Anioły w czerni. Evan Currie
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Anioły w czerni - Evan Currie страница 4
Jesan przytaknął.
– Czy w tym także… Priminae?
– Nie. Oni i ich sojusznicy to już nie twoja sprawa. – Głos cesarzowej przybrał ostry ton, nie pozostawiając miejsca na żadne interpretacje. – Do tego zadania zostały skierowane inne zasoby, a konkretnie Ósma Flota.
Jesan spojrzał nagle w górę, zapominając się w swym zaskoczeniu, nim znów schylił głowę.
Ósma Flota była jedyną jednostką organizacyjną imperialnej marynarki, która nie stanowiła grupy ściśle bojowej. Zapędzona w kozi róg z pewnością mogła prowadzić działania wojenne, jednak jej zasadniczym zadaniem było gromadzenie szczegółowych danych wywiadowczych w zakresie rzadko wymaganym na potrzeby Imperium.
W rezultacie Ósma musiała znosić reputację jednostki niemal bezwartościowej, a ze swojego doświadczenia Jesan wiedział, że odbijało się to na jakości jej wyposażenia. Jeśli cesarzowa kierowała ich do akcji, zamierzała coś udowodnić dworzanom i gubernatorom. Jesan podejrzewał, że już niebawem na Ósmą będzie się spoglądać zupełnie inaczej, o ile zasiadający na wpływowych stanowiskach mieli choć trochę oleju w głowie.
Czuł, że nadchodzi wielka zmiana.
Ciekawe, ilu okaże się tak głupimi, by nie dostrzec intencji cesarzowej? I ilu z nich będzie później żałować tego błędu?
– Odmaszerować – rzuciła cesarzowa z błyskiem w oku, gdy zauważyła wyraz twarzy Jesana, oczekując, że dostrzegł to, co może umknąć innym. – Zanim jednak odejdziesz…
– Tak, Wasza Wysokość? – Jesan nie ruszył się ani o włos.
– Zapewnij wsparcie Ósmej, gdy zgłoszą się do ciebie.
– Bez chwili wahania, Wasza Wysokość.
Rozdział 1
Okręt Sojuszu Ziemskiego „Odyseusz”
Orbita okołoziemska
Eric Weston spoglądał w dół na kulę ziemską, stojąc z rękoma założonymi za plecami pokładzie obserwacyjnym „Odyseusza”. Biało-niebieska kula wciąż wyglądała lepiej z orbity niż z jakiegokolwiek pola bitwy, przynajmniej jego zdaniem, jednak otulająca ją czerń kosmicznej próżni już nie wydawała się tak czysta jak kiedyś.
Zaledwie kilka sekund świetlnych od miejsca, w którym właśnie przebywał, sprowadził z niebios ogień bogów – w bardzo dosłownym sensie – i w mgnieniu oka spopielił obcy okręt. Był to przedziwny moment, który w jego myślach powracał niemal jako wizja samego siebie stojącego przed tablicą, by wbić coś do głowy szczególnie opornemu uczniowi.
„Mam nadzieję, że nauka nie poszła w las”.
Eric uśmiechnął się, rozbawiony.
– Czy uważa pan, że to w ogóle możliwe?
Eric rzucił przelotne spojrzenie w bok, teraz już przyzwyczajony do specyficznych zachowań bytu istniejącego jako część jego okrętu.
– Szczerze? – spytał młodzieńca w zbroi. – Nie, raczej wątpię. Ci Imperialni, których przyszło nam spotkać, nie sprawiają wrażenia zbyt uważnych uczniów.
– Dlaczego tak pan sądzi?
– Nie wiesz? – spytał Eric. – Przecież siedzisz w naszych głowach.
– Nie funkcjonuję w ten sposób, kapitanie – odparł Odyseusz. – Nie dziwi mnie, że odniósł pan takie wrażenie, ale jest to bardziej skomplikowane. Nie mam dostępu do całej waszej wiedzy, jedynie do rzeczy, o których myślicie w mojej obecności.
– Twoja obecność rozciąga się na cały okręt – zauważył Eric.
– I dość znaczny obszar w jego otoczeniu, tak. Jednak… – Odyseusz zmarszczył brwi. – To, że coś pomyślicie, nie jest równoznaczne z refleksją na temat pełnego kontekstu, który sprawia, że ta myśl ma dla was sens. Czasem wiem jedynie, że w coś wierzycie, a nie dlaczego.
Eric pokiwał głową.
– Brzmi dosyć logicznie. Widzisz, sądzę, że niczego się nie nauczyli, bo wiem, jakimi ścieżkami krążą myśli takich typów. Niejeden raz walczyłem przeciw podobnie myślącym ludziom albo służyłem razem z nimi.
– Nie rozumiem.
– Niektórzy wierzą, że nie ma czegoś takiego jak przesada w doborze środków, że wszystkie problemy można rozwiązać siłą – wyjaśnił Eric. – To pospolite mniemanie wśród tych, którzy nie są w stanie dostosować swoich założeń do zmian zachodzących podczas wykonywania zadania. Żołdak na polu walki widzi jedynie stojący przed nim problem, a takie problemy prawie zawsze można rozwiązać, przykładając po prostu większą siłę. Gdy masz jednak szerszy ogląd sytuacji, użycie siły przestaje być idealnym rozwiązaniem. Ludzie o wąskich horyzontach próbują rozwiązać każde zagadnienie za pomocą coraz to większego młotka, ale skutki nigdy nie są takie, jakich się spodziewają.
– Jak to? O ile tylko działanie jest skuteczne…
– W tym właśnie rzecz – odparł Eric. – Nie chodzi tylko o eliminowanie problemów. Chodzi o ich rozwiązywanie. Przemoc wspaniale sprawdza się przy pozbywaniu się problemów, ale zupełnie nie jest w stanie ich rozwiązać, na żadnym etapie. Gdy stosujesz przemoc, powstanie kwestii ubocznych jest nie do uniknięcia.
Odyseusz nachmurzył się, wyglądając na równie zdziwionego co poruszonego.
– Dlaczego?
– Jest, dajmy na to, terrorysta, który zamierza wysadzić jakiś budynek – zaczął Eric, nieświadomie przybierając ton wykładowcy. – Zabijasz go, żeby go powstrzymać. Problem wyeliminowany, czy tak?
Byt przytaknął z ociąganiem.
– Jednak zabicie tego człowieka wzbudziło teraz gniew jego rodziny i przyjaciół, może nawet zmotywowało ich do działania, a być może wywarło podobny wpływ na zupełnie obce mu osoby, którym wcześniej obojętne był poglądy, jakie wyznawał. W przyszłości czeka cię więc konfrontacja z dwoma, trzema czy większą liczbą terrorystów, a tym, co pchnęło ich do czynu, był akt przemocy, który miał powstrzymać jednego.
– Czy to znaczy, że nie należy zwalczać aktów terroru przemocą? – spytał skonsternowany Odyseusz.
– Oczywiście, że nie. Jeśli ktoś grozi ludziom śmiercią, musisz działać – wyjaśnił Eric. – Powinieneś mieć jednak świadomość skutków takiego działania, nie skupiać się tylko na bieżących korzyściach. Jeśli zignorujesz te konsekwencje, z pewnością będzie tylko gorzej.