Buntowniczka. Lisa Kleypas
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Buntowniczka - Lisa Kleypas страница 13
Czuła, że Rhys stanął za nią. Położył dłonie na jej barkach, zsunął je do łokci, wrócił do góry i znów w dół − uspokajającymi ruchami masował jej napięte mięśnie. Helen z wahaniem odchyliła się i oparła o jego pierś.
− Byliśmy już w łóżku – usłyszała szept. – Pamiętasz?
Momentalnie się zmieszała.
− Chodzi ci o ten czas w Eversby Priory, kiedy dochodziłeś do siebie po wypadku? – zapytała, czerwieniąc się po uszy. – Ale to nie było łóżko w tym sensie.
− Pamiętam, że płonąłem od gorączki, a noga straszliwie mnie bolała. I wtedy usłyszałem twój głos, a na czole poczułem dotyk chłodnej dłoni. I dałaś mi coś słodkiego do picia.
− Herbatę z orchidei. – Helen zdobyła sporą wiedzę o leczniczych właściwościach roślin, wertując roczniki kobiecych magazynów, które zostały jej po mamie.
− A potem pozwoliłaś mi oprzeć głowę o tutaj. – Jego dłoń przesunęła się do przodu i spoczęła w zagłębieniu pod obojczykiem.
Helen gwałtownie wciągnęła powietrze.
− Nie myślałam, że będziesz coś pamiętał. Byłeś bardzo chory.
− Będę to pamiętał aż do mojego ostatniego tchnienia. – Dłoń Rhysa łagodnym ruchem podkreśliła krągłość jej piersi, na moment drażniąc sutek, który stwardniał rozkosznie. Kapelusz wysunął się z zesztywniałych palców Helen. Zaszokowana stała nieruchomo, słuchając męskiego szeptu, nabrzmiałego pożądaniem: – Nigdy w życiu nie wytężałem całej siły woli, aby zwalczyć sen, jak wtedy, kiedy pragnąłem trwać w twoich ramionach. Żaden, nawet najpiękniejszy sen nie dałby mi takiej przyjemności. − Pochylił głowę i musnął ustami jej kark. – Dlaczego nikt ci tego nie zabronił?
Helen drżała pod erotycznym dotykiem warg mężczyzny sunących po jej skórze.
− Zajmowania się tobą? – spytała lekko rozkojarzonym głosem.
− Tak, tym parweniuszem bez ogłady, obcym, który trafił do waszego domu i w dodatku leżał w łóżku na wpół goły. Mógłbym cię skrzywdzić, zanim ktokolwiek by się zorientował.
− Nie byłeś obcym, tylko przyjacielem rodziny. I nie miałbyś siły, żeby kogokolwiek skrzywdzić.
− I tak powinnaś się trzymać ode mnie z daleka.
− Ktoś musiał ci pomóc – stwierdziła rozsądnie. – Zwłaszcza że zdążyłeś już wystraszyć resztę domowników.
− Słowem, odważyłaś się wejść do leża lwa.
Odwróciła głowę i z uśmiechem spojrzała w jego czarne oczy.
− I miałam rację – nie było żadnego niebezpieczeństwa.
− Czyżby? – W głosie Rhysa zagrała lekko kpiąca nuta. – Nie widzisz, do czego to doprowadziło? Znalazłaś się w mojej sypialni… w rozpiętej sukni…
− Moja suknia nie jest… − Helen urwała, bo nagle poczuła, że cały stanik ma rozpięty, a ciężar spódnic ściąga go w dół. – Och… – Zdenerwowanie znów ją usztywniło, kiedy zrozumiała, że Rhys, zagadując ją i pieszcząc, jednocześnie ją rozbiera. Kurczowo chwyciła ubranie, żeby z niej nie spadło.
− Najpierw porozmawiamy o tym, co ma nastąpić. – Teraz pieścił wargami jej policzek. – Ale oboje musimy się czuć swobodnie.
− Ja się czuję swobodnie. – Helen miała wrażenie, że całe jej jestestwo napięło się niczym mechanizm, któremu za mocno podkręcono sprężynę.
− Tak? A to? – zapytał, przesuwając palcami wzdłuż fiszbinów gorsetu. – Albo to? − Poklepał poduszeczkę z końskiego włosia wypełniającą tiurniurę. – Wątpię, żeby jakakolwiek kobieta czuła się swobodnie w takim rynsztunku. – Mówiąc, powoli rozwiązywał sznurówki. – Zresztą modne damy nie noszą już tiurniur.
− S-skąd to wiesz? – zająknęła się Helen, słysząc, jak tiurniura spada na podłogę.
Rhys zbliżył usta do jej ucha, jakby zdradzał wielki sekret.
− Bielizna i galanteria, drugie piętro, dział dwudziesty trzeci. Ostatni raport dyrektora handlowego mówi, że tiurniury coraz słabiej się sprzedają.
Helen sama już nie wiedziała, czy bardziej ją bulwersuje fakt, że rozmawiają o bieliźnie, czy to, że dłonie mężczyzny swobodnie błądzą pod jej ubraniem. Za moment halka i zewnętrzna okrywa gorsetu wylądowały na podłodze razem z tiurniurą.
− Nigdy nie kupowałam ubrań w domu towarowym – wykrztusiła. – Dziwnie byłoby nosić rzeczy uszyte przez obcych.
− Szyją je kobiety, które dzięki tej pracy utrzymują siebie i swoje rodziny. – Rhys ściągnął rękawy i suknia opadła, wieńcząc stos ubrań.
Helen potarła gęsią skórkę na nagich ramionach.
− Czy te szwaczki pracują w twoim domu towarowym?
− Nie, w fabryce, którą zamierzam kupić.
− Dlaczego… − Urwała i wzdrygnęła się, kiedy odpiął dolną bryklę gorsetu. – Proszę, nie…
Rhys przerwał i popatrzył w jej przerażone oczy.
− Chyba wiesz, że to się robi bez ubrania? – zapytał łagodnie.
− Czy mogę chociaż zostać w koszuli?
− Zgoda, jeśli tak będzie ci łatwiej.
Energicznymi ruchami dalej rozpinał gorset. Helen czekała w napięciu, usiłując się skupić na czymkolwiek, byle nie myśleć o tym, co zaraz się stanie. Nie udało się jej, więc ośmieliła się spojrzeć na Rhysa.
− Masz w tym dużą wprawę – stwierdziła. – Często rozbierasz kobiety? Bo… myślę, że miałeś wiele kochanek.
Uśmiechnął się nieznacznie.
− W każdym razie zawsze jedną naraz. Skąd wiesz o kochankach?
− Mój brat Theo miał jedną. Moje siostry podsłuchały, jak kłócił się z ojcem, i powiedziały mi o tym. Tata zarzucał Theo, że jego utrzymanka jest za droga.
− Bo kochanki są raczej kosztowne.
− Bardziej kosztowne niż żony?
Rhys zerknął na lewą dłoń Helen, która