Boznańska. Non finito. Angelika Kuźniak
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Boznańska. Non finito - Angelika Kuźniak страница 7
Póki Eugenia żyje, w domu Boznańskich mówi się po francusku, po francusku też Eugenia pisze listy do córek. Olga przyzna po latach, że polskiego nauczyła się późno. Obie dziewczynki znają również niemiecki oraz angielski.
W listach do przyjaciółki dziewiętnastoletnia Olga skarży się na monotonię i smutek.
„Przykro mi, że tak nie używasz żadnych rozrywek – odpowiada Julia Gradomska – Oluńciu kochana, ale wierz mi, że ja się też nic a nic nie bawię […]”. Albo innym razem: „Widzę, żeś często bardzo smutna i martwi mnie to, ale myślę, że jest do tego wiele powodów, o których nie piszesz. Myślę jednakże, że gdybyś miała więcej rozrywek, rozweseliłabyś się nieco”.
Drobna uwaga: niesprawiedliwe byłoby stwierdzenie, że tych rozrywek nie ma w ogóle. Są. Olga i Iza jeżdżą na przykład konno. Ich stryj Władysław ma w Krakowie ujeżdżalnię, „zaopatrzoną – jak głosi reklama w «Czasie» – w pomnożoną ilość koni dobrze wyjeżdżonych tak dla młodzieży, jako też i dla dam”. „Tatusiu złoty – pisała ponadtrzydziestoletnia Olga już z Monachium w 1896 roku – czy mi Tatuś pozwoli jeździć konno w Krakowie? Ja muszę mieć trochę ruchu podczas wakacji, niech mi więc Tatuś tego nie zabroni”.
Poza tym ówczesny Kraków to bale dobroczynne. Nie ma wątpliwości: państwo Boznańscy, choć z natury raczej domatorzy, na takich balach bywają. Zachowane w archiwum zaproszenie jest na to dowodem: „Hotel Saski, wtorek, piąty lutego 1884 roku. Początek o wpół do ósmej wieczorem” (jak podaje „Czas” następnego dnia – bal zaczął się o dziesiątej). Dochód z balu przeznaczono na budowę pomnika Adama Mickiewicza. Najlepsze miejsce kosztowało cztery złote reńskie, wejściówka – złoty dwadzieścia.
Na takich balach zawsze starano się „o wykwint w urządzeniu sali”. Ustawiano na schodach lustra i kwiaty, w bramie porządku pilnował „szwajcar z halabardą”. Panny przychodziły z rodzicami.
W Muzeum Narodowym w Krakowie wśród rzeczy Boznańskiej jest – oprócz spódnic i kamizelek (czy sztucznej szczęki!) – suknia balowa. Widać, jak niewysoka i drobna była Olga. Potwierdza to świadek Józef Czapski, ponaddwumetrowy, wyglądający jak człowiek z rzeźb Alberta Giacomettiego: „Malutka była. Pamiętam, że czekaliśmy [w Paryżu] na koncert Rubinsteina i ona przeszła koło mnie. Popatrzyła: «Musi być trudno z panem flirtować, bo to jak z człowiekiem z drugiego piętra»”. Zresztą do końca życia, kiedy kupowała buty, rękawiczki, a nawet bieliznę, dobierała je w dziale dziecięcym.
Suknię, która zachowała się w spuściźnie Boznańskiej, w jasnym odcieniu beżu, uszyto z matowej, bawełnianej tkaniny. Głęboki dekolt zdobią falbana z ażurowego tiulu z haftem i trzy aksamitne, bladożółte róże. Do tego olbrzymie balonowe rękawy, modne około 1895 roku. Powinny być jeszcze długie białe rękawiczki ze skórki glace. Bez nich nie wypadało się pokazać. W prasie drukowano reklamy: „Kto chce się w tym karnawale niedrogo bawić, tego zaprasza się po rękawiczki balowe krótkie i długie do magazynu rękawicznego pod firmą F. Lubański [ciekawostka: Franciszek Lubański to ojciec Zofii Stryjeńskiej]. Tamże nadstawia się rękawiczki długie zniszczone (części z palcami) tak kunsztownie, że się tego nikt nie domyśli. Wszystkie rękawiczki daje się mierzyć. Pranie rękawiczek na poczekaniu”.
