.
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу - страница 23
Powstaje u człowieka sytuacja zgoła paradoksalna: warstwa ochronna metabolizmu informacyjnego, która chroni istoty żywe przed bezpośrednim kontaktem z otaczającą rzeczywistością, staje się przez swój niezwykły rozrost nieraz traumatyzująca, w niej bowiem powstają abstrakcyjne struktury czynnościowe, które same stają się źródłem sygnałów lękowych. Świat, który człowiek dzięki metabolizmowi informacyjnemu sam sobie stwarza, jest dla niego nieraz głównym źródłem lęku. Świat ten niejednokrotnie daleko odbiega od świata realnego i im bardziej od niego się oddala, im bardziej staje się światem własnym, a nie wspólnym, podobnym do światów innych ludzi, tym bardziej zmienia się ze świata dnia w świat nocy, tym bardziej zapełnia się strukturami normalnie tkwiącymi poniżej progu świadomości, tym bardziej jest tajemniczy, niewiadomy i straszny.
Źródło lęku ludzkiego nie tkwi tylko na zewnątrz, w świecie otaczającym, ale w samym człowieku, w tym co stworzy on jako warstwę ochronną przed bezpośrednim zetknięciem się z otaczającą go rzeczywistością. W aspekcie historycznym warstwa ochronna (sfera duchowa) zawiera różnego rodzaju struktury czynnościowe, które niegdyś były sygnałami grożącego z zewnątrz niebezpieczeństwa; obecnie wprawdzie się zdezaktualizowały, nadal jednak straszą w obrazach sennych i w psychozach.
Pamięć ludzka nie jest prawdopodobnie tylko pamięcią ontogenetyczną, tj. obejmującą indywidualne życie danej jednostki, ale też pamięcią filogenetyczną, mieszczącą w sobie przebieg całej ewolucji. Pamięć ta znajduje się poniżej progu świadomości, jak wszelkie struktury stare, i tylko migawkowo i fragmentarycznie ujawnia się powyżej progu świadomości, w treści „marzeń” sennych, w treści przeżyć psychotycznych, a także w niezwykłych napięciach lękowych. Te niezbadane warstwy psychiki, które znajdują się poniżej progu świadomości, nie poddają się wysiłkowi integrującemu człowieka, zawsze są chaotyczne, nieokiełznane i grożą rozbiciem normalnego porządku dnia. Człowiek jest zagrożony nocą swej podświadomości i to jest jednym ze źródeł jego pogotowia lękowego, a zwłaszcza jego lęku przed chorobą psychiczną.
LĘK PRZED SAMOTNOŚCIĄ
Dla ludzi skażonych nerwicą lęk przed samotnością jest zjawiskiem dość powszechnym. Boją się oni zostać sami, w samotności ogarnia ich uczucie niepokoju, dochodzące nieraz do paroksyzmu panicznego lęku. W tych sytuacjach fantazja ich gorączkowo pracuje. Z otaczającej rzeczywistości wyłaniają się koszmary grożącego niebezpieczeństwa zarówno zewnętrznego, jak wewnętrznego. Mają obawy, że ktoś ich napadnie, zgwałci, zabije; zamykają skrzętnie drzwi i okna, sprawdzają zamknięcie, barykadują się, ale to wcale nie zmniejsza ich napięcia lękowego. Nie mogą zasnąć, bo wciąż są napięci, każdy szmer ich budzi, gdyż najmniejszy szelest jest sygnałem zagrażającego niebezpieczeństwa.
Poczucie zagrożenia może pochodzić z wewnątrz. Człowiek taki w samotności wsłuchuje się w odgłosy swego ciała; drobne dolegliwości, doznania cielesne bez większego znaczenia nabierają w jego fantazji katastroficznych rozmiarów, są zwiastunami choroby nowotworowej, zawału, choroby wenerycznej itp. W samotności odchodzi się mimo woli od porządku dnia, integracja życia psychicznego na ogół słabnie, wychodzą z podświadomości struktury tam tkwiące, nieraz potworne i zatrważające, nie można swych myśli i uczuć uporządkować. Odczuwa się chaos, człowieka ogarnia lęk przed chorobą psychiczną.
