Gwiazdy Oriona. Aleksander Sowa

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gwiazdy Oriona - Aleksander Sowa страница 16

Gwiazdy Oriona - Aleksander Sowa

Скачать книгу

ci powie.

      – A mniej więcej?

      – Od października 1989 do dzisiaj – Drożdżak westchnął – na Śląsku doszło do czterech bardzo podobnych zabójstw.

      – To zadanie nie było ćwiczeniem? Zabójca naprawdę istnieje?

      – Istnieje, kurwa jego mać! – Drożdżak trzasnął dłonią w stół. – Jak cholera. A do tego mieliśmy pecha.

      Emil uniósł brwi. Spojrzenia mężczyzn się spotkały. Emil dostrzegł w pustym wzroku inspektora zmęczenie i rezygnację.

      – Ostatnia ofiara to bratanica premiera. – Drożdżak się skrzywił.

      – Bieleckiego?

      – Tak, kurwa, Jana Krzysztofa zresztą – odparł cierpko inspektor. – By to chuj jasny strzelił! Więc rozumiesz, po co to wszystko? – dodał, zapalając papierosa.

      – Aż za dobrze.

      – Cieszy mnie to. Zdajesz sobie sprawę, że jest parcie?

      – Tak duże, że zaangażowaliście nawet słuchaczy szkół policyjnych?

      – To nie jest śmieszne. – Drożdżak wskazał na Emila żarzącą się końcówką papierosa. – Pracuję dwadzieścia siedem lat, ale nie myślałem, że dożyję czegoś takiego.

      Emil nie odpowiedział.

      – Nie radzimy sobie. Jeszcze niedawno był spokój. Minęły dwa lata i strzały na ulicach to norma. I to do nas! Do tego rozboje, pobicia, prostytucja, mafie narkotykowe i złodziei samochodów. I jeszcze stadionowi bandyci. Mamy totalne bezprawie. Jak w westernach o Dzikim Zachodzie, tylko Indian zastępują bracia z Sowieckiego Sojuza. W niektórych miastach są dzielnice, do których lepiej się nie zapuszczać. Przez Polskę płyną tony heroiny i innego gówna na Zachód, z Zachodu kradzione fury. Od Ruskich nie tylko trefne fajki i wódę można kupić, ale nawet kałacha.

      – A co ja mam z tym wspólnego?

      – Człowiek Szafranka wpadł na pomysł ćwiczenia dla słuchaczy szkół policyjnych, a CSP Legionowo nam pomogło. – Inspektor znowu westchnął głęboko. – Pomyśleliśmy, że to nie zaszkodzi, a może pomoże. I twoja praca zwróciła naszą uwagę.

      – Czym?

      – Pomiędzy trzecią a czwartą ofiarą nawiązaliśmy współpracę z Sekcją Behawioralną FBI z Quantico. Amerykanie określili model hipotetyczny zawierający sześćdziesiąt trzy cechy, które posiada morderca.

      Emil pokiwał głową.

      – Ty w swojej pracy z Legionowa wskazałeś czterdzieści cztery. Wszystkie pokrywają się z tym, co wypluł z siebie Psycho-Pass.

      Emil uniósł brwi.

      – Najnowocześniejszy na świecie komputer analizujący dane psychologiczne wykorzystywane w kryminologii, za grube miliony dolarów – wyjaśnił Drożdżak. – Dlatego uznaliśmy, że się przydasz.

      W gabinecie słychać było tylko tykanie zegara.

      – Sprawdziliśmy cię. Masz dwadzieścia pięć lat. Jesteś magistrem psychologii klinicznej. Studiowałeś psychiatrię i prawo. Arkusze szkoleń wskazują ponadprzeciętne wyniki testów sprawnościowych. Według wykładowców byłeś najlepszy z prawa i kryminalistyki. Na egzaminie strzeleckim uzyskałeś maksymalną liczbę punktów.

      – To przypadek.

      – Przestań pierdolić! – uciął inspektor. – Nikt nie strzela sześć razy z rzędu w dziesiątkę z P-64 z dwudziestu pięciu metrów przez przypadek.

      – Tak jest.

      – Przypuszczam, że jesteś kompletnie zielony, jeśli chodzi o robotę. Zapewne nie znasz się na papierach, bo gdzie miałeś się tego jako zomol nauczyć? To zrozumiałe. – Drożdżak pokiwał głową. – Nie szkodzi. Nie będziesz robił oględzin i pisał protokołów. Wystarczy, że umiesz notatkę napisać. Pająk jest niebezpieczny i zabił nieodpowiednią dziewczynę. Sprawa przeciekła do mediów i dłużej nie możemy udawać, że nic się nie stało.

      Policjant zamilkł i zgniótł niedopałek. Emil dostrzegł na popielniczce napis Na pamiątkę trzydziestolecia Polski Ludowej.

      – Medialni powiedzą, że jesteśmy bezsilni jak czterolatek we mgle. A to nas stawia w bardzo złym świetle – mruknął Drożdżak, wyjmując butelkę żytniej z barku. – Chyba rozumiesz?

      – Proszę się nie obrazić, ale...

      – Ale co?

      – Broń mam.

      – No i co z tego?

      – No, alkohol i broń – tłumaczył Emil. – Kłopotów możemy sobie narobić.

      – A co, odpierdala po gorzale?

      – No nie, ale...

      – To o co chodzi? Nie chcesz?

      – Nie, ale nie wolno. Postępowanie...

      – Przestań pierdolić – uciął komendant, napełniając kieliszek. – Niejeden twój tak zwany kolega z plutonu, ogniwa czy czego tam jeszcze zabiłby matkę za to, żeby móc się ze mną napić. W tej robocie nie da się nie pić. Jeśli chcesz cokolwiek osiągnąć w mi... w policji – poprawił się – musisz pić.

      – Tak jest.

      – Wciąż nie mogę się przyzwyczaić! A postępowania się nie bój. Po pierwsze, żaden chuj ci nic bez mojej zgody nie zrobi. Będziesz podlegał mnie, a nie debilom bez szkół z Piaseczna. Po drugie, sprawę nadzoruje minister sprawiedliwości. Nie jakiś frajer z Białegostoku albo Łomży, ale człowiek z Warszawy. Z Chrzanowskim rozmawialiśmy, jest zielone światło. Można cię wszędzie delegować. I twoja zgoda nie jest potrzebna. Tyle że z niewolnika nie będzie dobrego pracownika, rozumiesz?

      – Oczywiście.

      – To pij. Najlepiej z kimś odpowiednim. – Uniósł kieliszek. – Na zdrowie.

      Szybko poczuli, jak ciepła wódka rozgrzewa im żołądki. Drożdżak wytarł usta wierzchem dłoni i skinął na Emila. Ten uważnie napełnił kieliszki, z zachowaniem policyjnej fali – najpierw inspektorowi, a potem sobie.

      – Jak go złapiecie, nikt wam tego nie zapomni. Ręczę ci za to pagonem. Przyłóż się do zadania, a nie będziesz chodził z pałą. Po sprawie dostaniesz awans. I nigdy nawet sierżantem nie będziesz. Tylko go złapcie, kurwa.

      – Oczywiście.

      – No to za policję. – Komendant stuknął w kieliszek szeregowego i wypił. – Premier naciska ministra, minister naciska komendanta głównego, a zero-jeden mnie. Wiadomo, gówno zawsze leci z góry. Jakiś szajbus morduje kobiety, a my nic nie mamy. Źle to wygląda. Policja chce zerwać z tradycją milicji, ma teraz służyć obywatelom,

Скачать книгу