Potentat. Katy Evans
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Potentat - Katy Evans страница 3
Mruży oczy, kiedy oblizuję usta; następnie odwraca wzrok, wygląda przez okno i z westchnieniem przesuwa ręką po twarzy. Potrząsa głową i przeklina pod nosem, uśmiechając się sardonicznie.
Zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie wyobraziłam sobie tego seksualnego napięcia między nami, ale on jeszcze wyżej podnosi kąciki ust, po czym odzywa się znaczącym tonem:
– Przysuń się.
Lekko się wzdrygam i parskam cichym śmiechem:
– Zwykle to działa? – pytam szeptem.
– Nie wiem. Działa? – Obrzuca mnie powłóczystym spojrzeniem, a w jego czarnych jak atrament oczach zapalają się psotne chochliki.
Wzdycha, pociąga za krawat, żeby trochę go poluzować, po czym odchyla się do tyłu, żeby się oprzeć o siedzenie.
– Długi dzień.
Niecierpliwym ruchem wyciąga przed siebie nogi i patrzy na mnie, jakby oczekiwał, że zrobię mu masaż czy coś takiego.
– Taaa…? A ja mam za sobą długi lot.
Nie mogę się powstrzymać i gapię się na jego rozkosznie szeroką klatkę piersiową i przystojną twarz chłopaka z sąsiedztwa, do której nie do końca pasują uśmiech gwiazdy porno oraz otaczająca go aura pracoholizmu, która stanowi z nim jedność. Zupełnie jak ten cholernie seksowny czarny garnitur.
Wzdycha z rozdrażnieniem:
– Przysuń się – powtarza.
Rozważam właśnie, czy uraczyć go ciętą ripostą, czy też raczej zaskoczyć i spełnić jego nietypową prośbę, jednak w tym momencie dzwoni telefon, a ja zastanawiam się, czy to moja współlokatorka chce mnie poinformować, że wreszcie wyprowadziła się z mojego mieszkania.
– Halo? – odebrałam.
– Czy to Sara Davies?
– Tak, przy telefonie.
– Saro, tutaj Carly. Pamiętasz, ta nowa dziewczyna? Zastanawiałam się, czy mogłabyś dziś wieczorem zastąpić mnie na zmianie w hotelu?
– Właśnie wysiadłam z samolotu, jestem wykończona, a według grafiku w pracy mam być dopiero jutro…
– Och, tak, bardzo ci dziękuję, że to dla mnie robisz! Wiem, że proszę o wiele… – piszczy, jakbym się zgodziła, i przerywa połączenie.
Niech to…!
Ze złością wpatruję się w telefon. Nie jestem jeszcze gotowa, żeby wracać do pracy. A co z moją kąpielą…? Niech to!
– Sara, co? – Przypatruje mi się uważnie, kiedy wrzucam telefon z powrotem do torebki.
– Masz coś do mojego imienia?
– Nie. Po prostu wyobrażałem sobie coś bardziej egzotycznego. – Bawi się swoim telefonem, po czym wkłada go z powrotem do kieszeni. – Chcę cię przerżnąć na tylnym siedzeniu tego samochodu, Saro.
– Och, doprawdy? A ja mam ochotę dać ci w gębę. – Uśmiecham się z wyższością, ale gdzieś wewnątrz cała się skręcam i drżę. Wcale nie podoba mi się myśl, że mimo tej ciętej odpowiedzi mógłby mnie przejrzeć i intuicyjnie wyczuć, jak na mnie działa.
Pukam w szybę, dzielącą nas od kierowcy i mówię:
– Zmiana planów. Proszę mnie wysadzić koło hotelu Four Seasons w centrum miasta.
Siedzący obok nieznajomy wygląda, jakby próbował ukryć uśmiech, kiedy sięga w moją stronę, żeby dotknąć kosmyka moich rozpuszczonych, ciemnych włosów. Serce zaczyna mi bić jak szalone. Chciałabym, żeby mnie dotykał nie tylko tam…
W ten sposób mijają kolejne minuty. Godziny. Facet po prostu nakręca pasmo moich włosów na palec. Na swój długi, masywny, opalony palec wskazujący z perfekcyjnie przyciętym, krótkim paznokciem.
Nie wiem, dlaczego to robię. Może dlatego że wiem, że już wkrótce znajdziemy się na miejscu. A może dlatego że mam ochotę go zaszokować, bo facet zdecydowanie wygląda na takiego, którego niełatwo wprawić w osłupienie.
Osuwam się w dół na siedzeniu, powoli przybliżam się do niego, a kiedy nasze biodra już się stykają, pomału obracam się w bok i – wcale się nie spiesząc – przekładam nogę nad jego udami i siadam na nim okrakiem. Nieruchomieję w tej pozycji i, nie odrywając od niego wzroku, zastanawiam się nad śmiałością swojego ruchu, jednocześnie czując, jak coś bardzo twardego zdecydowanie przyciska się do mojego krocza.
Przełykam ślinę, pochylam się w jego stronę i szepczę mu prosto do ucha:
– Całkiem możliwe, że nie miałabym nic przeciwko, żebyś mnie przerżnął na tylnym siedzeniu samochodu. Jednak problem w tym… że jesteśmy już prawie na miejscu.
Kołyszę biodrami, a jego erekcja staje się jeszcze wyraźniejsza. Dłonie zaborczo zamykają się na moim tyłku, a palce wbijają się w moje ciało.
Samochód się zatrzymuje. Jesteśmy przed hotelem, w którym pracuję.
Ponownie przełykam ślinę, próbując ukryć, jak rozpaczliwie pragnę czegoś więcej.
– Mam nadzieję, że dzięki mnie twój dzień stał się choć odrobinę lepszy. – Droczę się z nim, ześlizgując się z jego kolan.
Parska śmiechem i zmrużonymi oczami przypatruje się, jak biorę swoją walizeczkę.
– Dzięki za przejażdżkę!
– To moja kwestia – mówi, po czym poprawia spodnie i wysiada za mną.
Wow. Prawdziwy dżentelmen!
Podchodzi do bagażnika i wyjmuje moją walizkę.
– Naprawdę nie musiałeś… Ale dziękuję! – mówię, odbierając od niego bagaż.
Tymczasem on wyjmuje również swoją walizkę. Oczy mi się rozszerzają, kiedy wyciąga z portfela banknot i wręcza go kierowcy. Wpatruję się w niego szeroko otwartymi oczami:
– Yyyy, co ty właściwie…?
– Sara, dzięki Bogu…! – Carly przerywa mi, zbliżając się do nas od tyłu. – Wezmę to. – Schyla się po moją walizkę, jednocześnie taksując spojrzeniem gorący towar, z którym przyjechałam.
– Kto to jest? – wyrzuca z siebie, zerkając mi przez ramię, kiedy taszcząc moje bagaże, wchodzimy do środka.
– Nikt. A ty masz u mnie