Millennium. David Lagercrantz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Millennium - David Lagercrantz страница 18
– Co się stało?
– Nic.
– Wyglądasz…
– Jakby wszystko mi się spieprzyło – dopowiedziała Lisbeth.
– Coś w tym rodzaju. Mogę coś dla ciebie zrobić?
Trzymaj się z daleka, pomyślała. Trzymaj się z daleka. Mimo to położyła się na łóżku i spytała, czy Paulina zdobędzie się na to, żeby położyć się obok.
MIKAEL PRZYWITAŁ się z Catrin Lindås. Mocno uścisnęła mu dłoń, ale nie patrzyła w oczy. Miała na sobie spódnicę, błękitny żakiet i szal w szkocką kratę, białą bluzkę zapiętą pod szyję i czarne pantofle na obcasach. Włosy upięła w kok i choć jej ubranie było dopasowane, podkreślające kształty, wyglądała sztywno, jak nauczycielka z angielskiej szkoły. Najwyraźniej była sama w redakcji. Na tablicy nad biurkiem wisiało jej zdjęcie, na którym rozmawia z Christine Lagarde, prezeską Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Wyglądały jak matka i córka.
– Robi wrażenie – odezwał się, wskazując na fotografię.
Nie skomentowała. Poprosiła, żeby usiadł na sofie zaraz za jej biurkiem, sama zaś usiadła wyprostowana na fotelu naprzeciwko i skrzyżowała nogi. Odniósł absurdalne wrażenie, jakby była królową niechętnie udzielającą audiencji poddanemu.
– Dziękuję, że zgodziłaś się mnie przyjąć.
– Nie ma za co.
Przyglądała mu się podejrzliwie, aż miał ochotę spytać, dlaczego go tak nie lubi.
– Nie zamierzam pisać o tobie, możesz się odprężyć – powiedział.
– Możesz o mnie napisać, co ci się żywnie podoba.
– Będę pamiętał.
Uśmiechnął się. Nie odpowiedziała uśmiechem.
– Właściwie jestem na urlopie – ciągnął.
– Bardzo dobrze.
– Nawet świetnie.
Odczuwał niezrozumiałą ochotę, żeby się z nią podrażnić.
– Dlatego zainteresowałem się tym żebrakiem. Kilka dni temu został znaleziony martwy, a w kieszeni miał kartkę z moim numerem telefonu.
– Okej – powiedziała.
Mogłabyś, do cholery, jakoś zareagować na to, że facet nie żyje, pomyślał.
– Wydaje się, że chciał mi coś przekazać, dlatego ciekawi mnie, co ci powiedział.
– Niewiele mówił, raczej krzyczał, wymachując jakąś ułamaną gałęzią, śmiertelnie mnie wystraszył.
– Co wykrzykiwał?
– Zwykłe brednie.
– Co to są zwykłe brednie?
– Ogólnie rzecz biorąc, że Johannes Forsell to zakłamany typ.
– Wykrzykiwał tak?
– W każdym razie wrzeszczał coś o Forsellu. Szczerze mówiąc, najbardziej byłam zajęta tym, żeby się od niego uwolnić. Szarpał mnie za ramię, co było bardzo nieprzyjemne, więc wybacz, że nie zatrzymałam się, by grzecznie wysłuchać jego teorii spiskowych.
– Rozumiem. Naprawdę – odpowiedział Mikael, choć nie mógł ukryć rozczarowania.
Niejeden raz, aż do znudzenia, słyszał te pierdoły na temat ministra obrony, jeden z ulubionych tematów trolli internetowych. Cała ta historia stawała się z dnia na dzień coraz gorsza. Oskarżenie Forsella o prowadzenie pizzerii dla pedofilów wydawało się tylko kwestią czasu; do pewnego stopnia było to spowodowane jego niewzruszoną postawą wobec prawicowych ekstremistów i ksenofobów, jak również otwarcie wyrażanymi obawami przed coraz bardziej agresywną polityką Rosji. Zresztą na pewno przyczyniał się do tego fakt, że był bogaty, świetnie wykształcony, oprócz tego był znany jako sportowiec: maratończyk i pływak; czasem sprawiał wrażenie wyniosłego, co drażniło ludzi.
Mimo to Mikael go lubił. Czasem wpadali na siebie w Sandhamn, wymieniając uprzejmości, sumiennie sprawdził też powtarzające się plotki, jakoby Forsell miał się wzbogacić na krachu na giełdzie, a być może nawet się do niego przyczynił. Mikael nie znalazł żadnych podstaw do tych twierdzeń. Majątek Forsella znajdował się pod zarządem powierniczym, ani przed krachem, ani w trakcie nie robił żadnych interesów, a spadki giełdowe z całą pewnością go nie wzmocniły. W tym momencie był najbardziej znienawidzonym członkiem rządu, a jedyne, co tak naprawdę udało mu się zrealizować, to zwiększenie środków na MUST, czyli wywiad wojskowy, oraz MSB, Urząd Zarządzania Kryzysowego i Ratownictwa. Z drugiej strony były to działania oczywiste, zważywszy na to, co się wydarzyło.
– Mam dość tych wszystkich kłamstw – powiedziała.
– Ja w zasadzie też – przyznał.
– Przynajmniej w tym jesteśmy zgodni.
Rozdrażniło go to.
– Rozumiem, że nie jest łatwo konwersować z facetem, który wrzeszczy i wymachuje nad tobą gałęzią – powiedział.
– To ładnie z twojej strony.
– Czasem jednak warto posłuchać choćby bredni, bo nawet w bredniach bywa ziarno prawdy.
– Będziesz mi teraz udzielał rad zawodowych?
Jej ton doprowadzał go do szału, coraz wyraźniej czuł, że musi ją dopaść.
– I wiesz co… – dodał. – Myślę, że można oszaleć, kiedy nikt ci nie wierzy. Zwariować.
– Co?
– Człowiek się rozsypuje, kiedy go ciągle ignorują.
– A więc gość popadł w bezdomność i w psychozę, bo osoby takie jak ja nie mają siły go słuchać? – spytała.
– Nie miałem tego na myśli.
– Ale tak to zabrzmiało.
– W takim razie przepraszam.
– Dziękuję.
– Słyszałem, że tobie też nie było lekko.
– A co to ma do rzeczy?
– Pewnie nic.
– Właśnie, dziękuję za wizytę – powiedziała.