Samobójstwo. Wiktor Suworow
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Samobójstwo - Wiktor Suworow страница 17
Tak Stalin dawał upust swojemu gniewowi.
A oto, jak wyglądał prawdziwie wulkaniczny wybuch stalinowskiej wściekłości, gdy publicznie wysunięto oskarżenie pod jego adresem.
Cofnijmy się w czasie: od roku 1939 przygotowywano nagły, druzgocący cios, który miał zostać zadany Niemcom. Plan był prosty: zagwarantować sobie przewagę w powietrzu poprzez niespodziewany atak i unicestwienie niemieckich samolotów na ziemi, zanim te zdążą wystartować ze swoich lotnisk. Do takich akcji niepotrzebna jest wyższa sztuka pilotażu, wystarczy mieć odpowiednio dużo samolotów i znienacka zrzucić jak najwięcej bomb na bazy nieprzyjacielskich myśliwców i bombowców, na magazyny paliwa i amunicji, na punkty łączności i dowodzenia. Zakładano, że po zadaniu takich zniszczeń siłom powietrznym nieprzyjaciela walki w powietrzu po prostu nie nastąpią. Wtedy to właśnie zdobyło popularność słynne hasło generała porucznika lotnictwa Pawła Ryczagowa: „Nie będziemy się zajmować figurami!” To oznaczało, że nie będziemy uczyć młodych lotników sztuki wyższego pilotażu ani walki w powietrzu, tylko w ramach trzymiesięcznego szkolenia przygotujemy dziesiątki tysięcy pilotów do realizacji programu „start–lądowanie”. Tym różnili się oni od japońskich kamikadze, gdyż tamtych wystarczyło nauczyć tylko startować i lecieć według oznaczonego kursu. Poza tym Japończycy zgłaszali się głównie na ochotnika, w ZSRR zaś rekrutacja była przymusowa.
Pilotażu nie sposób nikogo nauczyć w ciągu trzech miesięcy. Zwłaszcza na siłę, pod przymusem. Nic dziwnego, że nasi piloci masowo ginęli w wypadkach. Zrzucanie winy na złą jakość maszyn to kompletna bzdura. Wsadźcie sto tysięcy siłą zapędzonych do koszar młodych ludzi jakiejkolwiek narodowości do najlepszych samolotów i zafundujcie im trzymiesięczne szkolenie – zobaczymy, co z tego wyniknie. Rzecz nie w samolotach. Ryczagow, zamiast miotać przekleństwa pod adresem samolotów, powinien był się wściekać na własną głupotę. Należało wnioskować o zmniejszenie liczby przyszłych lotników (tylko w 1941 roku zamierzano wyszkolić ich 150 tysięcy), a za oszczędzone środki przedłużyć okres szkolenia przynajmniej do sześciu miesięcy. Ale Ryczagow upierał się: plan jest dobry, a piloci rozbijają się z powodu złej jakości samolotów.
I oto na Kremlu odbywa się posiedzenie w sprawie wysokiej wypadkowości w lotnictwie. Oto relacja wspomnianego już admirała Isakowa: „Podawano rozmaite przyczyny, które miały wyjaśnić tak dużą wypadkowość, dopóki nie zabrał głosu dowodzący wówczas lotnictwem Ryczagow. Miał stopień bodaj generała porucznika, był jeszcze całkiem młody, a wyglądał jak młokos. Kiedy przyszła jego kolej, oznajmił bez pardonu:
– Wypadkowość nadal będzie duża, ponieważ zmuszacie nas, żebyśmy pilotowali latające trumny.
Nikt nie oczekiwał podobnego wystąpienia, Ryczagow stracił kontenans, poczerwieniał, zapanowała grobowa cisza. Ale on wciąż stał, purpurowy i wzburzony, a o kilka kroków od niego znajdował się Stalin, który, swoim zwyczajem, cały czas się przechadzał, ale usłyszawszy oświadczenie Ryczagowa, zatrzymał się w miejscu.
