Boznańska. Non finito. Angelika Kuźniak

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Boznańska. Non finito - Angelika Kuźniak страница 5

Boznańska. Non finito - Angelika Kuźniak

Скачать книгу

pierwszą córkę rodzi późno. Ma ponad trzydzieści lat. Do Polski przyjechała z Francji, z Valence, w 1854 roku. Od razu zaczęła pracę jako nauczycielka języka francuskiego i rysunku w szkole prowadzonej przez siostry norbertanki w Imbramowicach. Cztery lata później, może pięć, przeniesiono ją do Krakowa, na Zwierzyniec. Również do szkoły przyklasztornej. Trzecim miejscem pracy Eugenii był jeden z arystokratycznych domów w Krakowie (brak bliższych danych). To prawdopodobnie tu poznała przyszłego męża, Adama Boznańskiego herbu Nowina, młodszego od niej o trzy lata geometrę i inżyniera budowlanego.

      Ponieważ z tamtego czasu zachowało się niewiele dokumentów, nikt już nigdy się nie dowie, jak dokładnie wyglądało ich pierwsze spotkanie.

       F 21

      Eugenia Mondant – matka Olgi, ok. 1865

       F 22

      Adam Boznański – ojciec Olgi, ok. 1865

      Eugenia nie jest urodziwa (autorka subiektywnie po obejrzeniu fotografii). Jeśliby zastosować przesadne i złośliwe słownictwo: ma ciemnowłosą głowę z haczykowatym nosem, osadzoną na niezbyt efektownym korpusie. Ale robi wrażenie na Adamie. Skromna, pobożna. Wiele godzin w ciągu dnia przesuwa między palcami ziarenka różańca, przez chwilę myśli nawet o wstąpieniu do zakonu. W archiwum Boznańskiej zachował się jej oprawiony w brązową skórę zeszyt. Na okładce oprócz inicjałów wytłoczono złoty krzyż. Dedykacja sugeruje, że Eugenia zeszyt dostała w Imbramowicach 19 stycznia 1859 roku. Do niego w wolnych chwilach przepisuje modlitwy. Po francusku, bo po polsku do końca życia będzie mówiła raczej kiepsko. Biegle za to zna niemiecki.

      Adam pochodzi z rodziny ziemiańskiej. Jej herb Nowina, zwany też Złotogoleńczykiem, tak opisywano: „W polu błękitnym białe ucho kotłowe końcami skierowane ku górze, między nimi miecz odtłuczony (dawniej krzyż) rękojeścią prosto do góry, końcem w dół. W klejnocie nad herbem noga zbrojna złota, w kolanie zgięta, niby klęcząca, stopą w lewo skierowana”.

      Geneza herbu nie jest całkiem jasna. Jedni mówią, że rotmistrz Nowina, syn kotlarza (stąd w herbie kotłowe ucho), służył Bolesławowi Krzywoustemu. W 1121 roku, po przegranej bitwie z Rusinami, oddał księciu swojego konia. Sam trafił do niewoli w Czechach. Kiedy skuto go za nogę z hetmanem, rotmistrz obciął ją do kolana. Hetman uciekł z nogą Nowiny przywiązaną do pasa. Dopiero po trzech dniach rotmistrz wezwał straże. Czesi docenili jego męstwo, opatrzyli ranę i pozwolili wrócić do Polski. Tam Krzywousty z wdzięczności dodał do herbu klejnot z nogą zakutą w zbroję ze złota. Inni mówią, że Nowina stracił nogę, broniąc swego pana na Psim Polu albo w boju z Haliczanami. A złoty goleń i klejnot herbowy dostał od króla, który Nowinę więził. Król docenił jego miłość do ojczyzny.

      Kiedy Adam, „człowiek głęboko kulturalny” (opinia Franciszka Ksawerego Pusłowskiego) – na zdjęciu z tego okresu krępy, lekko bryłowaty, z zarostem – żeni się z Eugenią, Boznańscy nie posiadają już wielkiego majątku. Ojciec Adama, zasłużony w walkach powstańczych, w akcie zgonu syna figuruje jako „nauczyciel jazdy konnej”.

      Ślub Eugenii i Adama, potwierdzony w magistracie, odbył się w Krakowie w roku 1862, 7 lutego.

      Ona ma lat dwadzieścia dziewięć, on – dwadzieścia sześć.

      Dom

      Część łąki leżącej przy drodze Wolskiej między ulicą Czapskich a Retoryka w Krakowie Adam Boznański kupuje dwa lata po narodzinach Olgi.

      Tu, pod numerem 21, staje ich dom.

