaczęła się zastanawiać, co sama robi, kiedy nie pracuje.
Najczęściej ląduje na kanapie z kilkoma kieliszkami wina i ogląda coś na Netfliksie. Czasem czyta książkę. Trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy.
Była samotna.
Nawet wtedy, kiedy mieszkała z Mickem i Bellą. Taka już była albo tak wybrała. Nie żeby zazdrościła szczęścia kolegom. Musiała przyznać, że nie myśli o nich zbyt często poza pracą.
Z wyjątkiem Torkela.
O nim czasami myślała.
Przynajmniej coś między nimi było. Nie to, czego oczekiwał, lecz coś, co mogła mu dać. Oczywiście okazało się, że to nie wystarczy. Żadnemu z nich.
Z jednym wyjątkiem.
Sebastiana.
Zadzwonił telefon Billy’ego. Słyszała sygnały, słyszała, jak odbiera, ale nie słuchała świadomie. Lata spędzone w pomieszczeniach open space nauczyły ją szybko odsiewać dźwięki otoczenia, które jej nie dotyczyły. Jednak coś w głosie Billy’ego wzbudziło jej zainteresowanie.
– Czego on chce?
Tylko trzy krótkie słowa, ale jego głos brzmiał inaczej. Było w nim napięcie.
– A dlaczego?
Ursula rzuciła okiem w stronę Billy’ego. Siedział wyprostowany, jakby był gotów do szybkiego wstania z krzesła. Gotów do ucieczki.
– Jest tu w tej chwili?
Z całą pewnością był spięty, dotyczyło to i głosu, i ciała.
– Nie, nie, zejdę.
Rozłączył się, wstał i poszedł do drzwi. Ursula podążyła za nim spojrzeniem. Ktokolwiek czekał na Billy’ego, był to ktoś, kogo nie chciał spotkać.
Billy przeszedł przez automatyczne drzwi obrotowe i wszedł do recepcji. Rzucił szybko okiem na Tamarę za ladą, ona zaś wskazała głową mężczyznę w wieku mniej więcej pięćdziesięciu pięciu lat. Miał na sobie dżinsy i rozpiętą bordową kurtkę typu bomber, a pod spodem sweter. Siedział na jednej z przytwierdzonych do ściany ławek przy drzwiach, a obok siebie położył teczkę, czapkę, rękawiczki i szalik. Tamara niepotrzebnie go wskazała. Po pierwsze dlatego, że na widok Billy’ego wstał, a po drugie, Billy go rozpoznał. Pokonał ostatnich kilka kroków i wyciągnął rękę do gościa.
– Witam, Billy Rosén, szukał mnie pan?
– Tak, nazywam się Conny Holmgren, jestem ojcem Jennifer.
– Tak mi się wydawało, że pana poznaję – odparł Billy tak swobodnym tonem, na jaki tylko było go stać. – Widziałem pana na zdjęciu w domu u Jennifer.
Równie dobrze mógł powiedzieć, że tam był. Sprawić, by to brzmiało jak normalna koleżeńska relacja współpracowników. Najlepsze kłamstwa to te, które są jak najbliżej prawdy. Potwierdzać wszystko, zwłaszcza jeśli da się to udowodnić. Przemilczać albo zaprzeczać