Nie mogę się doczekać… kiedy wreszcie pójdę do nieba. Фэнни Флэгг
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nie mogę się doczekać… kiedy wreszcie pójdę do nieba - Фэнни Флэгг страница 9
Norma czuła swój przyśpieszony oddech. Próbując zastosować ćwiczenie „Zastąp negatywne myśli pozytywnymi”, powiedziała:
– Ludzie mogą się mylić, wiesz. Pamiętasz początki rock and rolla? Wszyscy mówili, że już nie może być gorzej, a było, więc sama widzisz.
– Nie rozumiem, jak może być jeszcze gorzej. Ale jeśli koniec świata nastąpi, zanim skończę płacić składki na ubezpieczenie społeczne, wtedy naprawdę się wścieknę, długie lata czekam na emeryturę, niech to cholera… Życie nie jest uczciwe, prawda? A ciebie nie martwi koniec świata? – zapytała, podnosząc szczotkę.
– Martwi, oczywiście – odparła Norma. – Nie chcę, żeby to się stało akurat teraz, gdy do Ameryki wreszcie powraca odrobina stylu. Idź do Restoration Hardware albo do Pottery Barn, mają tam teraz eleganckie oryginalne rzeczy, i to tanie jak barszcz. Ja po prostu staram się nie martwić.
– Taa – mruknęła Tot. – Martwienie się nic nie daje. Verbena mówi, że nie martwi się ani trochę. Oczywiście myśli, że ulotni się tuż przed samym końcem świata, a my wszyscy usmażymy się jak frytki. Powiedziała, że jeśli kiedyś nie przyjdzie się uczesać, to będzie znaczyło, że została żywcem wzięta do nieba. Powiedziałam: „Wielkie dzięki, Verbena, gdybyś naprawdę była dobrą chrześcijanką, zaproponowałabyś przynajmniej podwózkę do nieba, zamiast zostawiać mnie na pewne usmażenie”.
– Co ona na to?
– Nic.
– Słuchaj, Tot, jeśli takie myślenie ją uszczęśliwia, niech sobie myśli. Zrezygnowałam z prób zrozumienia, dlaczego ludzie wierzą w to, w co wierzą. Popatrz na tych zamachowców samobójców, którzy wysadzają się w przekonaniu, że zbudzą się w raju i dostaną po siedemdziesiąt czy ileś tam dziewic.
– No cóż, mogą się wielce zdziwić, gdy po przebudzeniu stwierdzą, że są po prostu zwyczajnymi starymi trupami i wysadzili się na próżno. Jak to śpiewa Peggy Lee, „Czy to na pewno tam jest?”.
– Niestety, nikt nie wie, jak to jest z tym życiem po śmierci – powiedziała Norma.
Tot nagle przestała szczotkować jej włosy.
– Boże, mam nadzieję, że nie istnieje, już tego mam serdecznie dosyć. Ja po prostu chcę spać.
– Chyba nie mówisz poważnie. A gdybyś miała okazję znowu zobaczyć rodzinę?
– Do licha, nie, większości nie chciałam widzieć za życia.
Tot podniosła lakier „Clairol” w sprayu.
– Chcę wiedzieć, o co chodzi w życiu, to wszystko, bez czekania do śmierci, żeby się dowiedzieć – powiedziała, z wielkim zapałem spryskując włosy. – Czy żądam aż tak wiele?
Gdy skończyła, popatrzyła na fryzurę w wielkim lustrze, poprawiła parę loków, potem podała Normie ręczne lusterko i obróciła fotel, żeby mogła zobaczyć tył głowy.
– Proszę bardzo, kochana, śliczna jak malowanie!
Po wizycie w salonie piękności Norma odczuwała lekki niepokój, więc bardzo się ucieszyła, gdy zajrzała do Elner i zobaczyła ją uśmiechniętą od ucha do ucha. Weszła po schodkach na werandę i powiedziała:
– Wyglądasz dziś na bardzo zadowoloną.
– Bo jestem uradowana, skarbie. Uratowałam motyla! Przyszłam tu jakiś czas temu i zobaczyłam ślicznego motylka w pajęczynie. Udało mi się go uwolnić. Przykro mi, że pająk stracił lunch, ale motyle żyją tylko jeden dzień. Ten przynajmniej będzie miał resztę dnia.
Norma odkurzyła krzesło i usiadła.
– Jestem pewna, że będzie szczęśliwy.
– Czy wiedziałaś, że żółwie żyją sto pięćdziesiąt lat, a biedne motylki tylko jeden dzień? Życie nie wydaje się uczciwe, prawda?
– Prawda. Parę minut temu Tot powiedziała dokładnie to samo.
– O motylach?
– Nie, o życiu.
– Aha… skąd ten wniosek?
– Martwi się, że nie zdąży odejść na emeryturę przed końcem świata.
– Biedna Tot, jak gdyby nie miała dość zmartwień o te swoje dzieci. Co jeszcze mówiła?
– To, co zwykle, a poza tym jest wściekła, bo nie wie, o co chodzi w życiu.
Ciocia Elner parsknęła śmiechem.
– Ha, witamy w klubie, no bo kto wie? To jedno z tych pytań za milion dolarów, jak z kurą i jajkiem, nie sądzisz?
– Chyba tak.
– Poproś Tot, żeby dała mi znać, gdy się dowie – powiedziała Elner.
Nagle zadzwoniły głośno dzwony na przejeździe i Norma z drgnieniem wróciła do teraźniejszości. Z powrotem do tej strasznej teraźniejszości – zaledwie pięć dni temu ciocia Elner była szczęśliwa i roześmiana, a teraz leżała na sali nagłych przypadków w obcym szpitalu, Bóg tylko wie, w jakim stanie. Siedząc i czekając, aż dzwony przestaną hałasować, a czerwono-białe ramiona szlabanu się podniosą, Norma też dołączyła do klubu i zapytała się w duchu: O co chodzi w życiu?
W poczekalni
Ponieważ musieli się zatrzymać na przejeździe kolejowym, Norma i Macky przybyli do szpitala jakieś osiem minut po karetce. Kobieta w recepcji powiedziała im, że Elner przebywa w sali nagłych wypadków, a lekarz spotka się z nimi w poczekalni i przedstawi im sytuację, gdy tylko będzie coś wiedział. Tymczasem Norma musiała wypełnić mnóstwo formularzy ubezpieczeniowych i najlepiej, jak umiała, odpowiedzieć na wszystkie medyczne pytania. Ręce trzęsły jej się tak mocno, że ledwo mogła pisać.
Oczywiście nie wiedziała, co wpisać w rubryce WIEK. Jak większość ludzi w tamtych czasach, ciocia Elner przyszła na świat w domu i data urodzenia została odnotowana tylko w rodzinnej Biblii. Biblia zniknęła przed laty – najpewniej za sprawą matki Normy, która zawsze kłamała w kwestii swojego wieku – i teraz na dobrą sprawę nikt nie wiedział, ile lat ma ciocia Elner. Norma wpisała osiemdziesiąt dziewięć.
– Myślisz, że jest uczulona na jakieś leki? – zapytała Macky’ego.
Pokręcił głową.
– Nie, chyba nie.
Norma przejrzała listę wszystkich przeszłych albo obecnych dolegliwości i mogła przy każdej zaznaczyć „nie”. O ile wiedziała, ciocia Elner nie przechorowała ani jednego dnia. Większość ludzi w jej wieku na coś się skarżyła, a ona przez całe życie przyrządzała wszystko na maśle, więc już dawno