Wieczny odpoczynek. Aleksandra Marinina

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wieczny odpoczynek - Aleksandra Marinina страница 6

Wieczny odpoczynek - Aleksandra Marinina Anastazja Kamieńska

Скачать книгу

zeznania złożone do protokołu przed dziesięciu laty w sprawie zabójstwa małżonków Niemczinowów wprawiły ją w lekkie zdziwienie. W dodatku nie była pewna, czy miało ono jakiekolwiek podstawy. Może świadek wyrażał się inaczej, a śledczy, sporządzając protokół, sformułował jego wypowiedź w określony sposób. Niewarta skórka wyprawki. Tracić pół dnia na drogę tam i z powrotem, żeby zadać głupie pytanie i nie otrzymać ciekawej odpowiedzi… Nastia pocieszała się tylko słabą nadzieją, że pytanie nie okaże się jednak głupie.

      Świadek, któremu zamierzała je zadać, miał akurat urlop i przebywał w domu wypoczynkowym pod Moskwą. Spotkanie zostało wyznaczone na pierwszą, ale ponieważ Nastia nigdy przedtem tam nie była, nie udało jej się wyliczyć co do minuty czasu przejazdu i znalazła się na miejscu o wiele wcześniej, kwadrans po dwunastej. Najgorsze przewidywania, które zazwyczaj się spełniają, tym razem też się sprawdziły i drzwi pokoju, którego numer miała zapisany na kartce, okazały się zamknięte. Usiadła więc w holu na pierwszym piętrze, czekając na pojawienie się mężczyzny, i otworzyła książkę, którą ze sobą zabrała, żeby zabić czas w pociągu podmiejskim. Książka była nudna, humor autora wydawał się naciągany, mimo to Nastia sumiennie wodziła wzrokiem po linijkach tekstu, bo już dawno doszła do wniosku, że skoro książka się sprzedaje, musieli się znaleźć czytelnicy, którzy dostrzegli w niej coś ciekawego i pociągającego. Dlaczego ona nie miałaby spróbować tego odszukać?

      Gdy za kwadrans pierwsza w holu pojawił się mężczyzna w dresie i z nartami w rękach, Nastia nie miała żadnych wątpliwości, że to właśnie on, Aleksander Władimirowicz Biełkin. Nigdy nie widziała go ani na żywo, ani na zdjęciach, umówiła się na spotkanie przez telefon, jednakże głos i sposób wysławiania się pozwolił jej stworzyć obraz rozmówcy: silny, wysportowany, poruszający się sprężystym krokiem. W protokole przesłuchania sprzed dziesięciu lat znalazła się informacja, że Biełkow jest pilotem wojskowym. Ciekawe, czym teraz się zajmuje? Skoro się nie roztył i nie zdziadział, chyba nie zajął się prywacizną.

      – Przepraszam, czy pan Aleksander Władimirowicz? – zawołała półgłosem.

      Mężczyzna odwrócił się ku niej i zerknął na zegarek. Jego surowa twarz o twardych, grubych rysach, pokryta kropelkami potu, wyrażała niezadowolenie.

      – Anastazja Pawłowna? Do umówionej godziny brakuje jeszcze kwadrans.

      – Przepraszam, źle obliczyłam czas i przyjechałam nieco wcześniej.

      – A ja sobie obliczyłem, że przed pani przybyciem zdążę wziąć prysznic po biegu narciarskim.

      – Oczywiście – powiedziała pośpiesznie. – Mam tutaj poczekać?

      Biełkin się rozchmurzył, mocno zarysowane wargi drgnęły w uśmiechu.

      – Chodźmy do mojego pokoju.

      Nawet nie zaczekał na jej odpowiedź, odwrócił się i szybko ruszył długim korytarzem w stronę swoich drzwi. Nastia wsunęła książkę do torby i poszła za nim.

