Buntowniczka. Lisa Kleypas
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Buntowniczka - Lisa Kleypas страница 14
− Ból dziewicy. – Zerknął na nią z niepokojem. – Nie słyszałaś o tym?
Nerwowo pokręciła głową.
Rhys był wyraźnie zakłopotany.
− Och, w sumie nic takiego. Po prostu… Do licha, czy wy, kobiety, nie gadacie o takich rzeczach? Naprawdę? A co było, jak zaczęły ci się miesięczne krwawienia? Jak ci to tłumaczyły?
− Mama wcześniej nic mi nie mówiła o takich sprawach. To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba i było… niepokojące.
− Musiałaś się śmiertelnie przerazić. – Ku zdumieniu Helen Rhys powoli przyciągnął ją do siebie, aż przylgnęła do jego twardej piersi i oparła mu głowę na ramieniu. Nieprzywykła do tak czułego traktowania, trwała spięta w jego uścisku. – Co zrobiłaś, kiedy to się stało? – zapytał.
− Och… nie mogę z tobą o tym rozmawiać.
− Dlaczego?
− Bo mi nie wypada.
− Helen – powiedział z ogromną powagą – znam prawdziwe życie, w tym podstawowe fakty na temat kobiecego ciała. Oczywiście dżentelmen nie powinien pytać o takie rzeczy, ale oboje wiemy, że tym akurat najmniej się przejmuję. – Pocałował ją w czułe miejsce za uchem. – Opowiedz mi, co się działo.
Ponieważ było jasne, że nie zamierza odpuścić, Helen zmusiła się do odpowiedzi.
− Pewnego ranka obudziłam się i… zobaczyłam plamy na mojej nocnej koszuli i prześcieradle. W dole brzucha miałam straszne bóle. Krwawienie nie ustawało i wpadłam w panikę. Pobiegłam do czytelni i zaszyłam się w kącie. Tam znalazł mnie Theo. Mieszkał wtedy w internacie, ale właśnie przyjechał do domu na ferie. Zapytał, dlaczego płaczę, a ja mu powiedziałam. – Helen zamilkła na moment, przypomniawszy sobie wzrok brata, pełen miłości i troski. – Zwykle traktował mnie z dystansem, ale tego dnia był wyjątkowo czuły. Dał mi złożoną chusteczkę, żebym… wsunęła ją tam, gdzie potrzebowałam. Potem otulił mnie kocem i pomógł mi wrócić do pokoju. Wreszcie posłał po pokojówkę i kazał, żeby mi wytłumaczyła, co się stało, i pokazała, jak używać… − Urwała i zaczerwieniła się po same uszy.
− Wkładek higienicznych? – podsunął Rhys.
Kamizelka, w którą wtulała twarz, tłumiła jej zawstydzony głos.
− Skąd o nich wiesz?
Poczuła przy uchu, jak usta Rhysa rozciągają się w uśmiechu.
− Sprzedają je w moim dziale aptecznym. Co jeszcze powiedziała ci pokojówka?
Pomimo napięcia Helen z ulgą znajdowała spokój w ramionach tego mężczyzny. Był taki duży, ciepły i ładnie pachniał miętą, mydłem do golenia i żywiczną nutą, jak świeżo ścięte drzewo. Ten wybitnie męski zapach był kojący i ekscytujący zarazem.
− Powiedziała, że pewnego dnia, kiedy wyjdę za mąż i będę dzieliła łoże z mężczyzną, miesięczne krwawienia ustaną na jakiś czas i zacznie we mnie rosnąć dziecko.
− Ale nie wspomniała, skąd się ono w tobie weźmie?
Helen pokręciła głową.
− Dodała tylko, że nie przynosi go bocian, jak mówią nianie.
Rhys popatrzył na nią z desperacją i niedowierzaniem.
− Czy wszystkie młode kobiety z wyższych sfer są takimi ignorantkami w tej materii?
− Większość – przyznała. – Mąż decyduje, co panna młoda powinna wiedzieć, i ma ją wszystkiego nauczyć w noc poślubną.
− Mój Boże… Sam już nie wiem, komu współczuć – westchnął Rhys.
− Oczywiście pannie młodej – rozstrzygnęła bez wahania Helen.
Niespodziewanie go to rozbawiło. Zachichotał, ale kiedy poczuł, że Helen sztywnieje, przygarnął ją do siebie mocniej.
− Skarbie, nie śmieję się z ciebie. Po prostu wcześniej nie musiałem nikomu wyjaśniać, jak to jest z seksem. I szczerze ci mówię, nie mam pojęcia, co zrobić, żeby to zabrzmiało pociągająco.
− Och… – szepnęła.
− Nie zdarzy się nic strasznego – zapewnił. – A wiele rzeczy na pewno ci się spodoba. – Przyłożył policzek do jej głowy, a jego głos nabrał kuszącej miękkości. – Najlepiej, jeśli ci wytłumaczę w trakcie, kiedy już będziemy to robić, dobrze? – Czekał cierpliwie, aż niepewnie skinęła głową. – W takim razie idziemy do łóżka.
Helen, chętna, choć pełna wahania, dała się podprowadzić do wielkiego łoża. Nogi miała jak z galarety. Próbowała szybko wsunąć się pod kołdrę, ale Rhys bezceremonialnie pociągnął ją za kostkę, aż znalazła się na krawędzi łóżka.
− Zaczekaj.
Krwisty rumieniec oblał ją aż po szyję. Była prawie naga, nie licząc pończoch, batystowej koszulki i pantalonów ze szparą w kroku.
Rhys, nie puszczając smukłej kostki, odzianej w pończochę, drugą ręką przesunął po nodze Helen. Zmarszczył czoło, kiedy zobaczył, że bawełniana pończocha jest w paru miejscach zacerowana.
− Niedopuszczalne, żeby tak piękne nogi były odziane w taką tandetę – mruknął. Jego dłoń zabłądziła wyżej, do podwiązki i opaski zapiętej na udzie. Stara, rozciągnięta guma dawno przestała być elastyczna i wrzynała się w ciało, znacząc je czerwonym śladem.
Rhys odpiął podwiązkę. Jego mars się pogłębił, kiedy zobaczył storturowaną skórę uda.
− Uch – mruknął z tym swoim walijskim akcentem. Helen słyszała już podobne mruknięcie przy różnych okazjach, kiedy Rhys był czymś mocno zniesmaczony.
Ściągnął jej pończochę i z obrzydzeniem cisnął na dywan razem z podwiązką i gumą, po czym zabrał się do drugiej nogi.
− Muszę je potem założyć – powiedziała Helen, bojąc się o ten ważny element swojego stroju.
− Dostaniesz nowe pończochy. I eleganckie podwiązki z gumami.
− Ale te dobrze mi służyły!
− Masz po nich ślady na skórze. – Rhys zwinął drugą pończochę w kulkę i cisnął prosto w otwarte palenisko kominka. Wylądowała na płonących polanach i momentalnie zajęła się ogniem.
− Dlaczego ją spaliłeś? – W głosie Helen zabrzmiała nuta gniewu.
− Nie była dla ciebie dość dobra.