Odwet. Vincent V. Severski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Odwet - Vincent V. Severski страница 22

Odwet - Vincent V. Severski

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Zaczerpnął głęboko powietrza i poczuł, że ogarnia go niepokój bliski paniki.

      Wiedział, co będzie dalej, i choć zdawał sobie sprawę z ryzyka romansu z Magdą, to naiwnie myślał, że jakoś mu się upiecze, że panuje nad sytuacją, zdąży rozwiązać problem, nim ktokolwiek się zorientuje. Ale znał przecież rosyjski wywiad jak mało kto i powinien był to przewidzieć. Najgorsze było, że nie miał nawet przygotowanego sensownego scenariusza obrony na taką okoliczność. I z bezsilności chciało mu się płakać. Po raz pierwszy w życiu.

      Teraz na pewno Giena zaproponuje przejście do innego lokalu, z klimatyzacją, żeby można było wygodnie usiąść i długo pić. Zacznie powoli wykładać swoje racje, najpierw opowie o sobie, o życiu, umili atmosferę…

      Ja pierdolę! Robertowi wydawało się, że stary świat, jaki znał, właśnie się kończy i odpływa w niebyt.

      Już dał do zrozumienia, że wie o Magdzie… no, kurwa, ładne zagranie z tym detektywem, Giena. Piękne! Ustawił mnie pod ścianą i teraz zacznie zmiękczać, a ja będę musiał wybierać. Kurwa, dupa zimna! Zugzwang! W którą stronę bym ruszył, jestem ugotowany. Jeżeli Agencja dowie się o Magdzie i o tym, że Rosjanie ją wykorzystali, by do mnie podejść, to dyscyplinarka i wykop z dziennikarstwa forever. Ja pierdolę! A mogłem to zrobić pierwszy i byłoby już po sprawie.

      – Chodźmy, Roberto – odezwał się gromkim głosem Giena i wstał, przewracając krzesełko. – W knajpie z klimatyzacją zjemy porządną porcję grillowanego barana i pogadamy. Może uda ci się wyciągnąć ode mnie coś ciekawego o tureckim wywiadzie w Azerbejdżanie, a może ja dowiem się czegoś od ciebie… – Uśmiechnął się i Robert pomyślał, że nigdy wcześniej nie widział na jego twarzy tak potężnej dawki ironii. – No i zobaczymy, czy pan gazetka pójdzie za nami. Zapraszam… do Çay Bağı.

      – Okej – odparł niepewnie Robert i ruszył pierwszy, czując, jak trzęsą mu się nogi. Zawsze tak miał, kiedy się denerwował ponad miarę.

      Wiedział, że może się nie zgodzić na tę rozmowę, ale wolał mieć jasność sytuacji. W końcu i tak od tego nie ucieknie.

      | 18 |

      Program Twarzą w twarz był jednym z najbardziej opiniotwórczych w polskich mediach, miał ogromną oglądalność, a redaktor Zaremba uchodził za najlepiej zarabiającego dziennikarza.

      Rozmowa z Rubeckim reklamowana była już od tygodnia.

      W błękitnej scenografii studia NTV24 pojawiły się dwie postacie. Olgierd Rubecki siedział w rozłożystym brązowym fotelu, a naprzeciwko niego na krzesełku, z zaciętą miną i notatnikiem na kolanach – redaktor Zaremba. Na wielkim telebimie za nimi pojawiała się poważna, męska twarz Rubeckiego z okresu wydarzeń w Iraku, na zmianę z falującym godłem Polski i symbolem GROM-u.

      Bohater programu siedział wyprostowany, z nogą założoną na nogę, w granatowym garniturze, czarnych skarpetkach i białej koszuli bez krawata. Przyprószone srebrem włosy i czterodniowy ciemny zarost dobrze komponowały się z granatem garnituru, smagłą karnacją i błękitem studia. Prawa ręka spoczywała swobodnie na rękojeści laski, a lewa na oparciu fotela. Spokojna, nieco zadumana twarz budziła sympatię i zaufanie, żywe oczy natomiast pogodę ducha. Tak też czasami pisała o nim prasa, a dziennikarze się zastanawiali, ile jest w nim autentyczności, bo przecież był oficerem wywiadu, mistrzem mimikry i pozorów.

      Tak czy inaczej, Rubecki od miesięcy deklasował wszystkich polityków w rankingach zaufania, a jakiekolwiek próby hejtu były brutalnie pacyfikowane przez jego wiernych wyznawców, szczególnie zwolenników siły i ojczyzny.

      – Pierwszy raz występuje publicznie z laską – odezwała się Monika. – Zobaczysz, że Zaremba o nią zapyta. To jak strzelba w teatrze, ale dobre.

      – Nie… chyba gdzieś już był z tą laską albo może pisała o niej prasa – skomentował Dima. – Ciekawe, czy ma fachowca od wizerunku, czy sam… tak…

      – Wygląda świetnie – nie dała mu dokończyć Monika. – Nasz i… dobrze mu z tą laską. Nawet jeśli to trochę naciągane, działa na ludzi.

      Zaremba przywitał Rubeckiego i nim zadał pierwsze pytanie, na ekranie pojawił się krótki film. Zielony budynek Agencji przy Miłobędzkiej, zdjęcia dokumentalne z wojny w Iraku i Syrii przeplatane scenami z ćwiczeń GROM-u, a na koniec dramatyczne materiały z odbicia Rubeckiego i jego transport na noszach do śmigłowca. Stop-klatka zatrzymuje się na zarośniętej, wychudzonej, ale uśmiechniętej twarzy Rubeckiego i palcach uniesionych w znaku V.

      – Mocne! – rzucił Dima i spojrzał na Lutka, który obserwował telewizor, stojąc z boku. – Nie widziałem tych zdjęć.

      – Ja też nie. Dobre! – dodała Monika. – Nie sądzisz, Roman?

      – Właśnie pokazaliśmy państwu niepublikowane dotąd zdjęcia z odbicia pana pułkownika z rąk terrorystów w Iraku przez nasz GROM – odezwał się redaktor Zaremba. – Ciężko było?

      – Wielokrotnie już o tym mówiłem – odparł Rubecki. – Fakty są znane, nawet wbrew mojej woli, ale trudno.

      – Tak, to prawda, znamy tę historię. Czy ta laska to pamiątka po tamtych wydarzeniach? Wiemy, że był pan ranny.

      Monika podniosła rękę z wyciągniętym kciukiem i posłała wszystkim radosny uśmiech.

      – Tak, mam jeszcze trudności z chodzeniem. Wciąż trwa rehabilitacja. – Rubecki delikatnie uniósł laskę. – Bezpieczniej się z tym czuję. A poza tym to ładny przedmiot, nieprawdaż?

      – Jest pan osobą publiczną, bohaterem i wzorem dla wielu Polaków. Media liczą się z pana opiniami, politycy boją się stawić panu czoło. Deklasuje pan wszystkich w rankingach zaufania i popularności. Co pan zamierza zrobić z tym kapitałem, panie pułkowniku? Czy nie czuje pan potrzeby powrotu do służby dla dobra Rzeczpospolitej? Może już niekoniecznie jako oficer wywiadu, ale…

      – Rozumiem, do czego pan zmierza, panie redaktorze. Oczekuje pan mojej deklaracji. Nie mylę się? – Rubecki spojrzał dyskretnie w kamerę, jakby chciał też zapytać widzów.

      – Oczywiście. Przecież od dawna wypowiada się pan i komentuje sprawy polityczne, ale wciąż unika jednoznacznej deklaracji i oszczędza polityków, zarówno tych u władzy, jak i z opozycji. Może czas na swoisty coming out? Myślę, że Polacy chcą poznać pana orientację polityczną. Za półtora roku wybory.

      – Tak, po długich rozmyślaniach i rozmowach z przyjaciółmi podjąłem decyzję, że wchodzę formalnie do polskiej polityki…

      – To czeka naszą scenę rewolucja! – wtrącił się wyraźnie poruszony Zaremba. – Będzie pan budował nową partię?

      – Dziś mogę powiedzieć tylko, że rozpoczynamy budowę nowej formacji politycznej, która wyjdzie naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa, będzie pierwszym krokiem do odbudowy zaufania obywateli do państwa i stworzy długofalowy plan rozwoju kraju. Ale Polska potrzebuje teraz przede wszystkim spokoju

Скачать книгу