Przygody brygadiera Gerarda. The Adventures of Gerard. Артур Конан Дойл

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przygody brygadiera Gerarda. The Adventures of Gerard - Артур Конан Дойл страница 23

Przygody brygadiera Gerarda. The Adventures of Gerard - Артур Конан Дойл

Скачать книгу

sobą pułkownika Gerarda. A może sam marszałek zaszczyci nas swojemi odwiedzinami? Jak słyszałem, widziałeś pan sam Duplessisa. Cortexa znajdziesz pan tam na dole, przybitego gwoździami do drzewa. Teraz mamy się zastanowić nad tem, jakby najlepiej postąpić z panem.

      Nie była to bardzo wesoła mowa powitalna. Na twarzy tego draba widziałem taki dobroduszny uśmiech, a mówił tak łagodnie, tak cicho, tak uprzejmie.

      Nagle jednak pochylił się naprzód, a w jego oczach wyczytałem surowość i jakąś stanowczość.

      – Pułkowniku Gerard – rzekł – nie mogę panu przyrzec, iż panu daruję życie, gdyż sprzeciwiałoby się to naszym zwyczajom, ale mogę dla pana wynaleźć śmierć przyjemniejszą lub przykrzejszą. Jaką pan sobie życzysz?

      – A co pan chce, abym za to panu uczynił?

      – Jeżeli pan chcesz umrzeć przyjemniejszą śmiercią, żądam od pana, abyś mi pan na wszystkie moje pytania, które do pana wystosuję, dał szczerą, prawdziwą i dokładną odpowiedź.

      Nagle, jak to u dzielnych ludzi bywa, przyszła mi wspaniała myśl do głowy.

      – Chcecie mnie tak czy owak pozbawić życia – rzekłem – a dla was powinno to być zupełnie obojętne, w jaki sposób zejdę z tego świata. Jeżeli panu odpowiem na wasze zapytania, czy pozwolisz pan, abym sobie sam wybrał rodzaj śmierci?

      – Tak jest – odparł – do północy dnia dzisiejszego.

      – Przysięgnij mi pan! – zawołałem.

      – Słowo honoru portugalskiego szlachcica wystarczy.

      – Nie powiem ani słowa, dopóki pan nie przysięgniesz.

      Zaczerwienił się z gniewu, jak indyk i spojrzał na piłę. Po moim stanowczym tonie jednak poznał, że dotrzymam słowa i nie pozwolę sobie w kaszę pluć. Wydobył z pod kaftana krzyż i rzekł:

      – Przysięgam!

      Jakaż radość opanowała mnie po tych słowach! Jaki koniec, jaki sławny koniec dla pierwszego rycerza Francji! Na tę myśl byłbym się śmiał z zachwytu.

      – A teraz pytaj pan! – rzekłem.

      – Przysięgasz mi pan z swej strony, że będziesz mówił prawdę?

      – Czynię to na honor żołnierza!

      Było to, jak widzicie panowie, straszne przyrzeczenie, które dałem; ale co ono znaczyło w porównaniu z korzyścią, którą osiągnę?

      – To ładny i zajmujący handel – rzekł, wyjmuiąc z kieszeni notes. – Może pan będziesz tak łaskaw i zwrócisz się ku obozowi francuskiemu.

      Usłuchałem jego znaku i odwróciwszy się, spojrzałem na obóz pod nami.

      Mimo piętnastu mil oddalenia można było wobec czystego powietrza widzieć i rozpoznać wszystko aż do najdrobniejszych szczegółów.

      Widziałem długie czworoboki naszych namiotów i baraków, linje kawalerji i ciemne plamy, gdzie znajdowało się dziesięć bateryj artylerji. Co za smutna myśl, iż mój wspaniały pułk czekać będzie daremnie i swego pułkownika już więcej nie zobaczy! Z jednym szwadronem tego pułku zniósłbym tych opryszków w mgnieniu oka.

