Shadow Raptors. Tom 2. Sygnał. Sławomir Nieściur
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Shadow Raptors. Tom 2. Sygnał - Sławomir Nieściur страница 13
– Nie widzę niczego, co chociaż z grubsza przypominałoby miotacz lub wyrzutnię – padła odpowiedź. – To dość przestarzała konstrukcja, panie admirale. Niewykluczone, że została zaadaptowana na stację wartowniczą z jakiejś wycofanej z użytkowania placówki badawczej, pamiętającej jeszcze początki kolonizacji tego rejonu.
– Jesteście w stanie ustalić, ile osób tam przebywa?
– Niestety nie. Gdybyśmy byli nieco bliżej, można by prześwietlić moduł konwencjonalnie, skoncentrowaną wiązką elektromagnetyczną. Właściwie można to zrobić nawet teraz, ale nie uzyskamy czytelnych odbić, a efekt będzie taki, że wysmażymy im elektronikę. Niemniej, sądząc po kubaturze modułu mieszkalnego i rozmiarach modułów technicznych, na stałe przebywa tam maksymalnie dwie, a być może trzy osoby. Nie więcej.
– Zaraz, zaraz… – Krawczenko odwrócił się powoli w stronę rozmówcy. – Powiedział pan, że możemy im wysmażyć elektronikę?
Szef sekcji skinął głową.
– Oczywiście. Tak jak wspomniałem, stacja jest mocno przestarzała, słabo ekranowana, nie posiada także osłon elektromagnetycznych. W tej odległości od gwiazdy wiatr słoneczny przestaje być groźny, a przed promieniowaniem kosmicznym chroni ich z jednej strony Fałda, z drugiej zaś Jowisz i jego pole magnetyczne. – Wskazał na okno przedniego wizjera, gdzie widać było fragment tarczy gazowego olbrzyma.
– Doskonale… – Twarz Krawczenki rozjaśniła się w drapieżnym uśmiechu. – Doskonale… – powtórzył.
Wrócił na swój fotel i włączył interkom.
– Komandorze, proszę się stawić na mostku – powiedział do mikrofonu, po czym obejrzał się w kierunku sąsiedniego pulpitu. – Połączcie mnie z kapitanem Karpinskim – rozkazał łącznościowcom, sięgając po słuchawki.
Kilka chwil później na wyświetlaczu konsoli pojawiło się wąsate oblicze dowódcy trawlera naprawczego. W tle widać było obszerny magazyn zastawiony wielkogabarytowym sprzętem, pośród którego przemieszczały się wózki transportowe.
– Słucham, admirale?
– Jak długo potrwa naprawa emiterów?
Karpinski obejrzał się przez ramię, a następnie sprawdził coś na przenośnym terminalu.
– Te najbardziej uszkodzone po prostu wymieniliśmy na nowe – odrzekł. – Doprowadzenie do używalności tych, które da się naprawić, potrwa jeszcze kilka godzin.
– Rozumiem, że tych wymienionych można już używać?
– Jak najbardziej, panie admirale. Ostrzegam jednak, że kończy nam się rezerwa części, nie posiadamy też żadnych zamienników. Kolejna taka akcja i większość floty zostanie bez osłon.
– Będę to miał na uwadze, kapitanie.
– Jeszcze jedna rzecz… – Karpinski zawahał się na moment, po czym znowu zerknął na ekranik.
– Tak?
– Mamy problem z transportem podzespołów na inne okręty. Zgrupowanie porusza się zbyt szybko, transportowce ledwie doganiają jednostki docelowe. Straciliśmy już dwa pojazdy wraz z ładunkiem, na szczęście bezzałogowe.
– Jak to?
– Zostały z tyłu, panie admirale. Przy aktualnej prędkości w żaden sposób nie dadzą rady dogonić zgrupowania przed osiągnięciem Fałdy.
Tym razem zamyślił się Krawczenko.
– Spowolnienie formacji nie wchodzi w grę… – powiedział po chwili zastanowienia. – Jak duże są te jednostki?
– Zwykłe wahadłowce, admirale, tyle że z nieco większymi niż standardowe przedziałami ładunkowymi. Trzydziestometrowe.
– Czyli zmieściłyby się w hangarach krążownika?
Twarz Karpinskiego, dotychczas zasępiona, rozjaśniła się nagle w uśmiechu.
– Oczywiście, że tak, panie admirale. Chce je pan podjąć na swój okręt? – zapytał z nadzieją w głosie.
– Niewykluczone – potwierdził Krawczenko. – Poza „Ukulele” tylko „Pandemonium” nie posiada ograniczników mocy i w razie czego da radę dogonić zgrupowanie.
– No właśnie! – ucieszył się kapitan. – Zaraz nakażę operatorom wgrać tym jednostkom stosowne protokoły dokowania oraz wprowadzić korekty kursu.
– Nie tak szybko, kapitanie – zastopował go admirał. – Muszę to najpierw skonsultować z sekcją napędu i nawigatorami. Pan tymczasem niech się skupi na emiterach.
– Tak jest, panie admirale! – potwierdził z entuzjazmem Karpinski.
– Resztę informacji otrzyma pan drogą elektroniczną – dodał Krawczenko, po czym wyłączył mikrofon i ściągnął słuchawki. – Wkrótce sobie z tobą zatańczę, suko – wyszeptał, spoglądając spod zmarszczonych brwi na wciąż wyświetlający się na głównym ekranie schemat stacji wartowniczej, na pokładzie której przebywał konstabl McReady.
5
– Pułkownik Dressler do eskadry.
Ponieważ torpedowiec nie został jeszcze wciągnięty do oficjalnej ewidencji okrętów floty, a został mu nadany jedynie tymczasowy numer na potrzeby komunikacji z systemami krążownika „Rubież”, wywołując fregaty, Ian zmuszony był posługiwać się swoim nazwiskiem i stopniem wojskowym, zamiast zwyczajowo nazwą i symbolem jednostki, którą aktualnie dowodził.
– Jestem na pozycji, możecie rozpoczynać operację.
Zgodnie z ustaleniami, które wcześniej poczynił z kapitanem Sellige’em, fregaty miały otworzyć ogień do skuńskiego wraku zaraz po zajęciu przez torpedowiec pozycji umożliwiającej wykrycie i unieszkodliwienie potencjalnego zagrożenia, jakie mogły stanowić wciąż aktywne stanowiska bojowe przeciwnika.
– Przyjąłem – zabrzmiał z głośniczka interkomu nieco ochrypły głos dowódcy fregat. – Podchodzimy do wraku. Rakiety bliskiego zasięgu uzbrojone. Proszę podświetlić cele, pułkowniku.
– Wysyłam sondy. – Ian uruchomił system namierzania. Jednocześnie podniósł osłony przedniego wizjera.
Wrak Oumuamua z tej odległości wyglądał jak błyszczący okruch szkła zawieszony w nieskończenie czarnej pustce kosmosu. Gdyby nie punkt odniesienia w postaci brunatno-szarej tarczy księżyca Sigil, trudno byłoby się domyślić, że wrak w dalszym ciągu mknie z prędkością niemal dwudziestu tysięcy kilometrów na sekundę.
Z zamocowanych do torpedowca wyrzutni wystrzeliły miniaturowe