Gwiazdy Oriona. Aleksander Sowa

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gwiazdy Oriona - Aleksander Sowa страница 21

Gwiazdy Oriona - Aleksander Sowa

Скачать книгу

jednak mi się znudziły, kiedy zabiłem żabę. Od tamtej pory zmieniło się wszystko. Żaby miały krew, kości, mięśnie, wnętrzności, potrafiłem też sprawić, że wydawały z siebie odgłosy. To odkrycie dało mi nowe możliwości eksperymentowania. Płazy są trudniejsze do schwytania, co przypisałem im na plus. Oczy żab można było przekłuwać szpilką, wydłubywać, kości łamać i wyrywać, a płaza pozbawiać wnętrzności. Żabie łapki nadawały się nawet do przybijania do drzew pinezkami. Szczególną satysfakcję sprawiało mi wetknięcie źdźbła trawy w odbyt stworzonka, a potem nadmuchanie go. Po żabach przyjrzałem się kotom. Udało mi się znaleźć jednego potrąconego przez samochód. Zaniosłem go do pracowni i tam zbadałem, co ma w środku. Zwierzę już dawno nie żyło, ale zaspokoiło moją ciekawość. Pojąłem, że rozcięcie skóry i wybebeszenie zwierzaka nie jest sprawą prostą i wymaga narzędzi. Zaopatrzyłem się w ostry nóż i siekierkę, a potem zabiłem pierwszego. Był młody, ufny, przyjacielski i głupi, a w krytycznej chwili mnie podrapał. Zrozumiałem, że ofiary się bronią i trzeba się przygotować do odbierania im życia. Tamtego dnia poczułem też, że mam przewagę nad otoczeniem. Potem zabiłem następne. Nie chciałem zabijać psów, uwielbiam te zwierzęta, ale tego jednego musiałem. Zrobiłem to, by zemścić się za tamto popołudnie, kiedy wyszedłem wyśmiany ze szkolnego boiska. Zabicie jej psa było proste, choć po wszystkim płakałem. Nie był duży, a uderzony z zaskoczenia kamieniem jedynie zaskomlił. Ogłuszony nie bronił się, więc uduszenie go drutem nie sprawiło mi trudności. Było mi go bardziej żal niż jakiegokolwiek człowieka, poza ojcem, ale zmusiła mnie do tego. Tak naprawdę to ona go zabiła, nie ja. Nigdy go nie znalazła, co dziś uważam za błąd. Powinienem go zostawić przed jej domem, niechby wiedziała, że umarł przez nią. Powinna czuć ból wyraźnie, nie łudząc się, że jej Ciapek się zawieruszył albo trafił do dobrych ludzi. Bałem się jednak, że narażę się na podejrzenia, a tego nie chciałem. Wolałem zachować ostrożność, to zapewniało mi bezpieczeństwo. Nigdy więcej żadnemu psu nie zrobiłem krzywdy.

      26

      Katowice przywitały go od lat nieremontowanym dworcem. Budynek uderzył go smrodem, brudem, wałęsającymi się bezdomnymi i narkomanami. Emil wyszedł kładką nad peronami dla autobusów w kierunku ulicy. Wilgotne powietrze deszczowego poranka pachniało spalonymi okładzinami hamulcowymi.

      – O! Ptok idzie! – usłyszał zza pleców. – Hola, hola, kolego!

      I wtedy to poczuł. Przeszywający zimny sztylet wędrujący od brzucha po czaszkę. Wiedział, że za chwilę coś się wydarzy. Przypominało to lekcje matematyki. Nauczyciel milkł pochylony nad dziennikiem, a klasa pogrążała się w ciszy. Emil chwilę później słyszał swoje nazwisko.

      – Ej, miglanc! Kaj się tak gibiesz? Pewnie z Warszawki, co?

      – A o co chodzi?

      – A żeby ci w paplok ciulnąć! Co się lampisz, ciulu jeden?

      – Za Legią jesteś czy giekaesem? – dodał drugi.

      – Nie interesuję się piłką.

      – Patrzejcie – powiedział pierwszy. – Boroczek nikomu nie kibicuje. Ciula.

