Gwiazdy Oriona. Aleksander Sowa
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Gwiazdy Oriona - Aleksander Sowa страница 18
– Kurwa mać! Zabrakło.
– Było blisko.
– Spierdalaj! Pocieszenia nie potrzebuję. Rzucaj.
– Nie o tym mówię, gnoju! – Wróblik wskazał zapałkę. – Nie chce się palić.
Emil usiadł za jego plecami. Kostki znów potoczyły się po ceracie.
– Poker...? Kurwa! A miałem taką nadzieję – westchnął z żalem Wróblik. – Szlag by to trafił.
– Przykro nam, że ujebałeś. Po raz kolejny. Nic nowego. Dziękujemy.
– Spierdalaj. Zobaczymy, co ty pokażesz, frajerze.
– A pewnie, pewnie – odparł Fiedia. – Patrz i się ucz, wiecznie żył nie będę.
– Jeden, dwa i sześć.
– Jeden, dwa i sześć – powtórzył Fiedia z kostkami w dłoni. – Już możesz pisać. – Wskazał długopis przy kartce z wynikami.
Fiedia został dowódcą drużyny za milicji. Transformacja niczego nie zmieniła, ale wyznaczyła kres jego kariery. W policji mogli ją robić tylko oficerowie ze znajomościami i szeregowcy bez przeszłości. Mimo czterdziestki pozostawał bez tłuszczu, choćby nie wiadomo jak się obżerał i ile wypijał piwa. Miał twarz starszą, niż wskazywałaby na to data urodzenia, i poważną, z wyjątkiem chwil, kiedy grał lub pił. Przy każdym rzucie kostkami odnosiło się wrażenie, że zapomina o wszystkim, co go otacza.
– Nie liczy się – powiedział Wróblik.
– Co takiego?
– Gówno! Nie liczy się. Powtórz – ciągnął spokojnie Wróblik.
– Co się nie liczy?
– Nie liczy się, bo ją położyłeś, cwelu. Powtórz.
– O skurwysyny! Żal wam dupę ściska z mojej karety, ale dobrze – odpowiedział Fiedia. – Niech będzie moja strata, ale ostrzegam, będziecie mieć ludzką krzywdę na parszywych i czarnych sumieniach.
– Nie ludzką, ale twoją. Ty nie jesteś człowiekiem.
– A kim?
– Nikim. Jesteś nikim.
– Sam jesteś nikim. Zaraz zresztą zobaczysz.
– To rzucaj – zachęcił Wróblik. – Zobaczymy.
– Moją krzywdę.
– Nie ma tak hop-siup – dodał Czereśniak. – Wiesz, oliwa sprawiedliwa.
– Skończcie pierdolić! – Fiedia dmuchnął w ręce. – Będą dwie pary.
Powtórzył rzut, wcześniej z namaszczeniem mieszając kości. Wypadły dwie jedynki, czwórka i szóstka.
– Wiedziałem, mówiłem – mruknął Czereśniak.
– Co mówiłeś?
– Cisza, kurwa! – Wróblik uciął sprzeczkę. – Gramy.
Kości znów potoczyły się po stoliku.
– Zabrakło – powtórzył cichutko Fiedia.
– Musisz poczekać – powiedział do niego Wróblik – to ci pokażę.
– Uhm. Cipkę, jak sikasz, kucając.
Nawet Emila rozbawiła taka riposta. Tyle że właśnie tym zwrócił uwagę Fiedii.
– A ty, kocie zajebany, co się cieszysz? Czego tu szukasz?
– Co? Kot tutaj? – oburzył się Czereśniak. – Jak do tego doszło?
– Normalnie. Wszedł sobie.
– I drzwi zamknął – dodał Wróblik. – Ostrożnie, żeby ogona nie przyciąć.
– To wydarzenie nadzwyczajne. Dyżurnemu trzeba zgłosić! – Czereśniak chwycił się za skronie. – Młodzieżowiec wchodzi do szatni kadry bez pozwolenia. Skandal!
– No i chuj. Graj – ponaglał Wróblik.
– Nie no i chuj! To trzeba wyjaśnić. Postępowanie wszcząć. Co to, kurwa, za wchodzenie do szatni kadry bez pozwolenia? – Czereśniak zmarszczył brwi.
– Pukałem.
– Ciekawe kogo.
– Zamknij się, Wróblik! – uciszył kolegę Czereśniak. – Młodego pytam, nie ciebie. Pukałeś? Ciekawe, że nikt tego nie słyszał.
– Pewnie pukałem za cicho – odparł Emil, stawiając flaszkę żytniej na stole.
Marek Grechuta zanucił w radiu pierwsze słowa piosenki Dni, których nie znamy. Fiedia kiwnął głową na Wróblika. Czereśniak otworzył usta jak dziecko.
– Przyszedłem po radę – powiedział Emil. – Jeśli można.
Czereśniak odchylił się na oparciu krzesła, wysunął dolną wargę i przetarł dłonią łysinę. Wróblik wstał i podszedł do szafki. Sekundę później postawił na stole trzy kieliszki. Potem, patrząc w oczy Czereśniaka, w milczeniu dostawił czwarty.
– Zuch chłopak. – Fiedia przerwał milczenie. – Ja słyszałem, jak pukał. I to wyraźnie. W drzwi pukał. I to ja go tutaj wpuściłem.
– No, może tak było. – Czereśniak podrapał się za uchem. – Od strzelania coraz gorzej z moimi uszami. Waryńskiego masz?
Emil z uśmiechem położył na stole stuzłotowy banknot.
– Zajebiście! – Wróblik potarł dłonie. – No to gramy.
Nim opróżnili litrową butelkę, Emil przegrał wszystkie partie, jednak przy ostatnim rozlaniu wygrał, wzbudzając podziw. Następnie wyjął z plecaka pół litra, czym wywołał aplauz.
– Co tutaj robisz? – zapytał wreszcie Fiedia. – Dlaczego zostałeś gliną?
– Chcę robić coś pożytecznego.
– Naprawdę w to wierzysz?
– Tak.
– Bo jesteś idiotą – stwierdził Wróblik. – Teraz patrzcie, wyrzucę małego pokerka.
– Małego to masz chujka – sapnął Czereśniak.
– Przecież narażamy się, poświęcamy rodziny, zdrowie, a czasem życie za naród – bronił się Emil. – Nie mam racji?