      Oczy mi zaszły łzami, gdy spojrzałem w ten kąt obozu, gdzie znajdowało się ośmiuset ludzi, z których każdy dałby chętnie życie za swego ukochanego pułkownika.

      Smutek jednak ominął mnie, gdy poza namiotami ujrzałem wznoszące się kłęby dymu, oznaczające główną kwaterę pod Torres-Vedras. Tam znajdował się Masséna, a gdy Bóg dozwoli, kosztem mego życia wykonam jego polecenie. Dumą i radością zapłonęło mi serce. Pragnąłbym mieć w tej chwili głos piorunów, aby móc do nich zawołać:

      – Spójrzcie tu na mnie, na Stefana Gerarda, który umrze, aby uratować armję Clausela!

      Coprawda zasmucająca była myśl, iż dokona się tak wspaniałego czynu, a nie znajdzie się nikt, któryby o nim doniósł.

      – No – rzekł przywódca bandytów – widzisz pan obóz i widzisz pan drogę, prowadzącą do Coimbry. Jest zapełniona wozami bagażowemi i ambulansami. Czy oznacza to, że Masséna rozpoczyna odwrót?

      Można było dokładnie widzieć czarne linje wozów i od czasu do czasu błysk bagnetów towarzyszących im żołnierzy. To, co było jasnem dla każdego, potwierdzić, nie było przecież naruszeniem żadnej tajemnicy.

      – Masséna się cofnie – odparłem.

      – Do Coimbry?

      – Tak sądzę.

      – A armja Clausela?

      Wzruszyłem ramionami.

      – Każda ścieżka na południe jest obsadzona, żaden kurjer przez nią się nie przedostanie. Jeżeli Masséna się cofnie, Clausel będzie zgubiony.

      – Musi się sam troszczyć o siebie – rzekłem.

      – Ilu ma ludzi?

      – Około czterdziestu tysięcy mojem zdaniem.

      – Ile kawalerji?

      – Brygadę dywizji Montbruna.

      – Które pułki?

      – Czwarty szaserów, dziewiąty huzarów i pułk kirasjerów.

      – Zgadza się – rzekł, zaglądając do notesu. – Mówisz pan prawdę, ale biada też panu, gdybyś mówił inaczej.

      Potem przeszedł całą armję, dywizja za dywizją i pytał mnie o skład każdej brygady. Nie mam chyba potrzeby mówić wam, panowie, iż pozwoliłbym sobie raczej język wyrwać, niż dawać mu wyjaśnienia tego rodzaju, gdybym nie miał wyższego celu przed oczyma. Niech się dowie o wszystkiem, byłem ja uratował armję Clausela!

      Wreszcie zamknął notes i schował go do kieszeni.

      – Dziękuję panu za te informacje, które jutro otrzyma Wellington – rzekł. – Pan wykonałeś swą czynność przy naszym interesie, teraz kolej na mnie. Jakże pan chcesz umrzeć? Jako żołnierz będziesz pan naturalnie wolał, aby pana rozstrzelano, niektórzy jednak wolą skok z Merodalu jako lżejszą śmierć. Już bardzo poważny zastęp ludzi wybrał sobie taki koniec, ale niestety nie znaleźliśmy się nigdy w położeniu, aby żądać od nich sprawozdania. Potem jest jeszcze piła, ale ta nie jest tak popularna. Moglibyśmy także powiesić pana, ale musielibyśmy się udać w tym celu nadół do lasu, a to połączone jest z niewygodą. Ale przyrzeczenie pozostaje przyrzeczeniem, a pan wydajesz się być doskonałym chłopcem, to też postaramy się o to, aby najzupełniej zadośćuczynić pańskim życzeniom.

      – Powiedziałeś pan – odparłem – iż jeszcze przed północą umrzeć muszę, zaczekam aż do ostatniej chwili przed tym terminem.

      Конец ознакомительного фрагмента.

Скачать книгу