      Emil zrozumiał, że nie uniknie kłopotów. Świadomość, że ma broń, legitymację i tajne dokumenty, nie pomagała. Postanowił, że da napastnikom szansę.

      – Panowie – zaczął. – Posłuchajcie...

      – Nie panuj nam – uciął najbardziej aktywny. – Po kiego żeś tukej przyjechoł?

      – Dajcie mi spokój.

      – Pokój to my ci damy, jak bajemy chcieli – odparł agresor przy akompaniamencie śmiechów i znienacka wyprowadził cios, który trafił Emila.

      Zaskoczony policjant zachwiał się i odskoczył, osłaniając się od następnego razu. Pięść minęła go o centymetry. Odrzucił teczkę i celna sekwencja: lewy prosty, prawy prosty, lewy sierpowy powaliła na ziemię dresiarza.

      – Ożeż kurwa! Ty skurwysynu!

      – Uważaj, młody! – usłyszał Emil jakiegoś bezdomnego. – Ma nóż!

      Kiedy błysnęło ostrze drugiego kibola, Emil przypomniał sobie słowa instruktora z Legionowa. Jest tylko jedna skuteczna metoda obrony przed nożem. Tymczasem trzeci kibol podniósł torbę Emila, a ten z nożem zmniejszył dystans. Emil się nie zawahał.

      – Stój, policja! – ryknął, odbezpieczając broń. – Stój, bo strzelam! Na ziemię! – dodał, przeładowując.

      Kibic posłusznie wykonał polecenie Emila. Po jego koleżkach nie było śladu. Emil spojrzał na bezdomnego. Kloszard przyłożył dłoń do czoła, jakby oddawał honor.

      – Niech pan mi nic nie robi – skamlał napastnik. – Skąd miałem mieć anong, że pan jest z policji?

      Kiedy Emil zakładał bandycie kajdanki, od ronda na placu Wolności dobiegł go odgłos syreny. Minutę później nadjechał nieoznakowany polonez z kogutem na dachu. Zaraz po wywiadowcach z poloneza dotarła niebieska nyska. Wysypało się z niej kilka rosłych postaci w mundurach moro, z długimi białymi pałkami. Bezdomnego już nie było.

      27

      Szafranek stał w towarzystwie tęgiego mężczyzny, którego przewyższał o głowę. Czekali na podchodzący do lądowania policyjny śmigłowiec.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAAAAAQABAAD//gBBSlBFRyBFbmNvZGVyIENvcHlyaWdodCAxOTk4LCBKYW1l cyBSLiBXZWVrcyBhbmQgQmlvRWxlY3Ryb01lY2gu/9sAhAACAQEBAQECAQEBAgICAgIEAwICAgIF BAQDBAYFBgYGBQYGBgcJCAYHCQcGBggLCAkKCgoKCgYICwwLCgwJCgoKAQICAgICAgUDAwUKBwYH CgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgr/wAARCAMg AiMDASIAAhEBAxEB/8QBogAAAQUBAQEBAQEAAAAAAAAAAAECAwQFBgcICQoLEAACAQMDAgQDBQUE BAAAAX0BAgMABBEFEiExQQYTUWEHInEUMoGRoQgjQrHBFVLR8CQzYnKCCQoWFxgZGiUmJygpKjQ1 Njc4OTpDREVGR0hJSlNUVVZXWFlaY2RlZmdoaWpzdHV2d3h5eoOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOk paanqKmqsrO0tba3uLm6wsPExcbHyMnK0tPU1dbX2Nna4eLj5OXm5+jp6vHy8/T19vf4+foBAAMB AQEBAQEBAQEAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKCxEAAgECBAQDBAcFBAQAAQJ3AAECAxEEBSExBhJBUQdh cRMiMoEIFEKRobHBCSMzUvAVYnLRChYkNOEl8RcYGRomJygpKjU2Nzg5OkNERUZHSElKU1RVVldY WVpjZGVmZ2hpanN0dXZ3eHl6goOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOkpaanqKmqsrO0tb

Скачать книгу