Na marne. Marta Sapała
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Na marne - Marta Sapała страница 16
Ale tej spójności nie ma też na świecie.
Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa dzieli nieszczęścia, które przytrafiają się żywności, na dwie grupy: straty i marnotrawstwo. Pierwsza dotyczy początkowej fazy życia jedzenia – od etapu produkcji do chwili, gdy trafia do miejsca, w którym zostanie sprzedana. Druga – wszystkiego, za co są odpowiedzialni sprzedawcy, gastronomia i konsumenci. Na marne idzie to, co jest produkowane z myślą o zapełnieniu ludzkiego żołądka, a ostatecznie tam nie trafia.
A to tylko jedna z definicji.
„Marnować” to – z jednej strony – wyrzucać do śmietnika, spuszczać w toalecie, doprowadzać do zepsucia. Ale też trwonić, tracić, przepuszczać, szastać, rozpieprzać, niszczyć, rujnować, pustoszyć. Nie dbać, sabotować, czynić zło.
– Poważne określenia, prawda? – zauważa doktor Modrzyk. – Ale ja w ogóle nie lubię słowa „marnowanie”, gdy piszę o żywności, wolę „niezużywanie”. „Marnowanie” sprawia, że przyjmuje się pewną perspektywę. Uważa wyrzucanie żywności za poważny, godny potępienia problem. A ja nie traktuję tego jako problemu. Patrzę na to jak na zjawisko skonstruowane społecznie, nie do uniknięcia, bo „niezużywanie” jest w kapitalizmie nieuniknione. Ale to nie sam kapitalizm sprawia, że żywność się psuje; ona się psuła i w PRL-u, i w średniowieczu, i w erze kamienia łupanego.
Między stratą a marnowaniem jest cały rejestr emocji i ocen. Tracenie wydaje się niezawinione, marnowanie – zawsze łączy się z wstydem i odpowiedzialnością. Strata (deficyt, niedobór, ubytek, szkoda, uszczerbek, manko, krzywda, utrata, zniszczenie) nie jest tak naganna. Dlatego przeciętny użytkownik żywności, gdy przegrywa w wyścigu o nią z innymi łakomymi jej organizmami, woli używać innych określeń: zepsuło się, zeschło, skisło, spleśniało, mole zżarły, musiałam/musiałem wyrzucić, to przecież przypadek, same odpadki.
Nikt nie mówi: moje działanie, choćby przez zaniechanie, doprowadziło do zmniejszenia masy żywności, którą gospodaruję.
24 lipca 2018 roku, rondo Szozdy w Prudniku. Przewraca się ciężarówka z czeskim piwem. Zgruchotane szkło, porozsypywane skrzynki, mocna chmielowa nuta w powietrzu. Strata to czy marnotrawstwo? A może po prostu wypadek?
Zacznijmy od dzienniczka. To taki zeszycik, w którym respondent notuje, co wyrzuca. Każdego dnia, ale nie krócej niż tydzień, i raczej nie dłużej niż dwa. Bo notując, doświadcza się znużenia oraz zaczyna kombinować, jak to zrobić, żeby nie musieć tego robić.
Morfologia śmieci? Sprawdzanie zawartości worków na odpadki ma swoje plusy, ale też minusy. Zapach, wiadomo. Ale zapach to jedno, inna sprawa, że frakcje ulegają przemianie, więc istnieje ryzyko, że się ich nie oddzieli. Poza tym nie wszystko, co się marnuje, trafia do kosza. A pies domowy? Wszystkożerny kot? Domowa ferma dżdżownic kalifornijskich zainstalowana na balkonie? Wreszcie – młynek do śmieci podpięty pod zlewozmywak albo, już tak całkiem prozaicznie, wucet. Do kanalizacji trafia blisko jedna trzecia żywnościowych odpadów w domach. Zresztą nie tylko w domach. Tłuszcz z restauracji typu fast food ostatnio zablokował rury w Belfaście. Trzeba było przeprowadzić operację udrażniania miejskiej kanalizacji. Tkwił w niej gigantyczny fatberg – czop ze zużytej frytury, papieru toaletowego i wszystkiego tego, co zwyczajowo trafia do toalety.
No dobrze, a sondaż? Mało użyteczny. Przepytywani z przeszłości respondenci wykazują tendencję do amnezji, krygują się oraz wdzięczą. Jest to całkowicie naturalne.