      Patrząc od strony Błoń, można podziwiać wieże kościoła Mariackiego i wieżę ratuszową. Od strony Plant rozpościera się widok na kopiec Kościuszki, usypany w latach 1820–1823 „rękami ludu krakowskiego przy udziale wszystkich warstw społecznych”. W dniu odczytania aktu erekcyjnego pierwszą taczkę ziemi na kopiec powiozła – przy dźwiękach orkiestry grającej pieśni narodowe – światowej sławy śpiewaczka Angelica Catalani. W gazetach pisano: „Tak się zmieszały wszystkie stany, że obok damy wiózł ziemię mnich ubogi, to wojskowy, to znów Izraelita, żadnej tam nie było różnicy”.

      W Archiwum Państwowym w Krakowie w zespole Akt Budownictwa zachował się odpis aktu własności domu. Oraz jego projekt. Widać na nim jednopiętrowy budynek na planie prostokąta. Dwutraktowy, z sienią i klatką schodową pośrodku. Plany nie są sygnowane, nie wiadomo więc, kto jest ich autorem. Olga Boznańska, po latach, w liście do Edwarda Chmielarczyka, ówczesnego administratora budynku, twierdzi, że jej ojciec. Możliwe, choć z pewnością nie on nadzorował budowę. Bo aż do roku 1873 Boznańscy mieszkali poza Krakowem.

      Sanok, Szczawne, Kulaszne, Łupków – te miejscowości Olga zapamiętała z dzieciństwa. Adam Boznański pracował wtedy jako inżynier przy budowie Pierwszej Węgiersko-Galicyjskiej Kolei Żelaznej. Łączyła prowincje austro-węgierskie po dwóch stronach Karpat. Pod samym grzbietem gór wydrążono tunel o długości czterystu szesnastu metrów. Do końca życia Adama na ścianach jego gabinetu – obok widoku Innsbrucku, malowanych przez Olgę obrazów: Panny w czarnym kostiumie i jej pierwszego olejnego Autoportretu z Monachium (w kapeluszu z cieniem na twarzy), a także dyplomu z wiedeńskiego konserwatorium jej o trzy lata młodszej siostry Izy – wisiało również osiem fotografii kolei łupkowskiej.

      Gdy Boznańscy sprowadzają się do Krakowa, naprzeciwko ich domu działa olejarnia Teodora Baranowskiego (w zbiorach Muzeum Historycznego w Krakowie znajduje się jego portret namalowany przez Olgę). Dzięki niewielkiej maszynie parowej wyrabia się tam olej z lnu i rzepaku, zwykły, ale też maszynowy, używany przez kolej, kopalnie i huty, oraz olej rafinowany do oświetlenia i pokost. Poza tym przy Wolskiej stoi jedynie kilka prostych budynków. Dopiero w połowie lat siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku wzniesiono tu pierwszą okazałą budowlę – należący do rodziny Ogińskich, a później Potulickich piętrowy pałac z ogrodem, poprzedzony podjazdem.

      Wolska, choć słabo zamieszkana, jest popularną ulicą. Mieszkańcy Krakowa w ciepłe dni ciągną tędy na Wolę Justowską. Na wieś. Co niedziela u wylotu ulicy, przy tak zwanym spalonym moście, pierwszej przeprawie przez Rudawę, stają furmanki. Dzięki nim lżej przede wszystkim kobietom. Wcześniej musiały przechodzić przez wodę po kamieniach – w krynolinach albo tiurniurach, ściśnięte w talii gorsetem. Nie lada atrakcją jest na Woli Justowskiej pałacyk muzeum (obecnie willa Decjusza) należący do rodziny Kuczkowskich, hrabiny Henrietty Ewy Ankwiczówny (rzymskiej miłości Adama Mickiewicza – śladem tego uczucia jest wątek Jacka Soplicy w Panu Tadeuszu; poeta uwiecznił Ewę również w III części Dziadów) i jej męża Kazimierza. Ściany udekorowano tu polichromiami, a sklepienie sieni na parterze – sztukaterią. Do tego zbiór gobelinów, w ogrodzie zaś mały pawilon i fontanna tryskająca wśród kwiatów.

      Na Wolskiej woźnice urządzają sobie czasem „krakowskie hetki”, czyli wyścigi, „które niejednego Anglika – jak donosi konserwatywny «jaśniepański» dziennik «Czas» w 1860 roku – zawstydziłyby zręcznością swą”.

      U wylotu Wolskiej na Błoniach raz na jakiś czas lokuje się cyrk. Ten Barnum & Bailey Circus jest oszałamiający. Półdzicy kowboje chwytają na lassa prawdziwe bawoły. Są walki z Indianami, baseny pełne aligatorów, słonie, wielbłądy i lwy.

      Ponieważ kamienica Boznańskich jeszcze istnieje – dzisiaj to ulica Piłsudskiego 21 – i wizja lokalna kosztowała niewiele trudu, autorka przeprowadziła takową.

Скачать книгу