Czarna Kompania. Glen Cook

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarna Kompania - Glen Cook страница 19

Czarna Kompania - Glen  Cook Fantasy

Скачать книгу

być mądrzejszy. To tylko popychadło.

      Zadałem mu podchwytliwe pytanie. Odpowiedzią było spojrzenie bez wyrazu.

      – Co się tu, cholera, dzieje? – wycharczał Kapitan.

      Elmo zaczął składać jeden ze swych zwięzłych meldunków, lecz Kruk mu przerwał.

      – Ta pijana morda to jeden z szakali Zouada. Chciałem go wykończyć, ale Elmo i Konował mi przeszkodzili.

      Zouad? Gdzie słyszałem to imię? Powiązane z Kulawcem. Pułkownik Zouad. Najgorszy z jego łotrzyków. Oficer polityczny, wśród innych eufemizmów. Jego imię pojawiło się w kilku podsłuchanych rozmowach pomiędzy Krukiem i Kapitanem. Czy Zouad miał być piątą ofiarą Kruka? W takim razie przyczyną jego nieszczęść musiał być sam Kulawiec.

      Dziwniej i dziwniej. A również straszniej i straszniej. Kulawiec nie jest facetem, z którym bezpiecznie jest zaczynać.

      – Domagam się aresztowania tego człowieka – wrzasnął oficer Kulawca. Kapitan spojrzał na niego. – Zamordował dwóch moich ludzi.

      Ciała łatwo było dostrzec. Kruk nie powiedział nic. Elmo wyszedł z roli i wyjaśnił:

      – Gwałcili to dziecko. Uważali to za pacyfikację.

      Kapitan spojrzał na swego odpowiednika. Tamten poczerwieniał. Nawet najgorszy łotr poczuje się zawstydzony, jeśli nie będzie zdolny powiedzieć nic na swoje usprawiedliwienie.

      – Konował? – warknął Kapitan.

      – Znaleźliśmy jednego martwego buntownika, Kapitanie. Wszystko wskazuje na to, że sprawa zaczęła się, zanim on się przyłączył.

      – Ci ludzie są poddanymi Pani? – zapytał moczymordę Kapitan. – Znajdują się pod jej ochroną?

      Przed innym sądem można by podważyć ten argument, w tej chwili jednak miał on swoją wagę. Oskarżony, przez brak obrony, przyznał się do swej moralnej winy.

      – Brzydzę się tobą. – Kapitan użył swego cichego, groźnego głosu. – Zjeżdżaj stąd. Nie wchodź mi już nigdy w drogę. W przeciwnym razie oddam cię na łaskę mego przyjaciela.

      Tamten odszedł chwiejnym krokiem.

      Kapitan zwrócił się w stronę Kruka.

      – Ty durna sierotko. Czy masz chociaż pojęcie, co zrobiłeś?

      – Zapewne lepsze od pana, Kapitanie – odparł Kruk zmęczonym głosem. – Zrobiłbym to jednak po raz drugi.

      – Zastanawiasz się pewnie, po jaką cholerę cię przyjęliśmy? – Kapitan zmienił temat. – Co zamierzasz uczynić z tymi ludźmi, szlachetny wybawco?

      Kruk nie zastanowił się jakoś nad tą kwestią. Od momentu tajemniczego przewrotu w swym życiu żył jedynie chwilą obecną. Gnały go widma przeszłości, a o przyszłości nie myślał.

      – Ja za nich odpowiadam, nie?

      Kapitan zrezygnował z prób doścignięcia Kulawca. Prowadzenie samodzielnych działań wydawało się teraz mniejszym złem.

      Konsekwencje objawiły się cztery dni później.

      Stoczyliśmy właśnie swą pierwszą poważną bitwę, w której rozbiliśmy siły buntowników dwukrotnie liczniejsze od nas. Nie było to trudne. Byli zieloni, a nasi czarodzieje służyli nam pomocą. Niewielu wrogów zdołało uciec.

      Pole bitwy należało do nas. Nasi ludzie zajęli się grabieniem trupów. Elmo, ja, Kapitan i kilku innych przyglądaliśmy się temu pełni samozadowolenia. Jednooki i Goblin świętowali na swój niepowtarzalny sposób – obrzucali się nawzajem obelgami przez usta trupów.

      Nagle Goblin zesztywniał. Wybałuszył oczy. Z jego warg wydarł się skowyt, który stawał się coraz wyższy. Padł na ziemię.

      Jednooki dopadł go o krok przede mną. Zaczął go uderzać w policzki. Jego wrogość zniknęła bez śladu.

      – Zrób mi trochę miejsca! – warknąłem.

      Goblin odzyskał przytomność, gdy tylko zdołałem sprawdzić mu puls.

      – Duszołap – wyszeptał. – Nawiązał kontakt.

      W tej chwili czułem radość, że nie posiadam talentów Goblina. Mieć jednego ze Schwytanych we własnym umyśle to gorsze, niż zostać zgwałconym.

      – Kapitanie! – zawołałem. – Duszołap!

      Trzymałem się blisko.

      Kapitan podbiegł do nas. Nigdy nie biega, chyba że podczas akcji.

      – Co się stało?

      Goblin westchnął. Otworzył oczy.

      – Już odszedł.

      Skórę i włosy miał mokre od potu. Pobladł. Zaczął dygotać.

      – Odszedł? – zapytał Kapitan. – Co to, u diabła, ma znaczyć?

      Pomogliśmy Goblinowi usiąść wygodnie.

      – Zamiast ruszyć na nas, Kulawiec poszedł poskarżyć się Pani. Między nim a Duszołapem jest dużo złej krwi. Uważa, że przybyliśmy tu, by mu szkodzić. Spróbował odwrócić role. Jednakże od wydarzeń w Berylu Duszołap jest w łaskach, a Kulawiec nie. Pani kazała mu zostawić nas w spokoju. Duszołapowi nie udało się doprowadzić do jego usunięcia, ale, jak sądzi, wygrał tę rundę.

      Goblin przerwał. Jednooki wręczył mu wysoką szklankę, którą ten osuszył natychmiast.

      – Powiedział, żebyśmy nie wchodzili Kulawcowi w drogę. Mógłby spróbować nas w jakiś sposób zdyskredytować lub nawet napuścić na nas buntowników. Mówi, że powinniśmy odzyskać fortecę w Rozdaniu. To wprawi w zakłopotanie i buntowników, i Kulawca.

      – Jeśli potrzebuje osiągnięć, czemu nie każe nam wyłapać Kręgu Osiemnastu? – mruknął Elmo.

      Krąg to naczelne dowództwo buntowników – osiemnastu czarodziejów, którzy sądzą, że razem posiadają wystarczającą moc, by rzucić wyzwanie Pani i Schwytanym. Zgarniacz, nemezis Kulawca w Forsbergu, jest członkiem Kręgu.

      Kapitan zamyślił się. Zapytał Kruka:

      – Czy masz wrażenie, że w grę wchodzi polityka?

      – Kompania jest narzędziem w rękach Duszołapa. Wszyscy to wiedzą. Pytanie, czego zamierza przy jej pomocy dokonać.

      – Odniosłem takie wrażenie podczas pobytu w Opalu.

      Polityka. Imperium Pani rzekomo stanowi monolit. Dziesięciu Których Schwytano marnuje ogromne ilości energii, by je w takim stanie utrzymać, a drugie tyle traci na użeranie się pomiędzy sobą. Przypominają pędraki

Скачать книгу