Najbardziej skuteczną metodą badania ilości żywności zmarnowanej w domu jest totalna inwigilacja. Ciche zamontowanie kamer w śmietniku, zlewie, ubikacji oraz w miejscu, w którym przebywa czworonożny ulubieniec rodziny. Tak aby rejestrowały każde zasilenie. Żeby respondent nie próbował zaniżać wyników, musiałoby się to oczywiście odbywać bez jego wiedzy. To jednak na razie jest nielegalne.
Tak więc zostają nam dzienniczek, morfologia śmieci oraz, w ostateczności, sondaż5.
„Dziś przeczytałam w LIBRUSIE, że mam zapakować starszemu garść fasoli albo grochu. Do tego puszkę po napoju. Będą robić instrumenty. Czy jeśli nie kupujemy niczego w puszce, to mam iść na śmietnik i szukać? Bo wiesz, ja to wyleję do kosza. I ten groch – też mam go wpisać w tabelkę?” – pisze jedna z osób, która od kilku dni na moją prośbę rejestruje niezjedzoną w jej domu żywność. Notuje każdą niedopitą herbatę, zwiędniętą łodyżkę kopru, garnek zwarzonego rosołu, zawartość każdej łyżki, którą jej dwuletni syn zdecydował się zamienić w katapultę. „Słuchaj, bardzo dużo jedzenia zdejmuję z młodszego – donosi po tygodniu. – Z włosów, z twarzy, z bluzeczki, z podłogi wokół jego krzesełka. To też mam zapisywać?”
Będzie to robić przez cały miesiąc.
Pytań jest więcej: „Czy obierki też? Normalnie czasem coś z nich robię, ale nie mam ochoty codziennie jeść chipsów”.
Albo: „A jak na przykład gotuję makaron i zużywamy, co się da, ale trochę się przykleiło do garnka, a potem przy zmywaniu, jak się odmacza, widzę, że tego przyklejonego, niedającego się zjeść wtedy makaronu nazbierało się na całą dziecięcą porcję, to de facto wyrzucam dziecięcą porcję makaronu. Czy to też spisujemy?”.
Jeszcze: „A pies? Bo u nas wszystko to, co zostaje na talerzach, wciąga pies”.
– Miesiąc to trochę za długo – ocenia moją strategię doktor Erica van Herpen z holenderskiego Uniwersytetu Wageningen, gdy spowiadam jej się ze swoich wątpliwości tuż po warsztatach dotyczących metodologii domowych pomiarów, które prowadziła w Berlinie. Respondenci po dwóch tygodniach zaczną odczuwać zmęczenie. Będą też modyfikować, podświadomie, swoje zachowania – zastanawiać się nad tym, czy wyrzucić coś, co kilka tygodni wcześniej przekierowaliby do kosza bez mrugnięcia okiem, analizować, co z tym zrobić.
Każdy z nas chce w końcu wypaść jak najlepiej.
Ja również.
Wkrótce sama tego doświadczę.
Omnibus to jedno z dostępnych na rynku narzędzi badawczych. Ankieter dzwoni lub odwiedza osobiście respondenta i pyta o różne sprawy – jaki ma stosunek do smogu, na kogo będzie głosował, jakie golarki do nóg preferuje. Albo: „Czy zdarza się panu/pani wyrzucać żywność?”.
W 2018 roku odpowiedź „tak” na to zadane przez Federację Polskich Banków Żywności pytanie wybiera czterdzieści dwa procent Polaków.
Kuba Antoszewski z firmy Kantar Millward Brown, która przeprowadza coroczne badanie:
– Dlaczego taka metodologia? Omnibus, za pomocą którego realizujemy badanie dla Federacji Polskich Banków Żywności, pozwala nam dotrzeć do losowej i reprezentatywnej próby społeczeństwa, a co za tym idzie, uogólnić wyniki na całość populacji. Ale liczy się też oczywiście ekonomia. To jedna z najtańszych metod zbudowania próby, co w wypadku badań, które robi się pro bono, nie jest bez znaczenia.
Sposób,
5
Fragment jest kompilacją uwag, które padły podczas spotkania roboczego, zajmującego się tematem skutecznej metodologii pomiarów rozmiarów marnowania żywności, podczas konferencji unijnej platformy REFRESH, 18 maja 2017 roku w Berlinie.