Przedstawię teraz swoją opinię. Moim zdaniem na posiedzeniu Komitetu Obrony Państwa nie należało się wypowiadać w takiej formie. Stalin nie żałował środków na rozwój lotnictwa, bardzo się nim interesował i dobrze się orientował w jego problemach; w każdym razie o wiele gruntowniej niż wiele osób stojących wówczas na czele Ludowego Komisariatu Obrony. Niewątpliwie więc replikę Ryczagowa odebrał jako zarzut pod własnym adresem – to było dla wszystkich oczywiste.
Stalin postał chwilę, a potem ruszył dalej wzdłuż stołu, w tym samym kierunku, w jakim szedł poprzednio. Doszedł do końca sali, zawrócił, przemierzył ją jeszcze raz w drugą stronę w kompletnej ciszy, znów zrobił zwrot, po czym wyjął z ust fajkę i powiedział powoli i spokojnie, nie podnosząc głosu:
– Nie powinniście byli tego mówić.
I podjął na powrót przechadzkę. Znów doszedł do końca sali, zawrócił, wszystko jak przedtem, po czym zatrzymał się niemal w tym samym miejscu, gdzie stał poprzednio, i raz jeszcze oświadczył niskim opanowanym głosem:
– Nie powinniście byli tego mówić. – I po krótkiej chwili dodał: – Zamykam posiedzenie.
Po czym pierwszy wyszedł z sali.
Wszyscy zaczęli zbierać swoje papiery i teczki, a następnie opuścili pomieszczenie, zachodząc w głowę, czym się to skończy.
Ani nazajutrz, ani na drugi dzień, ani na trzeci nic się nie wydarzyło. A po tygodniu Ryczagow został aresztowany i zniknął na zawsze.
Tak to właśnie wyglądało. W ten sposób objawiał się gniew Stalina.
Powiedziałem, że widziałem go zagniewanego zaledwie kilka razy, trzeba jednak pamiętać, że umiał on ukrywać swoje emocje, i to bardzo dobrze. Miał w tym względzie od dawna wypróbowane metody. Przechadzał się, odwracał, patrzył w podłogę, palił fajkę, coś tam przy niej majstrował. (…) Wszystko to służyło temu, by trzymać uczucia na wodzy, nie okazywać ich, nie zdradzać”[54].
Wydawałoby się raczej, że Stalin, syn Kaukazu, człowiek o gorącej krwi, powinien rozbijać lustra, gryźć dywany i ciskać w swoich generałów brązowymi popiersiami Marksa i Lenina. Ale nie – potrafił się opanować.
Admirał Isakow pomylił się co do jednego: Ryczagow rzeczywiście zniknął, ale nie dlatego, że po tygodniu został aresztowany – 8 kwietnia 1941 roku Stalin zwolnił go z pełnienia dotychczasowych funkcji i skierował na studia w Akademii Sztabu Generalnego. Uznał, że to powinno pomóc porywczemu generałowi. Ryczagowa aresztowano dopiero 24 czerwca, i to z zupełnie innego powodu. Został rozstrzelany bez sądu 28 października 1941 roku.
V
Warto wiedzieć, co ludzie mówią na swój temat. Dla wyrobienia sobie opinii w kwestii czyjejś osobowości to wprost bezcenny materiał.
Stalin mógłby nadać sobie dowolny tytuł i wymyślić dowolną funkcję. Ale zadowolił się funkcją sekretarza. Oficjalnie – sekretarza generalnego. Jednak posługiwał się jednym zgrzebnym słowem, stawiając się na równi z innymi sekretarzami partii. Listy zaś do córki podpisywał jeszcze skromniej: „sekretarzyk”.
A oto, co mówił o sobie Hitler.
Do Guderiana: „Proszę mi wierzyć, jestem największym budowniczym twierdz w dziejach świata”[55].
W bliskim kręgu adiutantów, maszynistek, stenografistek 27 lutego 1942 roku, zaraz po klęsce wojsk niemieckich pod Moskwą: „Dobrze się czuję w historycznym towarzystwie, w którym się znajdę, jeśli Olimp istnieje. W tym, na który trafię, spotkam najbardziej oświecone umysły wszystkich czasów”[56].
Siedziba bogów. Oto, jakie aspiracje miał nasz obłąkaniec.
10 marca 1942 roku: „Moja matka była na pewno prostą kobietą (…), ale dała narodowi niemieckiemu wielkiego syna”[57].
Nic dodać, nic ująć – Madonna z Dzieciątkiem.