Pogrzebani. Jeffery Deaver

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pogrzebani - Jeffery Deaver страница 3

Автор:
Серия:
Издательство:
Pogrzebani - Jeffery  Deaver

Скачать книгу

w spektrometrii w ogrodnictwie i miejsc wymarzonych dla wzdychających do siebie romantyków na razie jednak zeszły na dalszy plan; rozległ się dzwonek u drzwi. Rhyme zerknął na monitor kamery przed wejściem.

      – No, no – mruknął pod nosem.

      Thom wyszedł na korytarz i po chwili wrócił w towarzystwie mężczyzny w średnim wieku, ubranego w żółtobrązowy garnitur, który wyglądał, jakby jego właściciel w nim spał. Poruszał się wolno, ale już prawie pewnie, i Rhyme pomyślał, że niebawem będzie mógł wyrzucić laskę, która stanowiła skądinąd elegancki dodatek. Czarna ze srebrną główką w kształcie orła.

      Przybysz rozejrzał się po laboratorium.

      – Cicho tu.

      – Cicho. Ostatnio mam parę małych prywatnych zleceń. Nic ciekawego. Żadnej zabawy, żadnej przyjemności. Nic większego od sprawy Pocałunku stali. – Miał na myśli zabójcę, który przejmował kontrolę nad urządzeniami domowymi i publicznymi środkami lokomocji, co przynosiło tragiczne, nierzadko makabryczne skutki.

      Detektyw wydziału specjalnego policji nowojorskiej, Lon Sellitto, był kiedyś jego partnerem, zanim Rhyme awansował na kapitana i objął szefostwo wydziału kryminalistyki. Teraz Sellitto od czasu do czasu zatrudniał Rhyme’a jako konsultanta w sprawach wymagających specjalistycznej wiedzy kryminalistycznej.

      – Co tak patrzysz? Miałem tylko beżowy. – Sellitto pokazał na swój garnitur.

      – Zamyśliłem się – odparł Rhyme. – Nie patrzyłem na nic konkretnego.

      To prawda, nie przyglądał się ani dziwnej barwie, ani straszliwym zagnieceniom garnituru, lecz z satysfakcją stwierdzał, że Sellitto szczęśliwie dochodzi do siebie po otruciu, które spowodowało poważne uszkodzenie nerwów i mięśni – przez co musiał chodzić o lasce. Mimo że detektyw zawsze walczył z nadwagą, zdaniem Rhyme’a wyglądał znacznie lepiej, gdy miał bardziej krągłą sylwetkę. Widok wychudłego Lona Sellitta o ziemistej twarzy był naprawdę niepokojący.

      – Gdzie Amelia? – spytał detektyw.

      – W sądzie. Zeznaje w sprawie Gordona. Jest na początku wokandy, więc niedługo powinna skończyć. Potem wybierała się na zakupy. Przed wyjazdem.

      – Kupuje sobie wyprawę? Co to w ogóle jest?

      Rhyme potrząsnął głową.

      – Coś związanego ze ślubem, ubrania. Nie wiem. Ale sukienkę już ma. Jakąś falbaniastą. Niebieską. A może różową. Dzisiaj chciała kupić coś dla mnie. Co cię tak cholernie bawi, Lon?

      – Wyobrażam sobie ciebie w smokingu.

      – Po prostu dres i koszula. Może krawat. Sam nie wiem.

      – Krawat? I nie narzekałeś?

      Rzeczywiście, Rhyme’a drażniły wszelkie przejawy pretensjonalności. Ale to była szczególna okazja. Mimo ciągłego napięcia i podminowania, zamiłowania do prędkości, broni palnej i akcji szturmowych Sachs odkryła w sobie duszę nastolatki i świetnie się bawiła podczas planowania ślubu. Cieszyło ją kupowanie wyprawy, cokolwiek to oznaczało, romantyczny miesiąc miodowy, a jeżeli to jej sprawiało przyjemność, to Bóg mu świadkiem, Rhyme z radością był gotów się dostosować.

      Chociaż miał wielką nadzieję, że uda mu się namówić ją na Grenlandię.

      – To przekaż jej, żeby odłożyła zakupy na później. Musi mi zrobić oględziny miejsca. Mamy problem.

      W głowie Rhyme’a rozległ się sygnał jak dźwięk sonaru łodzi podwodnej, gdy napotka nieoczekiwaną przeszkodę na kursie.

      Wysłał do Sachs wiadomość, ale nie odpisała.

      – Może jeszcze zeznaje. Zdradź więcej szczegółów.

      W drzwiach pojawił się Thom – Rhyme nie zorientował się nawet, że opiekun wyszedł z pokoju.

      – Napijesz się kawy, Lon? – zapytał. – Masz ochotę na ciastka? Właśnie upiekłem. Jest kilka rodzajów. Jeden to…

      – Tak, tak, tak – przerwał Rhyme. – Przynieś mu coś. Sam zdecyduj. Chcę posłuchać, co się stało.

      Problem…

      – Mów – ponaglił Sellitta.

      – Coś z czekoladą! – zawołał detektyw za Thomem.

      – Da się zrobić.

      – Porwanie, Linc. Na Upper East Side. Podobno jakiś mężczyzna uprowadził innego.

      – Podobno? Co tu wymaga interpretacji?

      – Jedynym świadkiem jest dziewięcioletnia dziewczynka.

      – Ach, tak.

      – Sprawca łapie ofiarę, wrzuca do bagażnika samochodu. Odjeżdża.

      – Mała jest tego pewna? Może to wytwór bujnej wyobraźni pobudzonej nadmierną dawką telewizji, niszczących paluszki gier wideo oraz lektury książeczek Hello Pony?

      – Hello Kitty. Pony to inna bajka.

      – Mamusia albo tatuś potwierdzili?

      – Widziała to tylko Morgynn, tak ma na imię dziewczynka. Ale wydaje mi się, że można jej wierzyć. Znalazła wizytówkę, którą zostawił porywacz. – Sellitto pokazał mu zdjęcie na ekranie telefonu.

      Dłuższą chwilę Rhyme wpatrywał się w fotografię i ciemny, cienki kształt leżący na chodniku.

      – To…

      – Stryczek. – Rhyme wszedł mu w słowo.

      – Zgadza się.

      – Z czego zrobiony?

      – Nie wiadomo. Dziewczynka powiedziała, że położył go w miejscu, z którego uprowadził ofiarę. Wzięła stryczek, ale wezwany patrol odłożył go z powrotem mniej więcej w tym samym miejscu.

      – Wspaniale. Jeszcze nigdy nie pracowałem nad śladami zanieczyszczonymi przez dziewięciolatkę.

      – Spokojnie, Linc. Tylko go podniosła. A patrol miał rękawiczki. Miejsce jest zabezpieczone i czeka na kogoś, kto je obejrzy. Kogoś, czyli Amelię.

      Stryczek zrobiono z ciemnego materiału, sztywnego, ponieważ jego poszczególne części nie przylegały płasko do betonu, jak byłoby w przypadku miękkich włókien. Sądząc po wymiarach płyty chodnikowej, stryczek mógł mieć około trzydziestu, trzydziestu pięciu centymetrów, a pętla mniej więcej jedną trzecią tej długości.

      – Świadek ciągle jest na miejscu. Z mamusią. Która jest niezadowolona.

      Podobnie jak Rhyme. Mogli się opierać jedynie na zeznaniu dziewięcioletniej dziewczynki o zmyśle obserwacji… dziewięcioletniej dziewczynki.

      – A ofiara? Ktoś zamożny, aktywny

Скачать книгу