Shadow Raptors. Tom 2. Sygnał. Sławomir Nieściur

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Shadow Raptors. Tom 2. Sygnał - Sławomir Nieściur страница

Shadow Raptors. Tom 2. Sygnał - Sławomir Nieściur Shadow raptors

Скачать книгу

      Copyright © 2019 by Sławomir Nieściur

      All rights reserved

      Copyright © by Drageus Publishing House Sp. z o.o.

      Warszawa 2019

      Projekt okładki: Tomasz Maroński

      Redakcja: Rafał Dębski

      Korekta: Agnieszka Pawlikowska

      Skład i łamanie: Karolina Kaiser

      Opracowanie wersji elektronicznej:

      Książka ani żadna jej część nie może być kopiowana w urządzeniach przetwarzania danych ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

      Utwór niniejszy jest dziełem fikcyjnym i stanowi produkt wyobraźni Autora. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.

      Wydawca:

      Drageus Publishing House Sp. z o.o.

      ul. Kopernika 5/L6

      00-367 Warszawa

      e-mail: [email protected]

      www.drageus.com

      ISBN EPUB: 978-83-66375-09-3

      ISBN MOBI: 978-83-66375-10-9

      1

Krążownik „Rubież”Układ planetarny Epsilon Eridani

      – Komandorze, magazyny amunicyjne są niemal puste, poziom gazu w komorach generatora plazmy spadł do niecałych dwudziestu procent – zadudnił spod hełmu zniekształcony elektronicznie głos działonowego. Większość otaczających stanowisko artyleryjskie ekranów jarzyła się czerwienią, pozostałe były wygaszone. – Aktywować wyrzutnie rakiet?

      – Wstrzymać ostrzał – zdecydował komandor Lupos. – Musimy mieć rezerwę na wypadek niespodzianek. Resztę dokończą fregaty.

      – Przyjąłem. – Oklejone czujnikami sensorów dłonie kanoniera poruszyły się, przez łączące je z panelem sterowania nitki światłowodów przemknęły błękitne iskierki, niosąc zakodowane na poziomie niższym niż subatomowy wydane niewerbalnie polecenia. Jeden po drugim zgasły kolejne monitory.

      Wieżyczki dział plazmowych znieruchomiały, po czym powoli znikły, wciągnięte do wnęk w kadłubie krążownika.

      – Systemy uzbrojenia dezaktywowane.

      – Połączcie mnie z kapitanem Sellige’em.

      Siedzący przy obszernej konsoli radiooperator skinął głową i sięgnął do przełączników.

      – Przekierować na pański terminal?

      – Tak. – Dowódca krążownika nałożył słuchawki, po czym wyregulował kąt nachylenia wyświetlacza. Po chwili na ekranie pojawił się Sellige, siedzący w  fotelu z wysokim oparciem. Dowódca fregaty wyglądał na potwornie zmęczonego. Jego pucułowate, niemal okrągłe oblicze wydłużyło się, zaś policzki obwisły do tego stopnia, że Luposowi ni stąd, ni zowąd przyszło do głowy, iż na fregacie doszło do awarii generatora grawitacji i zamiast typowej dla okrętu rakietowego siły ciążenia, wynoszącej mniej więcej jedną trzecią g, na organizm Sellige’a oddziałuje siła kilkakrotnie większa. Nawet wypielęgnowany, niczym od linijki przystrzyżony wąsik kapitana był dziwnie przekrzywiony, jakby coś ściągnęło jego końce w dół. Wrażenie potęgował wielki krwiak, zdobiący lewy oczodół mężczyzny.

      – Tak, komandorze? – spytał ochryple dowódca skrzydła fregat.

      – Wyprztykaliśmy się z amunicji, kapitanie. – Lupos od razu przeszedł do rzeczy. – Została nam jedynie odrobina mieszanki do dział plazmowych i kilkanaście rakiet krótkiego, niestety, zasięgu. Musimy wycofać się do najbliższego punktu zaopatrzeniowego.

