Nie mogę się doczekać… kiedy wreszcie pójdę do nieba. Фэнни Флэгг
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nie mogę się doczekać… kiedy wreszcie pójdę do nieba - Фэнни Флэгг страница 6
– Tak, skarbie, ale wpierw kogut musi zapłodnić jajo.
Po długiej chwili milczenia Elner przyznała:
– Ha, tu mnie zażyłaś. Muszę jeszcze nad tym pomyśleć. A niech to. Byłam pewna, że właśnie rozwikłałam jedną z największych tajemnic świata. Swoją drogą nadal uważam, że Ewa mogła pojawić się pierwsza, a mężczyźni, którzy pisali Biblię, zmienili ten fakt w ostatniej chwili, żeby to oni mogli być pierwsi. W takim wypadku być może trzeba będzie na nowo przemyśleć całą Biblię.
Około wpół do ósmej, kiedy Macky wszedł do kuchni, Norma siedziała przy stole zupełnie rozbudzona.
– Co tu robisz tak wcześnie, nie mogłaś spać?
Popatrzyła na niego.
– Mogłabym… gdyby nie zbudził mnie telefon, który zadzwonił przed świtem.
– Aha – mruknął Macky, biorąc kubek. – Co chciała wiedzieć dziś rano?
– Co było pierwsze, jajko czy kura.
Macky parsknął śmiechem. Norma wyjęła śmietankę z lodówki.
– Możesz się śmiać, Macky, ale miała zamiar zadzwonić do radia i powiedzieć im, że w Biblii jest błąd. Dzięki Bogu, zdołałam ją powstrzymać.
– Co uważa za błąd?
– Jest przekonana, że Ewa została stworzona przed Adamem. Wyobrażasz sobie, jaką burzę by to wywołało?
Macky uśmiechnął się.
– Przynajmniej ma otwarty umysł, musisz jej to przyznać.
– Och, jak najbardziej – zgodziła się Norma. – Chciałabym tylko, żeby otwierał się nieco później. W zeszłym tygodniu obudziła mnie, bo chciała wiedzieć, czy wiem, ile waży Księżyc.
– Do czego jej to było potrzebne?
– Kto wie? Ja wiem tylko, że potrafi zadać więcej pytań w ciągu jednego dnia niż większość ludzi przez rok.
– Tak, to prawda.
– I możesz być pewien, że dopóki nie wyczerpie tematu Adama i Ewy, będzie wydzwaniać przez cały dzień.
Zgodnie z jej przewidywaniami, około dziesiątej, gdy skończyła nakładać na twarz specjalną maseczkę „Merle Norman” dla cery wrażliwej i suchej, telefon zadzwonił po raz czwarty.
– Normo, jeśli Adam i Ewa byli jedynymi ludźmi na ziemi, to gdzie Kain i Abel poznali swoje żony?
– Och, nie mam pojęcia, ciociu Elner… może na wakacjach w kurorcie Club Med? Mnie nie pytaj. Ja nawet nie wiem, dlaczego kurczak przeszedł przez ulicę.
– Nie wiesz? Ja wiem! – oznajmiła Elner. – Powiedzieć ci?
Norma poddała się i usiadła.
– Jasne. Umieram z ciekawości.
– Aby pokazać oposowi, że to możliwe.
– Ciociu Elner, kto ci mówi te wszystkie głupstwa?
– Bud i Jay. Wiedziałaś, że stonka to inaczej jerozolimski konik polny?
– Nie.
– Wiedziałaś, że w ludzkim ciele jest czterdzieści siedem bilionów komórek?
– Nie, nie wiedziałam.
– Wyobraź sobie, wczoraj ktoś podał poprawną odpowiedź i wygrał elektryczny nóż.
Norma odłożyła słuchawkę i szła do łazienki, gdy telefon zadzwonił znowu.
– Hej, Normo, na pewno się zastanawiasz, kto miał czas policzyć te wszystkie komórki, prawda?
Wierzyć albo nie wierzyć
Norma jechała najszybciej, jak mogła, ale sekundę spóźniła się na ostatnich światłach i musiała wcisnąć hamulec, co sprawiło, że dokumenty ubezpieczeniowe cioci Elner rozsypały się po całej podłodze samochodu. W tym czasie była już do tego stopnia rozstrojona, że chciała się pomodlić o pomoc dla swoich starganych nerwów, ale wiedziała, że albo będzie się modlić, albo jechać ostrożnie; nie mogła robić jednego i drugiego naraz, dlatego postanowiła skupić uwagę na drodze.
Poza tym, że nie chciała spowodować wypadku, nie miała stuprocentowej pewności, czy modlitwa pomoże. Przez całe życie borykała się z wiarą i nie mogła pojąć, dlaczego nie przychodzi jej ona równie łatwo jak nauka angielskiego czy retoryki w liceum. Z obydwu przedmiotów miała same szóstki; wszyscy mówili, że ma piękny głos, i do dziś dnia umiała odmieniać czasowniki. Kto jak kto, ale ona musiała w coś wierzyć. Macky nie służył jej absolutnie żadną pomocą; jego przekonanie, że TAM nic nie ma, dorównywało przekonaniu Elner, że TAM coś jest, wbrew temu, co myślała Verbena. Ciocia Elner zadzwoniła w zeszłym tygodniu i powiedziała: „Normo, odkąd oglądam programy naukowe, moje zdanie o Stwórcy wzrosło jeszcze bardziej, zawsze wiedziałam, że jest wielki, lecz nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo wielki. Nie mam pojęcia, jak ktoś mógł wymyślić i stworzyć tyle różnorakich rzeczy, przecież same tylko gatunki ryb tropikalnych są prawdziwym cudem”.
Ciocia Elner nie miała najmniejszych wątpliwości, Norma natomiast tkwiła pośrodku, skłaniając się to w jedną, to w drugą stronę. Jednego dnia wierzyła, następnego nie była pewna. Chciałaby z kimś o tym porozmawiać, ale przecież nie mogła się zwierzyć początkującej pani pastor, która sama potrzebowała wszelkiego możliwego wsparcia. Ale choć nie była pewna, do kogo lub czego się modli, często modliła się o pomoc w przezwyciężeniu swoich wad charakteru: chciałaby nie zwracać uwagi, że ludzie stawiają butelkę z keczupem na stole w jadalni albo że trzymają rupiecie w garażu i zostawiają szeroko otwarte drzwi, ani nie wzdrygać się na widok solidnych dębowych desek klozetowych Verbeny. Niestety, wciąż ponosiła żałosne porażki i sprawiała sobie zawód.
Norma czuła się osobiście dotknięta złym gustem, okropnymi manierami czy błędami gramatycznymi w rodzaju „poszłem” zamiast „poszedłem” i uważała, że niemożność ignorowania takich rzeczy wynika bezpośrednio z jej chwiejności w wierze. Miała nadzieję, że pewnego dnia otrzyma znak, dozna swego rodzaju objawienia, które dowiedzie, że TAM coś jest. Verbena powiedziała, że ona zawsze wypatruje „znaków, cudów i dziwów”, i Norma z chęcią poczytałaby cokolwiek za omen, lecz dotąd niczego takiego nie widziała. Gdyby teraz, w drodze do cioci Elner zginęła w wypadku, epitafium na jej nagrobku brzmiałoby następująco:
Dziennikarka prasowa
Cathy