Wakacje z duchami. Adam Bahdaj
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wakacje z duchami - Adam Bahdaj страница 2
Był to solidny szałas, wykonany według planu Paragona; ściany miał wyplecione wikliną, wsparte na grubych palikach sosnowych, dach ułożony ze świeżej, świerkowej cetyny. Trzej chłopcy patrzyli na ten szałas, nie wiedząc, w jakim właściwie celu go wybudowali. Początkowo miał być wigwamem indiańskich wojowników, potem – domem poszukiwaczy złota, wreszcie – namiotem króla Władysława Jagiełły wyruszającego na grunwaldzkie pola.
Chłopcy z fantazją rzucali pomysły, ale od wczoraj nie mogli uzgodnić, do czego ma służyć ich wspaniałe dzieło. Szałas stał więc gotowy, świeży, pachnący żywicznym igliwiem, a trzej budowniczowie wciąż jeszcze zastanawiali się nad sposobem jego wykorzystania.
Mandżaro spojrzał wyzywająco.
– Mam świetny pomysł...
Paragon poruszył się. W jego głosie zabrzmiała nutka zniecierpliwienia:
– Ty zawsze masz fenomenalne pomysły.
Perełka wygodniej ułożył się na trawie. Upstrzoną piegami twarz zwrócił ku chłopcom.
– No, mów – trącił Mandżara łokciem.
Ten zastanawiał się chwilę, jak gdyby chciał rozstrzygnąć, czy warto wyłożyć swój plan. Nagle zapytał tajemniczym szeptem:
– Czytaliście Przygody Sherlocka Holmesa?
– Legalnie – ulubione słówko Paragona zabrzmiało jak wyzwanie. – Myślisz może, że nie czytałem? Sam mi pożyczyłeś tę książkę. Można powiedzieć, obleci! Ciekawe kawałki z dziedziny kryminologii. – Cmoknął głośno i łypnął zaczepnie oczami.
Perełka milczał. Utkwił wzrok w brudnych palcach, wyłażących z podartych tenisówek. Udawał, że nic go ta rozmowa nie obchodzi. Może nie chciał się przyznać, że nie czytał Przygód Sherlocka Holmesa...
Zapadła przedłużająca się cisza.
Paragon urwał soczyste źdźbło trawy. Ssał jego seledynową nasadkę.
– No i co z twoim pomysłem?
Mandżaro ocknął się.
– To naprawdę świetny pomysł... Tylko nie wiem, czy się wam spodoba...
– Wal, bracie. Nad czym tak dumasz?
Mandżaro uniósł się na łokciach, skupionej twarzy nadał wyraz niezwykłej tajemniczości. Patrzał na kolegów przymrużonymi oczami. Wreszcie rzekł przeciągle:
– Chodzi o to... że... może byśmy założyli klub detektywów...
Tego się nie spodziewali! Chłopcom z nagłego wrażenia opadły brody. Zaniemówili. Perełka mrugał rudawymi rzęsami. Paragon marszczył śmiesznie czoło.
– Fenomenalny pomysł – wyszeptał pierwszy Perełka.
Mandżaro odetchnął z ulgą. Spojrzał pytająco na Paragona. Ten uśmiechnął się po swojemu – szczerze, łobuzersko.
– No, dobra... pomysł obleci... ale skąd weźmiemy przestępców?
Mandżaro żachnął się:
– Ty zawsze masz jakieś zastrzeżenia. Nie słyszałeś, jak wujek Perełki opowiadał o kłusownikach?
– A ty myślisz, że Sherlock Holmes zawracałby sobie głowę kłusownikami?
Perełka jęknął:
– Znowu się kłócicie! Jeżeli będą detektywi, to na pewno znajdą się przestępcy.
– Oczywiście – podjął Mandżaro. – Czy to tak trudno o przestępców? Grunt to zastosować metodę dedukcji...
Tak ich zaskoczył tym obcym słowem, że znowu rozdziawili usta. Paragon zsunął kolarkę na czoło. Długo drapał się za uchem.
– O czym ty mówisz, Mandżaro?
– Czytałeś Sherlocka, a nie wiesz, co to metoda dedukcji.
– A ty wiesz?
– Pewnie, że wiem.
Perełka westchnął żałośnie.
– Znowu się kłócicie!
Paragon zaperzył się:
– Jak wiesz, to powiedz! Czy to takie ważne?
Mandżaro posłał mu surowe spojrzenie.
– To bardzo ważne.
– No to mów.
Mandżaro zaczął niezwykle poważnie:
– Dedukcja to metoda... to metoda – utknął w połowie zdania, ze złości zacisnął usta, aż mu wargi zbielały.
Paragon pokiwał z politowaniem głową.
– Metoda, której używał Sherlock Holmes do rozwiązywania zagadek kryminalnych. Tyle to ja też wiem.
Perełka złapał się za głowę.
– Wy zawsze musicie się kłócić. Dedukcja dedukcją, a my mamy założyć klub detektywów!
– O, właśnie – podchwycił skwapliwie Mandżaro. – Proponuję nazwę: Klub Młodych Detektywów. – Spojrzał pytająco na chłopców.
Paragon skinął głową.
– Obleci!
– Proponuję – ciągnął Mandżaro – żeby nasz klub mieścił się w tym szałasie.
– Obleci! – przytaknął Paragon.
– I żebyśmy tymczasem stworzyli jedną brygadę śledczą. Ja będę nadinspektorem...
Paragon chlasnął dłonią w kolano.
– Jak ciocię kocham, ty zawsze musisz być „nad”, a może raz będziesz „pod”?
Mandżaro zmierzył go karcącym spojrzeniem.
– Jak uważasz, ale zdawało mi się, że...
– Nie kłóćcie się – przerwał mu Perełka. – Nie znamy jeszcze przestępców ani zagadek do rozwiązywania, a wy już... Z wami to tak zawsze – machnął z rezygnacją ręką i położył się na plecach.
Paragon uśmiechnął