Nóż. Jo Nesbo
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nóż - Jo Nesbo страница 6
Harry zamknął oczy, odchylił głowę i wyciągnął długie nogi, sięgając nimi aż do biurka. Biurka towarzyszącego stanowisku, które Katrine przejęła po Gunnarze Hagenie. Kazała pomalować ściany na jaśniejszy kolor i wycyklinować parkiet, ale poza tym gabinet szefa wydziału wyglądał jak dawniej. I chociaż Katrine Bratt była świeżo upieczoną naczelniczką Wydziału Zabójstw oraz matką, Harry wciąż widział w niej ciemnooką szaloną dziewczynę, przybyłą z Komendy Okręgowej Policji w Bergen, z planem, mentalnym bagażem, czarną grzywką i tego samego koloru skórzanym płaszczem skrywającym ciało, które stanowiło dowód na to, iż nieprawdą jest, że w Bergen nie ma rodzaju żeńskiego1, i do którego przyklejały się spojrzenia kolegów Harry’ego. Sama Katrine patrzyła jednak wyłącznie w kierunku Harry’ego ze zwyczajnych, choć paradoksalnych powodów. Jego złej sławy. Tego, że był już zajęty. I tego, że traktował ją wyłącznie jak koleżankę z pracy.
– Możliwe, że się mylę – Harry ziewnął – ale przez telefon brzmiało to niemal tak, jakby temu twojemu chłopkowi z Toten dobrze było na urlopie tacierzyńskim.
– Bo tak jest. – Katrine wstukała coś w komputer. – A co z tobą? Dobrze ci…
– Na urlopie mężowskim?
– Zamierzałam spytać, czy dobrze ci z powrotem w Wydziale Zabójstw.
Harry otworzył jedno oko.
– Z zadaniami na poziomie szeregowego funkcjonariusza?
Katrine westchnęła.
– To najlepsze, co Gunnar i ja mogliśmy osiągnąć w takiej sytuacji, Harry. Czego ty się właściwie spodziewałeś?
Harry powiódł jednookim spojrzeniem po gabinecie, zastanawiając się, czego się spodziewał. Że gabinet Katrine będzie miał pewien kobiecy sznyt? Że zostawią mu tyle samo przestrzeni, ile miał, zanim zrezygnował z funkcji śledczego specjalizującego się w sprawach zabójstw, został wykładowcą w Wyższej Szkole Policyjnej, ożenił się z Rakel i podjął próbę życia w spokoju i trzeźwości? Oczywiście nie mogli tego zrobić. Katrine, przy błogosławieństwie Gunnara Hagena i z pomocą Bjørna, dosłownie wyciągnęła go z rynsztoka i zapewniła mu miejsce, gdzie mógł się podziać. Powód, żeby wstawać rano, pomyśleć o czymś innym niż Rakel; powód, żeby nie zapić się na śmierć. Zgodził się na siedzenie i sortowanie papierów, na przeglądanie cold cases, co świadczyło jedynie o tym, że był w większym dole, niż przypuszczał, że kiedykolwiek osiągnie. Chociaż doświadczenie mówiło, że zawsze można spaść jeszcze niżej. Harry więc chrząknął.
– Możesz mi pożyczyć pięć stów?
– Cholera, Harry! – Katrine popatrzyła na niego z rezygnacją. – Po to tu przyszedłeś? Mało ci wczorajszego?
– To tak nie działa – odparł Harry. – Wysłałaś wczoraj Bjørna, żeby mnie ściągnął?
– Nie.
– No to jak mnie znalazł?
– Harry, wszyscy wiedzą, gdzie przesiadujesz wieczorami. Chociaż wiele osób uznałoby wybór baru, który właśnie się sprzedało, za dziwaczny.
– Bo w takich miejscach na ogół nie mają odwagi odmówić obsłużenia byłego właściciela.
– Pewnie do wczoraj. Z tego, co opowiadał Bjørn, ostatni komunikat skierowany do ciebie mówił o dożywotnim zakazie wstępu.
– Naprawdę? Nic nie pamiętam.
