Sebastian Bergman. Michael Hjorth

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sebastian Bergman - Michael Hjorth страница 17

Sebastian Bergman - Michael Hjorth Czarna Seria

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Conny nie odpowiadał, tylko skinął głową.

      – Dotarło do pana coś nowego? – zapytał Billy z, jak na to liczył, dostateczną dawką udawanej nadziei w głosie.

      – Nie, nic – odparł Conny i pokręcił głową. – Jej szefowie z Sigtuny mają kontakt z francuską policją, ale na razie… Nie dokończył zdania i przez chwilę wydawał się pogrążony w myślach.

      Billy nie wiedział, co powiedzieć.

      – Straszne… – powtórzył, żeby przerwać ciszę i w miarę możliwości skłonić Conny’ego do wyjawienia powodu wizyty. Nie udało się. Conny nadal milczał, wpatrzony gdzieś w dal.

      – Mogę jakoś pomóc? – spytał Billy po kolejnych kilku sekundach.

      – Znał ją pan, prawda? Spotykaliście się. – Conny znów spojrzał Billy’emu w oczy.

      Billy próbował ustalić, czy „spotykaliście się” to dyskretny sposób na powiedzenie „uprawialiście seks”. Oczy Conny’ego nic nie wyrażały.

      – Tak, pracowała z nami kilka razy, a potem utrzymywaliśmy kontakt – spróbował Billy.

      Conny’emu najwyraźniej to wystarczyło. Billy lekko odetchnął, nie wydawało się, by Conny cokolwiek wiedział. Dziwne, gdyby było inaczej. Która dorosła kobieta mówi swojemu ojcu, z kim sypia?

      – Opowiadała o panu – podjął cicho Conny.

      Billy tylko skinął głową. Co takiego opowiadała? Jak dużo? Wiedział, że nie wspominała o nim w żadnych esemesach ani konwersacjach z rodzicami na Messengerze. O tym, co mówiła rodzicom w prywatnych rozmowach, nie miał oczywiście pojęcia. Musiał to ostrożnie wybadać, rozeznać się w sytuacji.

      – Jak mówiłem, utrzymywaliśmy kontakt, kilka razy się spotkaliśmy.

      – Mówiła, że zajmuje się pan tutaj technicznymi sprawami – powiedział Conny i gestem ręki objął cały budynek. – Komputery i takie tam.

      – Zgadza się. Przede wszystkim.

      – Chcę panu pokazać kilka rzeczy – rzekł Conny i odwrócił się do ławki, na której stała jego teczka. – Możemy gdzieś pójść?

      – Rozmawiałem z jej przełożonymi w Sigtunie, ale nie wyglądali na szczególnie zainteresowanych – oznajmił Conny i otworzył teczkę. Siedzieli przy oknie w kawiarni w Polhemsgatan przy dwóch filiżankach kawy. Billy je kupił, ale żaden z nich nie pił. Conny przesunął wazon ciętych kwiatów i położył na stole dwie kartki.

      – Proszę spojrzeć na to – powiedział i podsunął jedną z nich. Billy się nachylił. Był to wydruk zdjęcia z profilu Jennifer na Instagramie. Billy rozpoznał zdjęcie, które zrobił w tygodniu pod koniec czerwca, kiedy był sam w Sztokholmie.

      Selfie. Z Långholmen.

      Uśmiechnięta Jennifer w prawym dolnym rogu zdjęcia, z wodą i mostem Västerbron w tle. Pełnia lata.

      – A teraz proszę popatrzeć na to. – Conny położył obok drugą kartkę. Na niej również było zdjęcie Jennifer, lecz starsze i takie, które zrobiła sama. Billy od razu je rozpoznał. Zostało zrobione wiosną w Oslo. W tle była woda, dlatego Billy je wybrał. Wyciął z niego Jennifer i wkleił na zdjęciu z Långholmen. Trochę je zmniejszył, pobawił się światłem i zrobił lustrzane odbicie, ale to było to samo zdjęcie.

