Sebastian Bergman. Michael Hjorth
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sebastian Bergman - Michael Hjorth страница 5
– Możliwe, o ile nie przypomnisz sobie czegoś jeszcze.
– Nie.
– Gdyby tak się stało, skontaktuj się z nami – powiedziała Vanja, wstała i sięgnęła po kurtkę.
Klara również wstała, ale nie odprowadziła Vanji do drzwi. Poszła do kuchni i bez słowa podniosła przysypiającego synka. Objął ją i wtulił nos w jej szyję. Zach wstał, lekko oparł dłoń na jej plecach i poszli do sypialni.
Mała rodzina.
Klara zaczęła się zastanawiać, czy jeszcze kiedykolwiek poczuje zmęczenie.
Czy będzie miała odwagę zamknąć oczy. Odetchnąć.
Na razie się na to nie zanosiło.
Carlos Rojas zadrżał z zimna i zaczął tupać. Stał za ogrodzeniem i patrzył, jak pracownicy techniczni ostrożnie pracują przy samotnym aucie zaparkowanym na wewnętrznym dziedzińcu. Po rozmowie telefonicznej ubrał się jak trzeba. Miał czapkę, rękawiczki z jednym palcem, szalik, kilka warstw pod płaszczem, zniósł nawet z poddasza grubsze buty.
Mimo to było mu zimo.
Ci, którzy słyszeli jego nazwisko i widzieli ciemne włosy oraz cerę, myśleli, że to dlatego, iż jako Hiszpan nie jest przyzwyczajony do północnego klimatu. A był. Mieszkał w Szwecji przez całe życie. Jego mama poznała tatę podczas wakacyjnej podróży do Malagi przed trzydziestoma ośmioma laty, tata przeprowadził się do Szwecji, zamieszkali w Varberg, urodzili im się Carlos i jego dwie siostry. A więc to nie dorastanie w słonecznej Hiszpanii było przyczyną niskiej odporności na chłód. Tak po prostu miał.
Nie tylko zimą.
Marzł na okrągło.
Kilka razy uderzył dłońmi o siebie i poskakał w miejscu. Nic a nic nie pomogło.
Wiedział, że Anne-Lie nadchodzi, jeszcze zanim ją zobaczył. Po sześciu latach bycia jej podwładnym umiał rozpoznawać odgłos jej kroków. Zawsze chodziła w butach na obcasach.
Zawsze dobrze się ubierała.
Z prostotą, klasycznie, drogo.
Strój sygnalizował należny jej autorytet.
Ten dzień nie był wyjątkiem. Czarne kozaki do kolan, czerwona sukienka, którą dało się dostrzec pod dwurzędowym czarnym płaszczem z Hope i różnokolorowy szalik z owczej wełny. Dzielili tę pasję. Zainteresowanie modą. Carlos nie potrafił zrozumieć ludzi, których to nie obchodziło. To, jak człowiek się ubiera, mówi o nim więcej, niż mogłoby się wydawać lub chciałoby się przyznać. To nie ma nic wspólnego z pieniędzmi. Styl nie musi dużo kosztować. Za przykład mogła posłużyć jego nowa koleżanka Vanja Lithner. Dobra policjantka, całkiem w porządku dziewczyna (choć żadne cudo kontaktów interpersonalnych), a jednak było widać, że nie poświęca choćby trzech minut tygodniowo na zastanowienie się, które ubrania kupić lub co na siebie włożyć.
– Zimno ci? – zapytała Anne-Lie, kiedy podeszła i zobaczyła jego podciągnięte ramiona.
– A jak myślisz?
– Myślę, że mamy srogą zimę, a to dopiero październik – uśmiechnęła się do niego przelotnie i odwróciła się w kierunku wewnętrznego dziedzińca. – Co mamy do tej pory?
– Odciski butów. Wygląda na to, że ta sama marka i rozmiar co poprzednio, ale tym razem zgubił strzykawkę.
– Uda nam się ją namierzyć?
– Zobaczymy.
– Znaleziono opakowanie?
Carlos pokręcił głową. Anne-Lie się odwróciła i popatrzyła wzdłuż ulicy, w obu kierunkach.
– Kamery monitoringu?
– Nie ma żadnej przy tej ulicy, ale jest jedna na Östra Ågatan. Poprosiłem o nagranie od dwudziestej trzydzieści.
– Dobrze.
– I jeszcze jedno…
– Co takiego?
– Lampy na fasadzie. Zadzwoniłem do ludzi, którzy płacą za tamte miejsca parkingowe – odparł i ponownie wskazał wewnętrzny dziedziniec oświetlony przez techników. – Niejaki Fredrik Filipsson wsiadł do samochodu i odjechał stamtąd tuż po dwudziestej, a wtedy, jak twierdzi, obie lampy były zapalone.
– Czyli się na nią zaczaił.
– Na to wygląda.
– Bo ją znał.
– Mógł ją śledzić od jakiegoś czasu. Parkuje tu w każdy czwartek, wraca mniej więcej o tej samej godzinie. Jak Ida Riitala, która po zakończeniu zmiany zawsze szła skrótem przez cmentarz.
Anne-Lie ponownie westchnęła. Odwróciła się do Carlosa, spojrzała w dół na rzekę Fyris i stadion Studenterna po drugiej stronie ciemnej, zimnej wody. Uwielbiała swoją pracę. Wszystkie jej aspekty. Ale czegoś takiego nie chciała przeżywać. Należało rozwiązać tę sprawę. I to szybko. Najchętniej sprawdziłaby DNA każdego mężczyzny powyżej piętnastego roku życia w całej Uppsali.
– Trzy napaści w ciągu niecałego miesiąca.
To było stwierdzenie, ale Carlos i tak odpowiedział:
– Tak.
– On nie przerwie.
– Nie.
– Kobiety będą się bały wychodzić z domu.
– Jeszcze bardziej.
Anne-Lie skinęła głową. To była rzeczywistość i problem społeczny. Kobiety bały się wychodzić samotnie. W każdym mieście, wszędzie. Według badań Rady do spraw Zapobiegania Przestępczości więcej niż co piąta kobieta ze strachu choć raz zrezygnowała z wyjścia z domu. Swoboda poruszania się kobiet była ograniczona, ich możliwości również. I to w „normalnych” warunkach.
Kiedy na ulicach nie grasował seryjny gwałciciel.
– Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy – powiedziała i znów się odwróciła do Carlosa.
– Chcesz więcej ludzi?
– Chcę innych ludzi.
Po tych słowach odeszła. Carlos słyszał stukot jej obcasów jeszcze po tym, jak zniknęła mu z oczu. Nie wiedział, co miała na myśli, mówiąc o „innych ludziach”, ale był pewny, że wkrótce się tego dowie.
Jeśli Anne-Lie coś postanowiła, to tak miało być.
– Skończysz niedługo?
Billy