Czarna Kompania. Glen Cook
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czarna Kompania - Glen Cook страница 30
– Glizda jest gorszy.
– Skąd, do diabła, wiesz? Nigdy go nie widziałeś.
– Damy radę sami, Kapitanie – powiedział Jednooki.
– I krewniacy Zgarniacza zlecą się do was jak muchy do końskiego łajna.
– Duszołap – zaproponował Porucznik. – Jest poniekąd naszym patronem.
Ta propozycja zwyciężyła. Kapitan wydał rozkazy:
– Nawiąż z nim kontakt, Jednooki. Bądź gotów do akcji, gdy się zjawi.
Jednooki skinął głową z uśmiechem. Był jak zakochany. Już teraz w jego przewrotnym umyśle powstawały paskudne, podstępne plany. W gruncie rzeczy zadanie powinno przypaść Milczkowi. Kapitan zlecił je Jednookiemu, ponieważ nie może pogodzić się z faktem, że Milczek nie chce się odezwać. To go z jakiegoś powodu przeraża. Milczek się nie sprzeciwił.
Niektórzy z naszych tubylczych służących to szpiedzy. Dzięki Jednookiemu i Goblinowi wiemy którzy. Jednemu z nich, który nie miał pojęcia o włosach, pozwoliliśmy uciec z wiadomością, że zakładamy centralę szpiegowską w wolnym mieście Róże.
Kiedy masz mniejsze bataliony, uczysz się podstępów.
Każdy władca przysparza sobie wrogów. Pani nie jest wyjątkiem. Synowie Białej Róży są wszędzie… Jeśli kierować by się głosem serca, należałoby poprzeć buntowników. Walczą o wszystko, co ludzie podobno szanują: wolność, niezależność, prawdę, prawo… Wszystkie subiektywne złudzenia, wszelkie nieśmiertelne slogany. W tym przedstawieniu jesteśmy sługami czarnego charakteru. Przyznajemy, że też podlegamy złudzeniu, ale zaprzeczamy jego istocie.
Nikt nigdy nie mianował się sam czarnym charakterem, są za to całe regimenty tych, którzy ogłosili się świętymi. To historycy zwycięzców decydują, gdzie leży dobro, a gdzie zło.
Wyrzekamy się etykietek. Walczymy dla pieniędzy i niemożliwej do określenia dumy. Polityka, etyka i moralność nie mają znaczenia.
Jednooki nawiązał kontakt z Duszołapem. Miał wkrótce nadejść. Goblin powiedział, że stare straszydło zawyło z radości. Wyczuł szansę na poprawienie własnych notowań i pogrążenie Kulawca. Dziesięciu żre się między sobą i podgryza gorzej niż rozbestwione dzieciaki.
Zima osłabiła na chwilę swój napór. Nasi ludzie wraz z miejscową załogą wzięli się do czyszczenia dziedzińców Mejstriktu. Jeden z tubylców zniknął. W głównej sali Jednooki i Milczek siedzieli przy kartach z zadowolonymi minami. Buntownicy usłyszeli dokładnie to, co oni chcieli im przekazać.
– Co się dzieje na murze? – zapytałem. Elmo zmontował wielokrążek i usiłował wydobyć z blanków jeden z kamieni. – Co chcesz zrobić z tym blokiem?
– Pobawię się w rzeźbiarza, Konował. To moje nowe hobby.
– Nie chcesz, to nie mów. Nie obchodzi mnie to.
– Myśl tak sobie, jeśli chcesz. Miałem zamiar cię zapytać, czy ruszysz z nami w pościg za Zgarniaczem? Mógłbyś to potem opisać w Kronikach jak trzeba.
– Dodając słówko o geniuszu Jednookiego?
– Każdemu według zasług, Konował.
– Więc Milczkowi należy się cały rozdział, nie?
Zabełkotał coś. Mruknął. Zaklął.
– Chcesz zagrać?
Mieli tylko trzech graczy, z których jednym był Kruk. Tonk jest ciekawszy, gdy gra czterech lub pięciu.
Wygrałem trzy razy z rzędu.
– Nie masz nic innego do roboty? Idź wyciąć jakąś kurzajkę czy co.
– Ty zaprosiłeś go do gry – wpieprzył się jeden z żołnierzy.
– Lubisz muchy, Otto?
– Muchy?
– Jak nie zamkniesz gęby, zamienię cię w żabę.
Otto się nie przestraszył.
– Nie potrafiłbyś zamienić w żabę nawet kijanki.
Zachichotałem.
– Sam tego chciałeś, Jednooki. Kiedy pojawi się Duszołap?
– Kiedy tu dotrze.
Skinąłem głową. W postępowaniu Schwytanych nie sposób dopatrzyć się jakichkolwiek zasad czy logiki.
– Jesteśmy dziś jak prawdziwe radosne skowronki, co? Otto, ile on już przegrał?
Otto uśmiechnął się głupkowato.
Dwa następne rozdania wygrał Kruk.
Jednooki najwyraźniej ślubował milczenie. Nici z odkrycia natury jego planu. Może to i lepiej. Wyjaśnienia, którego nie udzielił, nie mogli podsłuchać szpiedzy buntowników.
Sześć włosów i blok wapienia. Co to, u diabła, ma być?
Przez całe dni Milczek, Goblin i Jednooki pracowali na zmianę nad tym kamieniem. Od czasu do czasu odwiedzałem ich w stajni. Pozwalali mi się przyglądać i powarkiwać, gdy nie odpowiadali na moje pytania.
Kapitan również wtykał tam niekiedy głowę, wzruszał ramionami i wracał do siebie. Układał strategię na wiosenną kampanię, która miała rzucić przeciw buntownikom wszystkie dostępne siły imperialne. Jego kwatera była pełna map i raportów, tak że nie sposób było się w niej poruszać.
Zamierzaliśmy zdrowo dołożyć buntownikom, gdy tylko pogoda się zmieni.
Może nasza robota jest okrutna, ale większość z nas ją lubi – Kapitan najbardziej ze wszystkich. To jego ulubiona zabawa – pojedynek na umysły ze Zgarniaczem. Jest obojętny na zabitych ludzi, spalone wsie i ginące z głodu dzieci. Buntownicy podobnie. Dwie ślepe armie, widzące jedynie siebie nawzajem.
Duszołap przybył głęboką nocą, pośród śnieżycy. Przy niej ta, którą musiał znieść Elmo, wydawała się drobiazgiem. Wiatr wył i zawodził. Zaspa na północno-wschodnim rogu fortecy była tak wysoka, że śnieg przesypywał się nad blankami. Zaczynaliśmy się niepokoić o składy drewna i siana. Tubylcy twierdzili, że to największa śnieżyca w historii.
W jej szczytowym momencie przyjechał Duszołap. Bum-bum-bum! Jego pukanie obudziło cały Mejstrikt. Zagrały rogi, zadudniły bębny. Strażnik u bramy wrzasnął, usiłując przekrzyczeć wiatr. Nie mogli otworzyć wrót.
Duszołap dostał się do środka po zaspie. Upadł na leżący na dziedzińcu śnieg, a ten przykrył go niemal w całości. Nie było to wejście godne jednego z Dziesięciu.