      – Mam przejąć operację?

      – Ktoś musi.

      – Uhm – przytaknął Sellige bez entuzjazmu i zupełnie nieregulaminowo. – Musi…

      – Poradzi pan sobie. Do rozkruszenia pozostała tylko rufowa część Oumuamua, słabo opancerzona i prawie bez systemów obronnych.

      – Prawie robi wielką różnicę, komandorze – odrzekł Sellige.

      – Ależ, kapitanie, chyba nie obawia się pan kilku wyrzutni rakiet?

      – Owszem, obawiam się. Moje fregaty nie posiadają pancerzy reaktywnych ani indywidualnych systemów wczesnego ostrzegania – skrzywił się Sellige. – Zresztą, co ja wygaduję? – zreflektował się. – One w ogóle nie posiadają pancerzy! Proszę spojrzeć, komandorze. – Przestawił wizjer kamery tak, by Lupos mógł dostrzec potężną wyrwę w jednej z bocznych ścian sterowni. Pomieszczenie w promieniu kilku metrów od przestrzeliny ogołocone było dosłownie ze wszystkiego, znikła nawet okładzina podłogowa.

      – Och! – skrzywił się Lupos. – Aż tak oberwaliście?

      – Niestety. – Sellige na powrót skierował kamerę w  swoją stronę. – A wie pan, co to było?

      – Kinetyk?

      – Poniekąd. A konkretniej, kawałek gruzu. Najzwyklejszy odłamek. Śmieć jakiś, nieduży, raptem trzydzieści centymetrów średnicy. O, właśnie ten. – Sellige położył przed sobą bryłę żużlu, smoliście czarną i połyskującą w świetle lamp. – To jest sprawca. Przebił wszystkie warstwy poszycia jak tekturę, zdemolował jeden z przedziałów rakietowych, na szczęście już pusty, i zatrzymał się na obudowie głównej chłodnicy. Gdyby nie ona, przeszedłby przez cały okręt, na wylot… – Zamilkł na chwilę. – A teraz proszę sobie wyobrazić trafienie czymś, dajmy na to, pięć razy większym i odpowiednio szybszym. Pociskiem. Ze wzbogaconym rdzeniem… – Znowu zawiesił głos. Koniuszkiem palca dotknął opuchniętych warg. – Co innego rozbijać rakietami kawał skały, komandorze, a co innego stanąć do regularnej walki z aktywnie broniącym się Oumuamua – zakończył ponuro.

      – Fragmentem Oumuamua – sprecyzował Lupos.

      – Dla moich okrętów to olbrzym. Śmiertelnie niebezpieczny.

      – Bez przesady, kapitanie. Duży, bo duży, ale teraz to już tylko dryfujący w przestrzeni wrak. Kilka salw z odpowiedniego dystansu i po robocie. – Lupos machnął lekceważąco ręką. – Zeskanowaliśmy go chyba na pięćdziesiąt metrów w głąb, znamy lokalizację wszystkich aktywnych stanowisk bojowych. Żeby ułatwić panu zadanie, dowódca mojej eskorty, pułkownik Dressler, podświetli cele, a w razie potrzeby ustawi również znaczniki. Pańskie okręty będą strzelać jak do tarczy.

      Sellige znowu pomacał się po opuchniętych ustach, a potem delikatnie podważył paznokciem pokaźny strup na dolnej wardze. Na podbródek spłynęła mu kropelka krwi.

      – Można spróbować… – wymamrotał, wycierając palce o rękaw uniformu. – Przedyskutuję to z pozostałymi.

      – Kapitanie, nie proszę pana o konsultacje! – Lupos wyprostował się i spojrzał surowo w obiektyw kamery. – Wydaję rozkaz i oczekuję wykonania!

      – Dobrze,

Скачать книгу