– No to pozwól, że ci przypomnę. Próbowałeś nakłonić Bjørna, żeby pomógł ci w zgłoszeniu Jealousy na policję z powodu rodzaju muzyki, którą tam puszczają, a następnie żeby zadzwonił do Rakel i przemówił jej do rozsądku. Z własnego telefonu. Bo swój zostawiłeś w domu, a poza tym nie wierzyłeś, że Rakel odbierze, jeśli zobaczy, że to ty dzwonisz.
– Boże – jęknął Harry, zasłaniając twarz rękami i jednocześnie masując sobie czoło.
– Harry, nie mówię tego, żeby ci dokuczyć. Chcę ci tylko pokazać, co się dzieje, kiedy pijesz.
– Dzięki. – Złożył ręce na brzuchu. Zobaczył, że na brzegu biurka tuż przed nim leży dwustukoronowy banknot.
– Za mało, żeby się schlać – powiedziała Katrine. – Ale wystarczy, żeby zasnąć. Bo ty właśnie tego potrzebujesz. Snu.
Popatrzył na nią. Jej spojrzenie z latami zmiękło. Nie była już tamtą rozgniewaną dziewczyną, która chciała się zemścić na świecie. Może wynikało to z odpowiedzialności za innych ludzi, za tych pracujących w wydziale i za dziewięciomiesięcznego chłopczyka. Tak, podobno takie okoliczności potrafiły obudzić instynkt opiekuńczy i sprawić, że ludzie łagodnieli. W trakcie sprawy wampirysty przed półtora rokiem, kiedy Rakel znalazła się w szpitalu, a on się upił, Katrine wyciągnęła go z baru i zabrała do siebie. Pozwoliła mu zarzygać nieskazitelną łazienkę i zapewniła kilka godzin nieprzytomnego snu w łóżku swoim i Bjørna.
– Nie – zaprotestował Harry. – Nie potrzebuję snu, tylko sprawy.
– Dostałeś sprawę…
– Potrzebuję sprawy Finnego.
Katrine westchnęła.
– Zabójstwa, które masz na myśli, nie nazywają się sprawą Finnego. Nic w nich nie wskazuje, że to on jest sprawcą. A poza tym, tak jak ci mówiłam, mam już ludzi, którzy nad tym pracują.
– Trzy zabójstwa. Trzy nierozwiązane zabójstwa. I ty uważasz, że nie potrzebujesz kogoś, kto potrafi udowodnić to, co oboje wiemy, a mianowicie, że zrobił to Finne?
– Dostałeś swoją sprawę, Harry. Rozwiąż ją, a mnie pozwól kierować tą budą.
– Moja sprawa to żadna sprawa. Zwykła awantura małżeńska. Mąż przyznał się do zabójstwa, mamy i motyw, i dowody techniczne.
– Przyznanie się do winy można w każdej chwili wycofać. A wtedy będziemy potrzebowali czegoś mocniejszego.
– Taką sprawę mogłaś dać Wyllerowi albo Skarremu czy któremuś z młodych. Finne to maniak seksualny i seryjny zabójca, a ja jestem, do cholery, jedynym śledczym ze specjalnymi kompetencjami akurat w tej dziedzinie, jakiego masz.
– Nie, Harry! To ostateczna decyzja.
– Ale dlaczego?
– Dlaczego? Popatrz na siebie! Gdybyś kierował Wydziałem Zabójstw, wysłałbyś zapijaczonego, niezrównoważonego śledczego do naszych już i tak sceptycznie nastawionych kolegów z Kopenhagi albo ze Sztokholmu? Oni są przekonani, że za zabójstwami w ich miastach absolutnie nie stoi ten sam człowiek. Dostrzegasz seryjnych morderców wszędzie, bo twój mózg jest nastawiony na jedno.
– Na pewno masz rację. Ale ja i tak wiem,
1
W dialekcie bergeńskim nie występuje rodzaj żeński rzeczowników, są tylko rodzaje wspólny (męsko-żeński) i nijaki [wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki].