Samobójstwo. Wiktor Suworow
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Samobójstwo - Wiktor Suworow страница 7
VII
Powinniśmy wszakże być wdzięczni autorom sześciotomowej Historii za informację o niemieckiej amunicji, gdyż na temat radzieckiej nie znajdujemy najmniejszej wzmianki. O Armii Czerwonej jakby zupełnie zapomniano. Czytamy na przykład, że Niemcy rzucili przeciwko ZSRR 3410 czołgów. Nie wiadomo jednak, dlaczego pominięto wstydliwym milczeniem fakt, że wszystkie niemieckie czołgi były przestarzałe. A ile czołgów miał miłujący pokój Związek Radziecki? Brak informacji. Ile posiadał samolotów? I to pytanie musi pozostać bez odpowiedzi.
Muszę raz jeszcze podkreślić: Jeśli oficjalna wersja historii nie zawiera danych na temat liczby czołgów, samolotów i ilości amunicji w Armii Czerwonej, jeśli nie informuje o liczbie okręgów wojskowych, armii i korpusów, trudno w ogóle traktować ją poważnie. Sześciotomowa Historia Wielkiej Wojny Narodowej po prostu nie jest historią. To opracowanie nie ma żadnej wartości merytorycznej. Oszuści znają stary, wypróbowany sposób: zamiast banknotów podsuwa się frajerowi paczkę bardzo starannie pociętych gazet. Ten właśnie chwyt zastosowali nasi oszuści w generalskich mundurach. Sześć tomów oficjalnej historii to pieczołowicie przycięty papier, który nie zawiera po prostu nic. To pozór. Iluzja. Szelmowski trik.
Rozumieli to zresztą lepiej od nas nasi przywódcy. Dlatego też niezwłocznie po ukazaniu się sześciotomowej Historii podjęli decyzję o wydaniu nowego opracowania. Sześć tomów to za mało. Teraz miało być dwanaście. W celu przygotowania nowej, odtajnionej historii wojny specjalnie utworzono Instytut Historii Wojny. Pomocą służyć miał mu Instytut Marksizmu Leninizmu przy KC KPZR, Instytut Historii Powszechnej Akademii Nauk ZSRR, Instytut Historii ZSRR Akademii Nauk ZSRR. Kolegium redakcyjne rozszerzono o wielu nowych członków Biura Politycznego i KC, marszałków, generałów, czekistów wysokiego szczebla. Dwunastotomowe dzieło zatytułowano: Historia drugiej wojny światowej 1939–1945.
Dwunastotomowa edycja jest jeszcze zabawniejsza od sześciotomowej. Tym razem treść owych dwunastu tomów również można ująć w trzech słowach, tyle że innych: wojnę wygrał Breżniew. Jaka to wersja historii, możecie osądzić sami. W ani jednym z dwunastu tomów nie mówi się nic o rozstrzeliwaniu radzieckich dowódców niemal w przeddzień wojny. Możemy różnie oceniać te wydarzenia, nie wolno jednak przemilczeć faktów historycznych. W dwunastotomowym wydaniu słowo „rozstrzeliwanie” we wspomnianym kontekście w ogóle nie występuje. Za czasów Chruszczowa nadworni uczeni dla złagodzenia sprawy używali terminu „represje”. W breżniewowskiej edycji i tego wyrazu nie znajdziemy. Zamiast niego są „oskarżenia”. Wobec niektórych dowódców wysunięto bezpodstawne oskarżenia. Wysunięto – i na tym koniec. Potem sprawa jakby przycichła.
Naturalnie w żadnym z dwunastu tomów nie ma najmniejszej wzmianki o tym, ile czołgów posiadała Armia Czerwona w 1941 roku, ile samolotów i amunicji, ile armii i korpusów wchodziło w jej skład. Zgrupowania wojsk, czyli rozlokowanie naszych armii, korpusów i dywizji, autorzy zaszczycili swą uwagą, ale to, gdzie znajdowały się one w chwili rozpoczęcia wojny, nadal pozostało tajemnicą państwową. O naszych stratach – ani słowa. Widocznie w ogóle ich nie ponosiliśmy. Za to wspaniale i obrazowo udało się autorom ukazać historyczną rolę komisarza politycznego Leonida Iljicza Breżniewa. Dlatego też otrzymali nagrody pieniężne, odznaczenia, tytuły, stanowiska i dostęp do wszelkich dóbr materialnych. Dziś z cichym żalem wspominają tamte czasy: „Trzeba powiedzieć otwarcie, że historycy, zwłaszcza specjaliści od okresu wojny, od dawna już nie zbierają zaszczytnych laurów. Ich zespołowy trud po raz ostatni został uhonorowany Nagrodą Państwową piętnaście lat temu. Wówczas na tak wysoką ocenę zasłużyli autorzy dwunastotomowej Historii drugiej wojny światowej”[20].
Cóż, szkoda mi doprawdy oficjalnych historyków – tak rzadko bywają nagradzani! Ale sami jesteście sobie winni. Towarzysze – utraciliście węch. Gdybyście napisali dwadzieścia cztery tomy o tym, że wojnę wygrał ten, kto na określonym etapie historycznym kieruje strumień finansów kraju w odpowiednie koryto, natychmiast zostalibyście obsypani nagrodami.
VIII
Dwunastotomowa breżniewowska edycja to nasza hańba domowa. Przytoczę tu ocenę pisarza W. Astafjewa, który w czasie wojny walczył na froncie: „Za pomocą historii jako nauki potrafiliśmy stworzyć «inną wojnę». W każdym razie z tym, co napisano na temat wojny, z wyjątkiem kilku książek, jako żołnierz zupełnie się nie identyfikuję. Osobiście brałem udział w całkiem innej wojnie. A przecież powstawały całe wagony literatury wojennej. Na przykład dwanaście tomów Historii drugiej wojny światowej. Bardziej zafałszowanego, spreparowanego, kłamliwego wydawnictwa w naszej historii, w tym także w historii literatury, nie było. A dokonali owego dzieła, tom za tomem, nader sprytni, wysoko opłacani i świadomi tego, co robią, ludzie. Niedawno starli się ostro na łamach prasy dwaj historycy, Morozow i Samsonow, na temat pewnych fragmentów dwunastotomowej edycji. Napisałem wówczas list do redakcji pisma, oświadczając, że większość historyków, a zwłaszcza ci, którzy tworzyli historię Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, nie ma prawa używać słowa tak świętego, jak prawda. Utracili to prawo z powodu swoich postępków, swojej hipokryzji”[21].
Tymczasem twórcy dwunastotomowej Historii są ze swego dzieła bardzo dumni. Nie mają nawet dość rozumu i sprytu, by udawać, że zostali do pracy nad nim zmuszeni. Cóż, wszyscy w końcu jesteśmy ofiarami systemu! Ale nie, skąd, oni tęsknią do tamtych szczęśliwych czasów, kiedy to zadowolony klient – sekretarz generalny partii – dorzucił im jeszcze do należnych apanaży czerwońca w postaci Nagrody Państwowej.
IX
Bardzo szybko jednak przywódcy zdali sobie sprawę, że niepotrzebnie szafowali tak hojnie nagrodami i zaszczytami. Z breżniewowskiej wersji wojny wyśmiewano się jeszcze bardziej niż z tej stworzonej za Chruszczowa. Przyznali historykom Nagrodę Państwową, a historii wojny jak nie było, tak nie ma. I znów wszystko trzeba zaczynać od początku. Trzecią próbę podjęto w szczytowym momencie pierestrojki i głasnosti. Gromadzie uczonych przewodziła Główna Komisja Redakcyjna, której podlegało całe mnóstwo innych komisji. Przewodniczącym GKR został minister obrony ZSRR. Ten miał z kolei cały szereg zastępców: szefa Sztabu Generalnego, głównodowodzącego wojsk Układu Warszawskiego, dowódców wszystkich rodzajów sił zbrojnych, szefa Głównego Zarządu Politycznego, wiceprezesa Akademii Nauk ZSRR, dyrektora Instytutu Marksizmu Leninizmu przy KC KPZR. Oprócz nich w skład GKR wchodzili najrozmaitsi dyrektorzy i szefowie: Agencji Prasowej Nowosti, Wojenizdatu, Państwowego Komitetu Statystycznego, Głównego Zarządu Archiwów, Wszechzwiązkowej Rady Weteranów Wojny i Pracy oraz wielu jeszcze innych odpowiedzialnych towarzyszy wysokiego szczebla. Każdy z nich miał do dyspozycji rzesze podwładnych. Do wszelkiego rodzaju instytutów, które już wcześniej brały udział w pracach – nader intratnych – nad tomami historii, dokooptowano jeszcze kilka, między innymi Instytut Teorii i Praktyki Socjalizmu.
Wokół Głównej Komisji Redakcyjnej bujnie rozrastały się różne struktury i ciała pomocnicze. Komisji podlegała redakcja dziesięciotomowej edycji, a jej z kolei dziesięć zespołów redakcyjnych, osobny dla każdego tomu, redakcja nadzoru naukowego, cały szereg struktur pomocniczych i techniczno naukowych.
Ale cała ta rzesza uczonych znów stanęła przed zamkniętymi drzwiami. Wojna to tajemnica państwowa, naród nie powinien nic o