Pierwszym tańcem jest zawsze polonez, przy dźwiękach Chopina. Tym razem prowadzi go prezydent Ferdynand Weigel z księżną Zuzanną Czartoryską.
Choć nie zachowały się karnety, w których panowie mogli zapisywać się na konkretne tańce z Olgą – bo były i walc, i tańce figurowe, czyli kadryl – wątpliwe, żeby „pietruszkowała”, to znaczy podpierała ściany, czekając w nieskończoność na kandydata. Na zdjęciach z tego okresu można ją bez wahania określić – co przyznają świadkowie – jako „ładną i świeżą” dziewczynę. Była „miłą i wesołą panienką”.
Po północy z balów ulatniali się ojcowie, zapewne więc i Adam Boznański, a matki, zapewne więc i Eugenia Boznańska, drzemiąc za wachlarzami ze strusich piór, zostawały do rana. Córki nie mogły wracać do domu same.
Nowe technologie
Oto „nowe technologie”. W Paryżu trwa wystawa światowa pod takim właśnie tytułem. Jest rok 1878. Boznańscy zabierają Olgę i Izę w podróż „dla zaspokojenia wyobraźni”.
Dziewczynki musiały widzieć, jak nad dziedzińcem Palais des Tuileries – pomiędzy małym Łukiem Triumfalnym a dawnym frontonem pałacowym, który spłonął za czasów Komuny Paryskiej – na wysokości pięciuset metrów unosił się balon skonstruowany przez francuskiego inżyniera Henriego Jules’a Giffarda. Mieściło się w nim jednorazowo czterdzieści osób. Musiał robić wrażenie. Bo nawet Wokulski, bohater Prusowskiej Lalki, kiedy zbliżał się do placu Zgody i zobaczył „ogromną czarną kulę, która szybko szła w górę, zatrzymała się na pewien czas i powoli opadła na dół”, żałował, że nie ma czasu, by podejść bliżej.
Olga (z prawej) i Iza Boznańskie
Na zboczach wzgórza Chaillot, w miejscu starych kamieniołomów, zbudowano akwarium złożone z osiemnastu basenów. Pływało w nim kilkaset gatunków ryb.
Frédéric Auguste Bartholdi pokazuje na wystawie wielką jak dom głowę Statuy Wolności. Można wejść do jej środka. Osiem lat później za oceanem, na Liberty Island, osadzą tę głowę dźwigami na brązowej szyi i otoczą koroną z ostrych promieni.
Pewnie też wtedy Olga po raz pierwszy słyszy słowo „japonizm”. Użył go, omawiając paryską wystawę, mecenas sztuki baron Adrien Dubouché. Określa japonizm jako „nieokiełznaną pasję, która ogarnęła wszystko, wszystkim kieruje, dezorganizuje wszystko w naszym życiu, naszej modzie, naszych gustach, nawet naszym sposobie myślenia”. Cała secesja oparta była na motywach chińskich i japońskich. „Te powyginane damy w długich szatach, z olbrzymimi fryzurami, te poskręcane lilie i nenufary, łabędzie i ibisy” to echo sztuki Dalekiego Wschodu (jak wielki wpływ miał japonizm na twórczość Olgi, autorka udowodni za chwilę).
W Paryżu Boznańscy spotykają się też z rodziną Eugenii.
Co ważne, Iza ujmuje ciotki „dziecięcym wdziękiem i żywością usposobienia”. Olga zastanawia „bledziutką twarzyczką, spokojem i powagą” (Helena Blumówna).
Non finito
Wszystko na nich jest. Róż, fiolet, seledyny. Błękit kładziony na szarosrebrzystych tłach. Odcienie jedwabiu, atłasu. Haftowane galony. „Złociste lśnienia rozsypanych włosów dziewczęcych, aksamitne czernie tła”. Swobodnie malowane krynoliny. Są amulety na fartuszku Filipa Prospera, chronią go przed chorobą. I dzwoneczek. Żeby było wiadomo, gdzie książę się znajduje.
W Kunsthistorisches Museum w Wiedniu (podróż, „by córki świat większy widziały”) w roku 1881 Olga po raz pierwszy widzi obrazy nadwornego malarza hiszpańskiego Diega Velázqueza. Być może wtedy właśnie postanawia, że „całą duszą będzie żyć malarstwem”.
Velázquez maluje bardzo sugestywnie. Jego Portret