Obecność drugiej osoby zazwyczaj zmniejsza napięcie lękowe cierpiących na nerwicę, czują się oni spokojniejsi, bezpieczniejsi. Często unikają samotności, szukają towarzystwa, starają się być rozmowni. Nieraz ich własny potok wymowy (diarrhea verborum) łagodzi ich napięcie lękowe. Nerwicowa hiperaktywność, rzucanie się w wir życia, nadmierne życie towarzyskie i społeczne, ustawiczne podróże, unikanie skupienia i samotności, typowe dla naszej cywilizacji, w znacznej mierze wywodzą się z nerwicowego lęku przed samotnością. Człowiek współczesny z trudem toleruje własną samotność, może dlatego, że bardziej niż w innych epokach zachwiane są jego zdolności porządkowania własnego życia psychicznego, większe u niego niebezpieczeństwo rozbicia tegoż porządku, a w samotności silniej własną dezintegrację się odczuwa.
DZIECKO A SAMOTNOŚĆ
Dzieci nieraz odczuwają dotkliwie lęk przed samotnością, a zwłaszcza przed samotnością w ciemności. Do pewnej granicy samotność pociąga dzieci, w niej snują swoje marzenia, zaludniają ją tworami własnej fantazji; samotność jest dla nich wolną przestrzenią, w której swobodnie mogą realizować swe bogate struktury czynnościowe. Dzieci zbyt towarzyskie, nie spędzające ani chwili w odosobnieniu, na ogół mają uboższe życie duchowe niż te, które bardziej były samotne.
Powyżej pewnej granicy jednak samotność zaczyna być straszna. Wypełnia się niesamowitymi tworami fantazji, człowiek chce się przed nią schronić w bezpieczne miejsce, między ludzi. Szczególnie zmrok i noc są porami, w których wyłaniają się z podświadomości ukryte struktury czynnościowe i zapełniają pustą przestrzeń człowieka samotnego. Wyobraźnia dziecka jest żywsza niż człowieka dorosłego, dzieciństwo bowiem jest okresem życia, w którym najintensywniej tworzą się nowe struktury czynnościowe; jest to najbardziej dynamiczny okres metabolizmu informacyjnego, a kontakt z rzeczywistością jest jeszcze za słaby, by potencjalne struktury czynnościowe o niskim współczynniku prawdopodobieństwa uległy całkowitej eliminacji, jak to się dzieje w późniejszych okresach życia.
W dzieciństwie zatem obok struktur realnych istnieją nierealne (tj. o niskim współczynniku prawdopodobieństwa). Dziecko łatwiej niż dorosły wkracza w krainę baśni, ale baśń ta bywa nieraz przerażająca. Dziecko boi się ciemności i nocy, bo w nich właśnie najłatwiej przekracza się granicę, poza którą samotność przestaje być pociągająca, a przeraża tylko tym, co nieznane, straszne, zatrważające. Dziecko, kładąc się do snu, nie chce zerwać kontaktu z realną rzeczywistością, trzyma za rękę matkę lub ojca, a gdy ich nie ma, przytula do siebie swego misia. Oni są reprezentantami świata rzeczywistego, macierzyńskiego środowiska, które dziecko otacza.
SPOŁECZNY CHARAKTER ŻYCIA
Częstym tematem snów u wielu ludzi jest wątek zagubienia; albo sami są zagubieni w wielkich miastach, w hotelach z tysiącami drzwi, w korytarzach, z których wydostać się nie można, albo błąkają się po pustkowiach, wśród skał, wąwozów, albo w tajemniczych zamkach, gdzie drzwi same się otwierają i zamykają, z których wyjścia w żaden sposób znaleźć nie można. Gubią najdroższe im osoby, nie mogą ich znaleźć, szukają ich wszędzie; osoby te w ostatniej chwili gdzieś znikają, na pustkowiu, w tłumie, w zaklętych budowlach, w pociągach, które mkną w nieznane. I śniący zostaje sam w swym poszukiwaniu bliskiego człowieka. Z ulgą budzi się, by się znaleźć z powrotem wśród ludzi.
Lęk przed samotnością wskazuje nam na istotną cechę człowieka, a także prawdopodobnie innych żywych istot, mianowicie na społeczny charakter życia. Życie jest niemożliwe w samotności, indywidualny wysiłek jest zbyt słaby, by mogło się ono indywidualnie utrzymać. Utrzymanie życia stało się możliwe dzięki jego kolektywnemu charakterowi. Niezwykła rozrzutność prokreacyjna przyrody ożywionej wskazuje między innymi na jakby z góry powzięte założenie, że o przetrwanie walczyć się będzie razem, że żadna istota żywa nie będzie zostawiona sobie samej. W walce z niebezpieczeństwami otaczającego środowiska szczególnie wyraźnie występuje zjawisko większej siły kolektywu od siły poszczególnej jednostki