      Biełkin zajmował dwupokojowy apartament. Jeden pokój pełnił funkcję salonu (wyściełane meble, telewizor), drugi był najwyraźniej sypialnią. Mężczyzna zostawił Nastię w salonie i zniknął w łazience. Pojawił się z powrotem równo o pierwszej, tym razem w dżinsach i cienkim wełnianym swetrze. Miał starannie uczesane włosy, które nie zdążyły jeszcze wyschnąć po kąpieli.

      – Słucham panią uważnie – powiedział, siadając w fotelu naprzeciwko.

      – Aleksandrze Władimirowiczu, moje pytanie może się panu wydać dziwne, bo dotyczy bardzo odległych wydarzeń. Mam na myśli zabójstwo pańskich sąsiadów, Niemczinowów, na letnisku.

      – Tak. I co?

      – Może pan sobie przypomnieć i opowiedzieć, co się tam stało?

      – Chwileczkę. – Na twarzy Biełkina znowu odmalowało się niezadowolenie, tym razem pomieszane z niepokojem. – Przecież powiedziała pani, że pracuje w MWD. Zgadza się?

      – Owszem. Mogę pokazać legitymację.

      – Poproszę – powiedział dobitnie, wyciągając rękę.

      Uważnie przestudiował dokument i przyjrzawszy się zdjęciu, go zwrócił.

      – Nie rozumiem sensu pani pytań. Skoro pracuje pani w MWD, musi mieć dostęp do akt sprawy karnej. Wszystko jest tam napisane. Co nowego chce pani ode mnie usłyszeć?

      – W aktach jest informacja, że to właśnie pan wezwał wtedy milicję.

      – Owszem, wezwałem.

      – Dlaczego?

      – Dlatego że usłyszałem strzały, a chwilę później zobaczyłem, że z okien sąsiedniego domu wydobywa się dym. Połączyłem jedno z drugim i uznałem, że to powód, by wezwać milicję. Dziwi to panią?

      – Ależ nie… – Nastia się uśmiechnęła. – Chciałam zapytać, dlaczego nie wezwał pan milicji do razu po usłyszeniu strzałów. Dlaczego czekał pan, aż wybuchnie pożar?

      – Bo w strzałach nie było niczego szczególnego. Na naszym osiedlu można je usłyszeć co najmniej trzy razy w ciągu godziny. Każdy ma broń myśliwską, niedaleko jest duża polana, na której urządzono coś w rodzaju strzelnicy, można tam potrenować, wypróbować sztucer. Poza tym w pobliżu znajduje się las, a wtedy akurat był środek sezonu. Strzały to nie powód. Ale strzały w połączeniu z pożarem to zupełnie co innego. Odpowiedziałem na pani pytanie?

      Tak, tyle że to nie było pytanie, które najbardziej interesowało Nastię. Nie wypada jednak od razu przechodzić do rzeczy, najpierw trzeba przygotować grunt.

      – Czy milicja szybko się zjawiła?

      – Dość szybko. – Biełkin kiwnął głową. – Po jakichś pięciu minutach. Odległości nie są tam duże.

      – Co pan powiedział milicjantom, gdy przyjechali?

      – Że sąsiadów odwiedził jakiś mężczyzna. Zapytali, jak wyglądał, więc go opisałem.

      – Co było potem?

      – Po jakimś czasie poproszono mnie, żebym przyjechał do komisariatu, przyjrzał się pięciu mężczyznom i powiedział, czy jest wśród nich ten, którego widziałem u sąsiadów. Rozpoznałem go.

      – To wszystko?

      – Owszem.

      No cóż, chyba tak właśnie było. W protokole okazania napisano: „Świadek A.W. Biełkin wskazał zatrzymanego W.P. Niemczinowa, twierdząc, że widział go u sąsiadów niedługo przed tragedią”. To niezrozumiałe. Zupełnie niezrozumiałe.

      – Aleksandrze Władimirowiczu, od ilu lat ma pan domek letniskowy?

      – Od osiemdziesiątego drugiego roku.

      – Sam go pan postawił?

      – Nie,

Скачать книгу