      – To samo zdjęcie – powiedział Conny jak echo jego myśli.

      – W sensie? – Billy nie miał odwagi podnieść głowy i spojrzeć Conny’emu w oczy.

      – To jedno i to samo zdjęcie Jennifer.

      – Chyba nie rozumiem… – wykrztusił Billy i zaryzykował spojrzenie w górę. Głos nie odmówił mu posłuszeństwa i niczego nie zdradził, więc miał nadzieję, że twarz również.

      – Ktoś je sfałszował – orzekł Conny i wskazał zdjęcie z Långholmen. – Proszę spojrzeć na włosy. Odstają dokładnie w taki sam sposób, tylko że na tym… – wskazał zdjęcie z Oslo – wiatr wieje w prawo, a na tym w lewo. Lustrzane odbicie.

      Ponieważ przełożeni Jennifer w Sigtunie najwyraźniej nie wierzyli Conny’emu, również Billy posłał mu szybkie spojrzenie pełne zdrowego sceptycyzmu, a potem się pochylił i uważniej popatrzył na oba zdjęcia. Teraz widział to wyraźnie. Musiał przyznać, że od wiatru z tyłu włosy Jennifer odstawały w charakterystyczny, łatwo rozpoznawalny sposób. Jak mógł to przeoczyć? Przeklął się w duchu. Tak łatwo można było to naprawić.

      – Co pan chce przez to powiedzieć?

      Conny się zawahał. Billy już wiedział, do czego zmierza rozmowa, ale założył, że Conny będzie bardzo starannie dobierał słowa, bo to, co zamierzał powiedzieć, brzmiało jak szaleństwo. Policja z Sigtuny już odrzuciła jego teorię.

      – A więc tak to wygląda: ja i Karin, moja żona, rozmawialiśmy o tym, kiedy w sierpniu zgłosiliśmy zaginięcie. Nie rozmawialiśmy z Jennifer od końca czerwca. Dzwoniliśmy trzy razy, nie odbierała, ale za każdym razem odpowiadała esemesowo. Ani razu nie oddzwoniła.

      – Okej? – wtrącił Billy pytającym tonem.

      – Wtedy na początku sierpnia rozmawiałem z kilkorgiem jej przyjaciół. Wczoraj i dzisiaj znów z nimi porozmawiałem. Nikt nie widział jej od dwudziestego piątego czerwca.

      Billy nie odpowiedział. Conny znów wskazał palcem zdjęcia leżące przed nimi na stole.

      – Jeżeli są fałszywe, to znaczy, że coś mogło jej się stać już w czerwcu.

      – Na przykład co? – odparł Billy i spojrzał na niego pytająco. – Z własnej woli nie daje znaku życia czy jak?

      – Nie. – Conny’ emu udało się pomieścić w tym jednym słowie jednocześnie irytację i rozczarowanie. – Gdyby zrobiła to dobrowolnie, nie byłoby powodu do fałszowania zdjęć.

      Conny wziął głęboki oddech, z pełną świadomością, że brzmi jak człowiek, który po prostu nie potrafi się pogodzić ze śmiercią córki i chwyta się wszystkiego, co pozwala wierzyć, że to nieprawda.

      – Wiem, jak to brzmi, ale… – znów szukał wzroku Billy’ego i po raz pierwszy w ciągu ich rozmowy wyglądał, jakby znów miał się rozpłakać. – Miała w sobie dzikość. Lubiła wyzwania, ale nie nurkowałaby samotnie w nieznanej grocie we Francji. Nie była nieodpowiedzialna.

      Billy tylko kiwał głową, a jednocześnie przebiegał w myślach całą sytuację. W zasadzie miał cholerne szczęście, że ojciec Jennifer przyszedł do niego. Nie robił wrażenia człowieka, który poddałby się od razu. Prędzej czy później ktoś postanowiłby mu uwierzyć i zacząłby grzebać w sprawie zaginięcia i śmierci Jennifer. W tym wypadku tym kimś miał zostać on. Najwyraźniej

Скачать книгу